Społeczeństwa europejskie nie godzą się z kryzysem, szukają rozwiązań w ramach systemu. W dojrzałych demokracjach wydaje się to być możliwe, dzisiaj nie wiemy, czy jednak na pewno.
Ruch Oburzonych na razie zamarł w naturalny sposób, zdaje się jest uśpiony, bo demokracja zaaplikowała dostępne jej środki uśmierzania politycznego. Kryzys strefy euro jednak nie można zażegnać zaciskaniem pasa, paktem fiskalnym, gdyż nie rezygnuje się dobrowolnie z dobrobytu, z ułatwionej egzystencji.
To nie Europa decyduje o sobie, to świat decyduje o swoim obliczu, w tym Europy, a gracze w tej chwili są zdecydowane silniejsi niż Stary Kontynent. A jednak łudzimy się, że UE zachowa swój status.
„Kryształowy Pałac” sportretowany przez Sloterdijka trzeszczy w szwach, ten mebel społeczny nie zachowa się. Jaki będzie? Może coś wiedzą o tym wielcy tego świata, wielcy europejscy, a na naszym kontynencie jest tylko jeden: Niemcy.
UE miała się do tego pory dobrze, dzięki kompleksom niemieckim wyniesionym z II wojny światowej. Okazało się, że ordnung niemiecki nie jest w stanie zaradzić tak niewielkiemu krajowi, jak Grecja w stanie kryzysu.
Niedzielne wybory w Grecji mogą być o wiele ważniejsze niż wybory prezydenckie we Francji, gdzie wygrał Francois Hollande, który nie ma doświadczenia w rządzeniu, ale wyborcze dość dobre, bo wygrał z lisem Sarkozy. Ile zachowa ze swoich haseł, w tym najważniejszego - porzucenia, bądź renegocjowania paktu fiskalnego, okaże się dość szybko, gdy dojdzie do rozmów z Angelą Merkel, a przede wszystkich oceną wiarygodności jego polityki ekonomicznej przez agencje ratingowe.
Mitterand, Chirac, Sarkozy, Hollande – wydają się wyglądać w jednym francuskim kapeluszu, po pewnym czasie zapominamy, z jakich oni poglądów powstali, choć zawsze wyciągają jednego królika: niemieckiego. Tym razem nie musi tak być. Niemieckie społeczeństwo może nie chcieć mieć na swoim garnuszku reszty Europy. Sporo do powiedzenia będą miały także północne kraje protestanckie. Jeżeli euro się utrzyma, to tylko w tej części Europy.
W Grecji najprawdopodobniej zawiąże się koalicja lewicowa, choć możliwe jest ponadideowe porozumienie dotychczasowych rządzących lewicy i prawicy, w co nie wierzę. Każde w tych rozwiązań będzie prowadziło Grecję do przedwczesnych wyborów, inaczej pisząc: chaosu.
W Europie idą społeczne i ideowe burze, które odbiją się na Polsce. Do tej pory korzystaliśmy ze względnego europejskiego spokoju i własnych dobrych wyborów (szczęśliwych). Czy potrafimy zachować nadal spokój i umiar? Czy wewnętrznymi tarciami podgrzejemy tak spory, że Grecja to może być mały pikuś?
Inne tematy w dziale Polityka