Sądownictwo w Polsce to siedziba bezprawia, etatyzm, kalectwo umysłowe i ogólna niewiedza, oderwanie od rzeczywistości i KORUPCJA.
Gdyby sądy w Polsce działały sprawiedliwie nie było by setek interwencyjnych tematów telewizyjnych i prasowych, w których władza sądownicza wypada bardzo blado.
Przypadki wydawania wyroków bez zaznajomienia się w sprawę, to codzienność – ilość odwołań i postepowań skierowanych do ponownego rozpatrzenia, jak i nagminna już przewlekłość procesowa, to nie wypadki – to norma.
Kasta sądownicza zblatowana z prawniczą na stolikach sądowych barów i w zaciszach gabinetów negocjuje wyroki dla możnych, czyli takich, co mogą.
Plaga „chorujących” oskarżonych związuje finansowo tych, którzy zaświadczenia wystawiają z tymi, którzy je honorują, widząc oskarżonego na drugi dzień w dobrym zdrowiu. Bo dla sędziów nie liczy się sprawiedliwość, tylko papier. Jeśli oskarżony przyniesie rachunek z restauracji z Paryża, a sędzia go właśnie widział w Lublinie, to wg sędziego oskarżony był w Paryżu.
Przypomnę w tym miejscu jeden ze wstępnych artykułów KPK: Art. 7. Organy postępowania kształtują swe przekonanie (…) z uwzględnieniem zasad prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego.
Jak to się ma do codzienności naszych sądów, którą widzimy codziennie w TV. Nikt w Polsce nie liczy na sprawiedliwy wyrok, tylko szuka „kruczków” i „dojść”, aby „załatwić sprawę”. Doświadczenie życiowe sędziów polega na tym, jeśli oskarżony gra w tenisa, ale ma zaświadczenie o zawale, to znaczy, że jest chory.
O uczciwości środowiska świadczy jazgot, jaki był przy pomysłach jawności oświadczeń majątkowych tego sektora. Obserwowana niewspółmierność wyroków i ich rażąca niesprawiedliwość, przy oburzeniu zwykłych obywateli, dopełnia obraz tego środowiska.
Dlatego wolę wierzyć w niewinność Kamińskiego, a nie w przypadki pomroczności jasnej, casus Sawickiej, choroby komunistów i oprychów czy ustawianie rozpraw przez kancelarię premiera.
Niezależność władzy sądowniczej jest fikcją, i każdy w tym kraju o tym wie. Zasłanianie się kartą prawa, że nic lepszego od niezawisłości nie można zrobić, jest przyklepywaniem gówna.
Ps. Moja ostatnia rozprawa o niezapłacone faktury dla firmy, z tzw. szybkiego trybu skończyła się po 2 latach. Na rozprawie musiałem tłumaczyć sędziemu, jak wygląda prawidłowo wystawiona faktura i dlaczego nie mam umowy pisemnej z podmiotem, któremu wystawiłem fakturę (!). Ponad 200 maili, w tym takie – w których zleceniobiorca potwierdził odebranie zamówienia – nie stanowiły dla sądu dowodu. Do uznania 2 niezapłaconych faktur sędzia, który się w międzyczasie zmienił, potrzebował 5 rozpraw, na które musiałem pojechać każdorazowo 300 km. Pierwszy sędzia bezceremonialnie na korytarzu rozmawiał przed rozprawą z oskarżonym (pozwanym).
Inne tematy w dziale Polityka