Nie było mnie niemal cały dzień. Przychodzę późnym wieczorem, mam nawet pomysł, aby skrobnąć coś na blog, zaglądam do internetu: a tu pasztet: List Kaczyńskiego do narodu PiS. Od razu myśli ułożyły się w tytuł: Triumf Migalskiego, czyli przebrała się miarka trzeba leczyć Jarka.
Po wcześniejszym wystąpieniu dla Blogpress nie ulega dla mnie wątpliwości, że u szefa PiS neurony mają kłopot w docieraniu do odpowiednich klapek, krótko pisząc: rozluźnienie ustroju intelektualnego. A teraz ten list. A jednak zabiegi epistolarne Migalskiego odniosły skutek Chociaż taki. Nie jest to debata partyjna, jak chciał politolog z Katowic, jest to raczej debata monologowa: Słuchajcie, ja dyskutuję ze sobą i oto komunikuję, co z tej dyskusji wynikło.
List jest długi, więc go pokrótce omówię. Prezes postanowił powrócić do formy listu, aby komunikować się z narodem PiS, bo nie wszyscy wiedzą, co prezes myśli i jakieś głupoty mogą się ich imać. Zauważyłem, że ktoś to trafnie nazwał, Kaczyński wraca do pisania homilii, która będzie teraz w dni świąteczne odczytywana.
Dalej jest o jakichś natężeniach akcji przeciw nam (tzn. przeciw PiS, a nie nam, czyli narodowi polskiemu). Stara śpiewka Kaczyńskiego, jej powtarzalność świadczy o paranoi. Wszak to najpopularniejsza wykładnia tej przypadłości psychicznej.
Jedźmy dalej. Kurczę, gdy to piszę, czytam kolejne akapity, a w nim tylko o jednym. Wszyscy przeciw nam (tzn. przeciw PiS, a nie nam, czyli narodowi polskiemu). Nie wątpię, że u prezesa natężenie paranoiczne się pogłębia. Prawie pół listu o tym. Poważnie. Zastanawiam się w tym momencie, czy pisać dalej. Bo czytam na przemian list i robię ten wpis blogowy, tylko jednego się doczytuję: źli ludzie, najczęściej z Platformy sekują PiS.
O, jest o Palikocie. Może to miejsce będzie jakieś bardziej rozluźnione. Aha, Palikot miał wziąć udział w zjeździe programowym PiS w Krakowie. Ale facet (Kaczyński) nie ma poczucia humoru i dystansu. Stary chwyt, jak świat. Palikot przystawił szpileczkę w te nadymanie i - co usłyszeliśmy? Jeden wielki pierd. Szef PiS tego mojego wpisu nie będzie czytał, ale mógłbym mu powiedzieć, że gdyby znał polska literaturę, w tym literaturę przedmiotu: polityczną, to wiedziałby, że takie dystansowanie się, takie „unieważnianie naburmuszenia” jest cechą przyrodzoną Polaków myślących politycznie. Ot, Piłsudskiego poczytać, mocium panie Kaczyński.
Dobrze, czytam dalej. Jest o Poncyliuszu. Czyli facet ma przechlapane. Może go czekać los Migalskiego. Albo… To „albo” proszę uwzględnić. W tej chwili niespecjalnie się orientuję, czy Poncyliusz startuje na prezydenta Warszawy, ale jeżeli, to może mieć szanse. Kaczyński go nie lubi, naród warszawski może oddać głos na Pawła, a nie jego konkurenta Gawła. Kaczyński jest tak znielubiony w dużych miastach, że to może być szansa dla Poncyliusza. I Kaczyński wie o tym. Tutaj bestia wykazałby się przebiegłością.
Jest o sondażach partyjnych PiS, w których PiS miał więcej niż PO. Dla mnie zrozumiałe. Pewnie w sondażach partyjnych PO, miało więcej PO niż PiS. Logiczne. Przecież w sondażu partyjnym PiS członkowie chętniej oddają głos na PiS niż na konkurencję. Darujmy sobie te rozważania, bo dojdę do absurdu. Choć sam list jest absurdalnym. Ale to hit, na wszystkich portalach na pierwszym miejscu.
Nareszcie docieram do akapitu o Migalskim. A to kołtun jeden, ośmielił się napisać do prezesa, a teraz prezes musi odpowiadać pisaniem, a nie lubi Kaczyński pisać. Nie lubi prezes pouczać.
Oho, są wnioski. Pierwszy wniosek: Nie każdy ma elementarne rozeznanie polityczne, popełnia błąd występując publicznie. Vide: Migalski. Politolog, który nie ma rozeznania politycznego – to tylko u nas w Polsce może się zdarzyć.
Drugi wniosek. Miękka kampania była nieskuteczna, dlatego że ograniczona. Szef PiS nie mógł powiedzieć tego, co lubi mówić.
Trzeci wniosek. Jest w nim o Smoleńsku i lojalności. Łącząc te dwa elementy w całość, można interpretować następująco. Lojalny jest ten, kto mówi o Smoleńsku w wiadomych kontekstach. Nie pada nazwisko Macierewicza, samo jednak nasuwa się czytelnikowi epistoły, czy też homilii.
Czwarty wniosek. Nazwę go szantażem moralnym. Sprawa uczczenia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego (pomnikiem, oczywiście) i innych ofiar katastrofy smoleńskiej jest kwestią o zasadniczym znaczeniu moralnym. Bo – tutaj już grzmi Kaczyński – nie damy zepchnąć Polaków do roli narodu uznającego swą niższość.
Piąty. Sprawa krzyża. Wszystkiemu jest winien obecny prezydent RP (nie pada jego nazwisko) i władze samorządowe stolicy, że jest jakiś konflikt. Władze PiS nie mają z tym nic wspólnego.
Szósty. Media są przeciw PiS, a ta partia chce dobrze i ma dla Polski recepty ekonomiczne. Media nie chcą tego emitować, tylko zajmują się głupotami w PiS.
Siódmy. Wszelkie informacje o abdykacji (tak jest nasmarowane w tym liście, tak pisze król Kaczyński), czy dymisji są nieprawdziwe. Swołocz jedna (to nie pada, ale znając pasję prezesa, widzę, jak przy dyktowaniu owego listu wykrzywiła mu się twarz w nienawiści). Lojalność, albo iść swoją drogą.
Uff. Dobrnąłem do końca. Są jeszcze akapity o PO, nie chce mi się ich opisywać i analizować, bo to już znamy. Zwracam uwagę, na liczbę siedem. Członkowie PiS dostali siedem grzechów głównych, przed których popełnieniem mają się wystrzegać.
Ciekawe, kiedy następną homilię wysmaży Kaczyński. Znowu będziemy mieli ubaw.
Inne tematy w dziale Polityka