3rdOf9 3rdOf9
559
BLOG

Nad trumną Becka grzeczniej proszę !

3rdOf9 3rdOf9 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Dawno nie czytałem tak ciekawej książki, jak „Pakt Ribbentropp – Beck” Piotra Zychowicza. Rzuca ona całkowicie nowe światło na cały przebieg drugiej wojny światowej, ale także ukazuje bezmiar zakłamania, w jakim do dziś dnia trwa w tym temacie nie tylko Polska ale i świat, który gotów był jednocześnie potępić Hitlera jako największego w dziejach zbrodniarza przeciwko ludzkości i gładko przejść nad identycznymi z punktu widzenia moralnego a znacznie gorszymi z punktu widzenia liczby ofiar zbrodniami Stalina.

Trudno po lekturze tej książki nie popaść w zadumę nie tylko nad przebiegiem całej IIej Wojny Światowej, ale także nad tym, czym w istocie w ogóle jest polityka.

Druga wojna światowa skończyła się, polityka natomiast toczy się nadal... Pomimo tego – paradoksalnie – o ile dość trudno przewidzieć, który ze scenariuszy wydarzeń podawany przez autora w książce mógłby się ziścić i w jakim stopniu, o tyle bardzo łatwo – jak mi się zdaje – przewidzieć jakie będą reakcje na tę książkę tych, którzy się z zawartymi w niej tezami nie zgodzą.

Po pierwsze krytyka pójdzie w kierunku podejrzeń autora o prohitlerowskie sympatie. Pojawią się (a nawet już się pojawiają) głosy, że owemu autorowi „śni się Wielka Polska bez Żydów”. Nie będzie tu miało wielkiego znaczenia, że autor w swojej pracy jasno i w kilku miejscach nazywa Hitlera kretynem oraz zbrodniarzem, że jego politykę rasową określa mianem irracjonalnej i że w ostatniej fazie scenariusza, który kreśli, Polska owemu irracjonalnemu zbrodniarzowi dosłownie wbija nóż w plecy, aby go razem z tą jego polityką ostatecznie pogrążyć, przy okazji ratując swoich Żydów, ale także sporą część Ukraińców, Białorusinów i innych narodów wschodu, które w rzeczywistym przebiegu wydarzeń zostały tak potwornie przetrzebione przez oba totalitaryzmy (działające bądź to na spółkę bądź to na zmianę).

Druga linia krytyki – równie jak pierwsza emocjonalna i nie zwracająca uwagi na fakty – pójdzie utartą drogą „jak moglibyśmy podpisać sojusz z tak ohydnym zbrodniarzem jakim był Hitler” i znów nie będzie miało znaczenia to, że autor wyjaśnił nie tylko na jakich zasadach rzeczywiście byśmy mogli, ale przypomniał również które konkretnie państwa rzeczywiście taki sojusz podpisały, nawet na zasadach znacznie gorszych i z jakim zrobiły to skutkiem.

Jeśli chodzi o krytykę rzeczową, to – niestety – jak na razie jej autorzy zazwyczaj usiłują używać argumentów, na które można odpowiedzieć cytatami z książki.

Mnie jednak najbardziej interesuje pewien aspekt całej tej historii, w którym autor nie zdołał mnie przekonać. Zastanawia mnie mianowicie powód, dla którego kierownictwo państwa polskiego zdecydowało się niemalże w ostatniej chwili dokonać wolty i zamiast uderzyć wraz z Hitlerem na Rosję, przyjęło na siebie ciężar pierwszego uderzenia ze strony „świeżego” i głodnego zwycięstw Wermachtu pomimo tego, że – logicznie rzecz biorąc – nie mogło liczyć na poparcie ze strony Anglii i Francji, których gotowość do wojny została już wcześniej wysondowana z wynikiem negatywnym przez samego Piłsudskiego.

