Nie wiem, któremu z Kaczyńskich mylił się Herbert z ks. Twardowskim. Nie spisuję politycznych wpadek, bądź złotych myśli polityków. Warto jednak byłoby to robić, aby pokazać marność elit politycznych, szczególnie tych od patriotyzmu, tradycji i czegoś tam. Dlatego warto, że tylko takie myśli polityczne słyszymy, o kondominium, zomowcach, bifinlandyzacji.
Dzisiaj mój kolega pisarz wskazał, że wystarczy jakikolwiek dzień i kilka zdań Kaczyńskiego, aby zacząć notować polityczne złote myśli. Oderwałem się od swoich zajęć, przebiegłem portale internetowe. Faktycznie, jest coś w języku Kaczyńskiego, co każe wątpić w ośrodek funkcji retorycznych u tego polityka.
To praca jednak dla studenta Michała Głowińskiego, który zebrałby, poklasyfikował prezesa PiS zwerbalizowane myśli i syntetycznie wskazał, na cóż takiego ten człowiek cierpi.
Jedno zdanie mnie uderzyło dzisiaj. Dosłownie: uderzyło. Nie jest to tylko metafora. Od takich „myślowych zdań” wszak elektorat głupieje, jeden z drugim (a mam na myśli zwolenników) uzasadnia głębię, jakby od samego Gołoty otrzymał lewy sierpowy. Zataczają się te komentarze i wpisy blogowe od nadmiaru siniaków.
Też dostałem, przyznaję. „Nie uważam pana Komorowskiego za partnera do rozmowy”. Najpierw pomyślałem, Kaczyński ma nowego sąsiada w miejscu zamieszkania, a może w ławach poselskich. Ktoś go przekonał, że nie warto z nim rozmawiać, więc Kaczyński w mediach podzielił się tą uwagą, bo wyprodukował złota myśl. Są ludzie, którzy czekają na jego złote myśli.
A potem – oczywiście, od razu – „Eureka” wykrzyknąłem – „toż to chodzi o prezydenta Komorowskiego”. Bronisława Komorowskiego. Za niskie prezydenckie progi dla Kaczyńskiego, bo o z samym Panem Bogiem pod krzyżem rozmawia. Ten widok wszak przerabialiśmy w telewizji.
Cytat, który przytaczam jest jednak drugą częścią zdania cytowaną na wszystkich portalach, jutro pewnie w gazetach, bo brzmi: „Po sprawie krzyża ja nie uważam pana Komorowskiego za partnera do rozmowy”.
Nie będę już rozważał, kto jest właścicielem krzyża, posesji przed Pałacem Prezydenckim, przestrzeni publicznej i tak dalej. Odwołam się tylko do słów innej osoby z ław poselskich ugrupowania, którego „pan” Kaczyński jest liderem, niejakiej pani Anny Sobeckiej, która odmawia swojego głosu (uwaga: sejmowa komisja kultury) Czesławowi Miłoszowi, aby następny rok był miłoszowym rokiem. Odmawia dlatego, że Miłosz użył metafory „próchno krzyża”.
Jesteśmy w domu. Gdyby Sobecka miała coś wspólnego z literaturą, kulturą (wystarczy: polską), religią katolicką, wiedziałaby, że tenże Miłosz przetłumaczył (najpiękniej w języku polskim) starotestamentowe Psalmy. Gdyby żył Kisiel, mógłby w swoim stylu zapytać: „Skąd, kotku, metafora - próchno krzyża - jest?”.
Takich mamy polityków, takimi walą nas lewymi sierpowymi. Zataczają się potem inni posoką internetową. Krwawi „to” po różnych internetowych komentarzach i wpisach blogowych.
Inne tematy w dziale Polityka