Stało się, francuskie pary jednopłciowe mogą legalizować swoje związki i adoptować dzieci. Niestety radość rozpasanej francuskiej izby parlamentarnej przywołuje mi jedynie wycie gawiedzi podczas dialogu z katolikami w czasie rewolucji francuskiej – dialogu za pomocą gilotyny. Wtedy po masowych mordach na setkach księży ogłoszono we Francji święto Kultu Rozumu. Patrząc na facjaty rozpromienionych francuskich posłów miałem wrażenie, iż są święcie (sic!) przekonani, że dokonują rzeczy epokowej. Że znów jakiś prze-najmądrzejszy „rozum” wygrał z ciemnotą religijnych przyzwyczajeń…
Co ciekawe, lobby homoseksualne działa w sprzeczności ze swoimi własnymi ideałami. Gdy innym wskazują wolnościową drogę ewolucji, sami zachowują się jak producenci siarki walczący o ceny minimalne na giełdzie. Ich rewolucja, to czysto polityczny zabieg drwiący z podstaw deklarowanej przez nich samych demokracji: grupa wybrana wolą większości wprowadza prawa mniejszości. Przeciwnicy decyzji francuskiego parlamentu przypominają bowiem, że ustawa stoi w sprzeczności z deklaracjami przedwyborczymi.
Ukrywanie prawdziwych intencji, to dość powszechny zabieg w obecnej europejskiej klasie rządzącej. Tak na marginesie wyborcom PO też nie powiedziano wprost, że zamrozi się płacę minimalną, zlikwiduje filar ubezpieczeń, wydłuży czas do emerytury i wprowadzi euro? To temat odrębny, ale jak papierek lakmusowy pokazuje, że te rządzące klasy, z klasą nie mają wspólnego mianownika. Raczej wołają (Wołacz. O!) o pomstę do nieba…
W przypadku ruchów homoseksualnych znamiennym jest również to, że kopiując metody walki politycznej, zachowują się tak, jakby w nieokreślonej, ale jednak, przyszłości, mieli być grupą większościową. Że nie jest to walka na chwilę, tylko do skutku. Tu nieco siada logika, bo gdy homoseksualizm stanie się powszechny, adopcja dzieci stanie się przepisem martwym. Być może wtedy będą postulować przymusowy podział wszystkich urodzonych dzieci pomiędzy pary hetero i homo. Kto wie?
Hipokryzja homoseksualistów sięga zenitu w walce o prawa do adopcji. W setkach dyskusji, które odbyłem z antyklerykałami (a to zbieżny target), często słyszałem, że rodzice bezprawnie chrzczą nieświadome dzieci, pchając je w nieznane i mętne ramiona kościoła. Przecież to taka istotna kwestia dla całego życia. Że właśnie tu powinny mieć one prawo wyboru… Zatem! Halo Huston! A gdzie prawa tych adoptowanych?
Czy jest jakaś większa wartość, niż rodzina, w której jestem wychowywany? Czy zatem tu prawa dzieci są respektowane? A może pomija się ich głos, bo nie mogą założyć ruchu politycznego?
Niestety, dzieci adoptowane przez homoseksualistów będą zawsze mniejszością i trudno mi sobie wyobrazić, że wzrastanie w rodzinie homo wpływu na ich życie mieć nie będzie…
Prawdziwe zdobycze cywilizcji to sukcesy w obronie tych maluczkich… Odrzuciliśmy praktyki zatrudniania dzieci i ronimy łzy nad nieletnimi wykorzystywanymi w ukraińskich kopalniach. Pod groźbą kary szczepimy dzieci na powszechne choroby. Staramy się, aby dzieci nie wylatywały podczas wypadków przez przednią szybę z tylnego siedzenia, a wózek i fotelik ma po kilka certyfikatów bezpieczeństwa. Oburzamy się na chińskie zabawki z plastiku, którego już u nas nie produkujemy, bo szkodliwy. Wzburzamy się na przypadki handlu dziećmi, a pedofilia to dziś grzech nie do wybaczenia. Ba! Potrafimy odebrać dziecko rodzicom, którzy mają problemy z jakimś nałogiem.
… i potrafimy oddać nieświadome niczego dziecko na wychowanie pary homoseksualistów.
Zastanawiam się, czy w homo-ustawach zabezpiecza się jednocześnie fundusze na odszkodowania dla adoptowanych dzieci, które w dorosłym wieku zapragną upomnieć się od państwa zadośćuczynienia za wykluczenie, którego doznały poprzez wychowanie w homo-rodzinie?
Bo niestety inżynieria genderyczna prowokuje wiele pułapek. Może się zdarzyć…, bo Bóg w cudach jest nieodgadniony, że dziecko homo-rodziców wyrośnie na przaśnego, siejącego odwetem mohera i katola…
Inne tematy w dziale Polityka