W świetle przedstawionych przez autora faktów można rzeczywiście domniemywać, że powodem tym była po prostu głupota... Zresztą: skoro głupotą wykazał się Hitler, który swoją idiotyczną polityką wobec narodów podbijanych de-facto odbudował Stalinowi Armię Czerwoną (a przynajmniej jej morale), skoro wykazał się nią niespełna trzy lata później Franklin Delano Roosevelt, oddając lekką ręką Stalinowi strategiczne pozycje, których ten wobec braku bomby atomowej w żadnym razie nie mógłby uzyskać w negocjacjach... Skoro na tak idiotyczne sposoby pomyliło się dwóch polityków, z których każdy, gdy był u szczytu swej władzy, trząsł posadami świata, to tym bardziej mógł się w podobnie durny sposób pomylić Józef Beck.

Autor przytacza w swojej książce powiedzonko: „Jeśli zdechnie osioł, może to być po prostu pech. Jeśli jednak upada państwo, to ktoś musi być temu winny”. W kontekście sprawy głupich błędów polityków pozwolę sobie je sparafrazować: „Jeśli głupi jest osioł, to najprawdopodobniej jest to po prostu jego natura... Głupota wpływowych polityków musi jednak z czegoś wynikać”. Potrzeba bowiem pewnego talentu i pewnych przymiotów aby w ogóle dojść do władzy i przez pewien czas ją utrzymywać. W przypadku Józefa Becka można oczywiście skwitować tę kwestię po prostu tym, że Piłsudski „nie miał ręki do dobierania współpracowników”. W tym kierunku idzie właśnie autor.

Cóż... Wykluczyć takiej ewentualności całkowicie nie można. Mnie jednak przychodzi na myśl nieco inne wytłumaczenie, które pomimo tego, że nie będąc historykiem nie mogę za bardzo „walczyć” z Zychowiczem, wydaje mi się bardziej prawdopodobne...

Jeśli spojrzymy na wspomnianą wcześniej pomyłkę popełnioną przez Hitlera, to nawet bez szczegółowych analiz widać, że nie popełnił on jej „bo miał zły dzień”, ale była to dość logiczna konsekwencja wyznawanej przez niego polityki rasowej, która tak bardzo odróżniała III Rzeszę od poprzednich wielkich imperiów znanych ze starożytności, które zamiast tworzyć sobie niepotrzebnych wrogów w drodze bezmyślnej eksterminacji wolały raczej przyłączać do swego organizmu ludy podbite, niekiedy nawet przyjmując to i owo z ich kultury lub techniki.

Podobnie pomyłka krańcowo odmiennej postaci, czyli Franklina Roosevelta, również nie wynikała z chwilowej niedyspozycji żołądka: choć to niesamowite, ale przecież istnieją dowody na to, że prezydent USA uważał Stalina za dobrotliwego „wujaszka Joe” i raczej nie spodziewał się, że dając temu człowiekowi wolną rękę w Europie dopuszcza do umocnienia totalitaryzmu, który będzie w przyszłości kosztował życie tysięcy amerykańskich żołnierzy walczących w Wietnamie i Korei i którego obłędna krwiożercza polityka doprowadzi cały świat (więc również i USA) na skraj atomowej zagłady.

Co „trzeba było” wówczas zrobić ze Stalinem zamiast mu ustępować ? Należało postąpić zgodnie z tym, co podobno chciał osiągnąć „wierny syn Bellony”, generał George Patton: natychmiast po pokonaniu Niemiec zaatakować Związek Sowiecki. Patton podobno był zwolennikiem takiej opcji, choć nie musiał wcale wiedzieć o tym, jak ogromną przewagę nad ZSRS posiada jego ojczyzna. A przecież kilka spektakularnych uderzeń atomowych szybko zmusiłoby Imperium Zła do pełnej kapitulacji. Następnie przy udziale wiernego sojusznika, czyli Polski (w roli głównego oskarżyciela), należało postawić sowieckich bandziorów przed jakąś tam kolejną Norymbergą i raz na zawsze ustanowić na świecie panowanie demokracji typu zachodniego pod amerykańskim protektoratem.  

