Donald Tusk i Jarosław Kaczyński przemówili na zjazdach swoich partii do całego narodu, który w zdecydowanej większości ma traumę do takich zjazdów - starsi Polacy, bo pamiętają, młodsi, bo w czterech literach je mają.
Polityka zjazdów (spędów) jest istotna dla wiernych, owieczek partyjnych, które z dzwoneczkami na szyi w popłochu się rozglądają, gdzie by tu uszczknąć coś dla siebie teraz, bo jutro mogą nie być wypasane.
Tusk mówił normalnie, nawet w jego mowie dało się zauważyć wcięcia akapitów. Kaczyński - jak zwykle - wersalikami, których nie da się czytać, ani rozumieć. Prezes PiS ma rozwiązania na wszystko, tylko nie podaje za pomocą, jakiego finansowania chciałby je dokonać. Jest oderwany od życia, bo jest oderwany od ekonomii portfela, z którego możemy wydać tyle, ile w nim mamy. I do tego wydać sensownie. A prezes żyje w oblężonej twierdzy strzeżonej za ogromne pieniądze.
To cała recenzja tych spędów. Mógłbym jeszcze odnieść się do słów Jadwigi Staniszkis, która stwierdziła, że jest "dumna z Kaczyńskiego". Jeżeli tyle emocji włożyło się w swoją "nadzieję", a ten nie zawiódł, bo znowu przemówił wersalikami, nie dziwię się jej. Syn sąsiadki z tej samej klatki - nielubiany, wyluzowany, a do tego gra w piłkę - przemówił normalnie, więc musiał zawieść serce matki.
Bardziej interesujące niż postanowienia spędów owieczek, które o niczym nie decydują, jest jak ogołocone zostawią pastwiska w Chorzowie i Sosnowcu. Ile skonsumowali mowy-trawy. I czy ma ona szansę się odrodzić, zwłaszcza, że nie mamy wiosny, lato - ludzie! - się zaczyna. Wakacje, laba.
Do naszych polityków należy wykazywać umiar emocjonalny. Mamią. Rozliczać ich należy z konkretów, możliwych do zrealizowania przedsięwzięć. I z tego, czy nasz kraj chcą pchać do przodu, a nie w koleiny przegranej przeszłości.
Inne tematy w dziale Polityka