Do wczoraj wykładnią PiS w temacie Euro było: organizujemy w dzień inauguracji marsz „w obronie TV Trwam”. Tego trzymali się politycy tej partii, czego dał „pogłębiony” wykład Ryszard Czarnecki we wpisie blogowym o nawoływaniu do bojkotu przez polityków zachodnich (szczególnie niemieckich): „To tylko pretekst, aby wydłużyć, albo zamknąć drogę Kijowa do Brukseli. Z takiego właśnie obrotu sprawy najbardziej cieszyłaby się Rosja”.
Tak jednak było wczoraj, a dzisiaj jest inaczej. „Dlaczego Rosja miałaby się nie cieszyć?” Zadał sobie pytanie w nocy ze środy na czwartek Jarosław Kaczyński i odpowiedział pozytywnie na uciechę Rosji. Napisał oświadczenie, a w nim: „W tym kontekście cieszą deklaracje bojkotu meczy Euro 2012 rozgrywanych na Ukrainie” (gramatyka Kaczyńskiego), „polscy politycy powinni zbojkotować mistrzostwa, i to politycy z najwyższych sfer”.
Donald Tusk od razu zripostował: „To gol samobójczy. Odrobimy tę stratę”. Nie jest to gol samobójczy, muszę poprawić premiera. Piłkę w kierunku Euro 2012 (w tym Polski, choć głównie Ukrainy) posłali politycy zachodni, a Kaczyński, jak w meczu naszej drużyny z 2007 roku z Kolumbią, zachował się podobnie do Tomasza Kuszczaka. Piłka wykopana przez bramkarza Kolumbii przeleciała całe boisko i sierota Kuszczak puścił gola, największe curiosum. Tak Kuszczak zrobił sobie kuku na karierze, a u Kaczyńskiego takie kuku jest stałym gwoździem jego programu politycznego. A trzymając się innego curiosum, oficjalnego przeboju reprezentacji na Euro: to jest Koko.
Kaczyński zrobił sobie koko. Na zachodzie nie postrzegają go jednak, aby grał we wspólnej reprezentacji Polski, jako narodu. Kuszczaka nie powołał Franz Smuda, Kaczyńskiego w wyborach nie powołuje naród, aby go reprezentował.
Nie będę analizował, dlaczego Kaczyński powiedział to, co powiedział. Tusk już pośrednio odpowiedział. Mianowicie, gdyby nasi doszli do finału, to ten mecz odbywać się będzie w Kijowie, a tam trudno byłoby zorganizować marsz „w obronie TV Trwam”.
Inne tematy w dziale Polityka