Można było ? Można... Ale do tego Ameryka musiałaby nie być Ameryką i Roosevelt, którego w końcu to Amerykanie wybrali do władzy, też nie mógłby być sobą. To również z umiłowania pokoju i wolności oraz wiary w to, że ten cały świat ma jednak jakiś sens wykraczający nieco ponad płaszczyznę sztabowych map, bierze się niechęć do wypowiadania wojen, zwłaszcza nuklearnych. Prawda: Harry Truman zrzucił później bomby atomowe na Japonię, ale był to sposób na ZAKOŃCZENIE wojny, nie na jej rozpętanie.

Łatwo tak sobie dzisiaj pisać, że brak inwazji na Sowiety w chwili, gdy miało się druzgocącą przewagę, to była głupota. Ale mam wątpliwości, czy zarówno sam Piotr Zychowicz, jak i drugi główny specjalista od wieszania psów na Józefie Becku, czyli Rafał Ziemkiewicz, potrafiliby znaleźć w sobie dość siły psychicznej na to, by nacisnąć „czerwony guzik”, gdyby to od nich zależała decyzja i wymagałby tego Interes – choćby nawet i Narodowy.

Tak więc, chociaż bardzo spodobała mi się książka „Pakt Ribbentropp-Beck” i merytorycznie przyznaję jej autorowi rację, to jednak nie uważam, żeby rzeczą właściwą było oskarżanie ministra Becka o głupotę.

Kto z nas nie czepia się złudzeń, że żyjemy w demokratycznym kraju i te wybory, na które sumiennie chodzimy co cztery lata cokolwiek w ogóle znaczą ? Kto z nas nie odpycha od siebie myśli, że te telefony komórkowe i Internet, do których tak już żeśmy przyrośli (przez zaledwie kilkanaście lat) są idealnym wręcz narzędziem permanentnej i doskonałej, wręcz Orwellowskiej inwigilacji dla tych, którzy rzeczywiście sprawują rządy i że wkrótce światem pod przykrywką tradycyjnej demokracji rządzić będą po prostu cyberdyktatury ? 

Sądzę, że nawet pod tą notką znajdzie się w krótkim czasie wiele dowodów na to, jak wielu ludzi wcale nie chce o tym wiedzieć, słyszeć ani myśleć.

Nie ma się zatem co dziwić, że i minister Beck do ostatniej chwili grał na czas mając do czynienia ze zbrodniarzem, z którym nie miał najmniejszej ochoty współpracować i że jak deski zbawienia chwycił się propozycji, którą wysunęli wobec niego ludzie – jak mylnie sądził – cywilizowani, którzy – jak również mylnie sądził – zbrodniarzami nie byli.

W dyskusjach religijnych pada czasami pytanie: „Gdzie był Bóg, kiedy odbywał się Holokaust”. To jest smutne pytanie, ale odpowiedź na nie jest – wbrew pozorom – prosta. Brzmi ona: „A gdzie byli Francuzi i Anglicy we wrześniu ’39 ?”. Czym de-facto było „rzucenie Polski na pożarcie Hitlerowi” ?  Było zbrodnią... „To ludzie ludziom zgotowali ten los”, ale też i ludzie do tego dopuścili.

Co zaś musiałby zrobić Beck, aby odwrócić bieg drugiej wojny światowej ? Musiał zarówno sam dokonać agresji na ościenne państwo jak i poświęcić los Francuzów mniej więcej w taki sposób, w jaki oni poświęcili los Polaków. Musiałby to zrobić u boku totalitaryzmu niewiele lepszego niż ten, na który byłby napadł (niektórzy powiedzą w tym miejscu, że nawet znacznie gorszego). Może to nie byłaby taka sama zbrodnia, jakiej się dopuścili Francuzi wobec nas, bo myśmy ich niecnie i podle do wykrwawiania się nie zachęcali, ani też nie udawaliśmy ich sojuszników. Zawsze jednak byłoby faktem, że przyglądalibyśmy się przemocy dokonywanej za kreską na mapie... Obojętnie patrzylibyśmy jak spokojnych obywateli demokratycznego państwa rozjeżdża sprzymierzony z nami totalitaryzm. Przecież w wojnach, choć to politycy podejmują decyzje, giną jednak zwykli ludzie.

