Opublikowany na blogu Czarneckiego list Jarosława Kaczyńskiego do ambasadorów nie miał takiego przeznaczenia, jakie chciałby nadać europoseł. Tak twierdzi prezes PiS. Niezależnie od tego, jak naprawdę jest, możemy tylko powiedzieć o kompromitacji. Zdezawuował się Kaczyński, czy Czarnecki? Tego nie wiemy. Bo to mogło być świadomie nadanie biegu sprawie przez Kaczyńskiego. Mogło to być także wmanewrowanie Czarneckiego.
Kaczyński może teraz w ten sposób bronić się przed postawieniem go przed Trybunałem Stanu. Bo to się do tego nadaje. Odbieranie prerogatyw prezydenckich. Czyli zwrócenie się do ambasadorów. Zwracać się do korpusu dyplomatycznego może robić tylko prezydent. W żadnym razie nie szef opozycji, bo to świadczy tylko o tym, że prowadzi odmienną polityką zagraniczną.
Istnieje jeszcze inna możliwość, że Kaczyński świetnie wiedział, co robi. W porozumieniu z Czarneckim to zrobił. Czarnecki teraz będzie musiał na siebie przyjąć odium „pomyłki”, „wkręcenia” przez innych.
Jeżeli taki list został skierowany, dowiemy się od ambasadorów, ewentualnie od rządów tych krajów. Jeżeli ten list to artykuł do publikacji, jak twierdzi sam Kaczyński, do jakiej prasy jest przeznaczony?
Niemniej w świat poszła wiadomość o polityce zagranicznej uprawianej przez Kaczyńskiego. List/artykuł jest łatwy do interpretacji dla obcych rządów. To ta sama postawa, ta sama retoryka, gdy Kaczyński definiował Polskę otoczoną przez wrogie państwa. Ten list/artykuł jest definicją ksenofobii Kaczyńskiego i PiS.
Może być jeszcze jedna interpretacja. Widzimy „końcówkę” Kaczyńskiego. Czarnecki posłużył, jako ten, którego można wrobić i przez „Czarnecki-serwilistyczne narzędzie” uzyskać kompromitację szefa. W PiS gra o przywództwo idzie na całego. Jakkolwiek jest, cenę za ten stan chaosu i nieodpowiedzialności będzie płaciła Polska.
Inne tematy w dziale Polityka