Analfabeta to już oczywisty synonim gimnazjalisty. To nie złe programy ani podręczniki zrobiły z dzieci kretynów, to wynik pracy nauczycieli.
Słabe wyniki egzaminacyjne, znikoma zdawalność, wyrywkowa (przez testowość i „klucze”) wiedza i inne niedoskonałości to może i przyczyny systemowe. Ale czytelnictwo młodzieży na poziomie 30% to już tylko wina nauczycieli.
Do zachęcenia do czytania nie potrzeba wielkich programów edukacyjnych – wystarczy pasja.
Nie przypominam sobie protestów nauczycieli, gdy do szkół wprowadzono zbrodniczą tendencję „przerabianie” lektur jedynie na fragmencie książki. To jest pomysł z okresów germanizacji i rusyfikacji.
Co do samych programów i zmianach w podstawach programowych…. Przy omawianiu tych kwestii na radzie pedagogicznej przeważnie cicho. Ożywienie następuje przy omawianiu ilości godzin, zastępstw, okienek itp. Podstawy programowe nauczyciele mają dokładnie tam gdzie uczniowie…
Dlatego też przy obecnych protestach nauczycieli nie chodzi o ucznia. Znów tylko o etaciki, których zresztą jak wynika z arytmetyki, nie zabraknie. Funkcje stracą dyrektorzy gimnazjów, ale oszczędność to chyba dobry kierunek. To również z ich podjudzania są protesty, bo nauczyciele nie są pewni, kto zostanie nowym przełożonym: ten z gimnazjum czy z podstawówki – na wszelki wypadek są lojalni.
Dla mnie na dziś nauczyciele nie mają głosu, bo nie mają wyników. Jak zauważę ruch w sferze czytelnictwa pochylę się nad ich problemami. Ale na to zainteresowanie muszą zapracować.
Smutny dowód na przedstawioną rację:
Niedawno robiłem ankietę w środowisku nauczycieli na temat czasopism dla dzieci, które polecają dla uczniów. Większość polecała czasopismo „Miś”. Problem w tym, że ten periodyk od kilku lat nie istnieje…
Inne tematy w dziale Polityka