Może rzeczywiście – w świetle tych zdrad, które nas spotkały, w świetle tych pretensji o współudział w Holokauście, które wobec Polski są wysuwane – przychodzi nam teraz żałować, żeśmy – wzorem Anglii i Francji – nie mieli na stanowisku ministra spraw zagranicznych etatowego cynika, który gotów by był bez oglądania się na jakieś tam "fikcyjne zasady moralne” czy też „dobro cywilizacji” zawrzeć pakt ze zbrodniarzem, jakim Hitler był z zamiłowania.

Być może rzeczywiście powinno to być dla nas wskazówką co do sposobów radzenia sobie w bezwzględnych realiach nadchodzącej szybkim krokiem (a w zasadzie już istniejącej) cywilizacji pogardy, tchórzostwa, plugastwa i śmierci.  

Ale niech to nie będzie powodem do obrzucania teraz wyzwiskami i kalumniami tego uprzejmie uśmiechniętego pana w eleganckim cylindrze... Przedstawiciela cywilizacji, która już nie istnieje i która w Europie – poza Polską – nigdy tak naprawdę nie zaistniała...

Cywilizacji wartości moralnych, do której tę obecną... zbieraninę kierującą się w swych działaniach mieszanką egoizmu, cwaniactwa, tchórzostwa, bezczelnego chamstwa, sprytu i pychy, czeka jeszcze droga długa i bolesna, bo wypełniona niepotrzebnym cierpieniem zadawanym sobie nawzajem zgodnie z zasadami pragmatyzmu i egoizmu, ale za to całkowicie sprzecznie z naukami Chrystusa.

Kiedyś, gdy wszystkie meandry i zakręty tej drogi zostaną wreszcie pokonane, historia przypomni sobie, że cywilizacja, która leży na jej końcu, na długo przed swoim właściwym czasem i na krótką chwilę zaistniała w międzywojennej Polsce, ale w morzu podłości i zbrodni rozpasanych w dwudziestym stuleciu zgubiła ją jej własna szlachetność.

Konsekwencją postulatu wysuniętego ongiś przez Rafała Ziemkiewicza, czyli „nad trumną Becka ciszej proszę”, jest to, że na razie zrobiło się nad tą trumną bardzo głośno. Myślę, że dla Polski ta dyskusja, będąca de-facto próbą rewizji historii najnowszej, tak bardzo zakłamanej w czasach sowieckiej okupacji, jest dobra i jest bardzo potrzebna, choćby właśnie ze względu na to, by świat „wiedział przynajmniej, co robi, kiedy będzie znów nas zdradzał”.

Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia, która nie jest omówiona w książce: kwestia wywierania wpływu na ministra Becka i polskie kierownictwo przez obce agentury. Interes w tym, aby Polska wykrwawiła się w wojnie angażując Wermacht w ciężkie i długotrwałe walki miały zarówno Anglia i Francja, jak i też ZSRS. Zaangażowanie potężnych środków ze strony wywiadów tych państw nie byłoby w tym przypadku niczym dziwnym. Zwłaszcza w wypadku ZSRS, dla którego był to problem typu „być lub nie być”. Sprawa jest warta przeanalizowania, ale w kwestii oceny moralnej nie musi ona jednak zmieniać wiele: wywiad tak samo dobrze może posługiwać się przekupstwem i szantażem, jak i też wyzyskać czyjąś szlachetność. 

Tak czy owak warto w tym wszystkim nie zapominać, że trumna Becka nie jest bynajmniej w kontekście kampanii wrześniowej jedyną, nad którą się ta debata toczy. I choćby nawet tylko dlatego należy ten dyskurs prowadzić z szacunkiem. Nie tylko dla pana ministra.

3rdOf9
O mnie 3rdOf9

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura