Jarosław Gowin do swego szefa partyjnego Donalda Tuska zachował się co najmniej niestosownie, oceniając go, że "raz mówi jak konserwatysta, a innym razem opowiada się za in vitro".
Niestosowność ta się ma w kontekście wystąpienia z Kościoła pierwszej Polki urodzonej dzięki metodzie in vitro, Agnieszki Ziółkowskiej. Nie dlatego wystąpiła, by nie była wierząca, ale dlatego, że hierarchowie ją stygmatyzowali, a za nimi bezrefleksyjny giermek Gowin.
Bezrefleksyjność Gowina bierze się nie z jego poglądów, bo ich nie posiada, ale z nieuzasadnionego, bądź uzasadnionego, popierania czegokolwiek sformatowanego wg wzorca z nie naszych czasów. Kościół od dawna się nie rozwija, krok w krok za nim podąża (brodząc w cywilizacyjnym bajorku) Gowin. Miałby to być konserwatyzm? Gowinowi zalecam poczytać Tocqueville'a, aby wreszcie dowiedział się, czym jest konserwatyzm. A o in vitro niech dowiaduje się nie od hierarchów, ale od medyków, bądź filozofów, którzy zajmują się sensem życia (Bóg sensu nie posiada, jest ponadsensualny-ponadfizyczny - metafizyczny).
Gowin przypomina mi (też w kontekście), gdy rewolucjonista Joszua z Nazaretu (wg dzisiejszej nomenklatury: lewak) przepędzał z Świątyni takich giermków, intelektualnych mamrotów, jak on. Bo intelektualne dociekania Gowina są rangi mamroczącej. Okazuje się, że w hierarchii partyjnej można zabrnąć wysoko, byle siedzieć na partyjnych zebraniach odpowiednio wytrwale na czterech literach.
Mnie jednak nie interesują czyraki Gowina nabyte na zebraniach PO, ale takie perełki, które wrzuca w przestrzeń publiczną, a z nich wynika, iż byłby jednym z pierwszych w szeregu do dokonania linczu na Mesjaszu, gdyby dzisiaj on przyszedł. W stygmatyzowaniu Gowin nawet jest lepszy od faryzeuszy i saduceuszów, bo mniejszą - porównując - od nich posiada wiedzę.
Gowin nie jest konserwatystą, jest skamieliną, która intelektualnie mamrocze o poglądach, których nie posiada, a stara się reprezentować. Nic nie robi z swoim umysłem, siedzi z flaszką mszalnego wina na zakrystii i powtarza to, co zapamiętał.
Gowin to wyrzut sumienia Tuska, który pozwolił mu być ministrem sprawiedliwości. Ale nawet w tym czasie nie dowiedział się o poglądach swojego szefa. Albo Gowin kręci, albo taki nie kumaty. Albo szwankuje mu moralność, albo inteligencja.
Gowin powinien przyjąć do wiadomości, że został przepędzony jako przekupień idei ze Świątyni przez Agnieszkę Ziółkowską. To ona jest Mesjaszem (najwyższa pora, aby ta figura kulturowa zmieniła płeć i nie propagować dziewictwa, gdyż populacja - polska - schodzi na psy), a Gowin ledwie faryzeuszem. Skamieliną mamrotem.
Inne tematy w dziale Polityka