Afera podsłuchowa to najlepsze narzędzie, jakie dostało PiS, aby mieć nadzieję dojść do władzy po 25 października. Na tych taśmach nie ma niczego szczególnego, zapamiętane zostanie Bartłomieja Sienkiewicza: "Ch...j, d...a i kamieni kupa". Brzydkie, a co poza tym?
A jednak to właśnie ta afera spustoszyła Platformę. Albo inaczej: PiS skorzystało. Partia Kaczyńskiego niczego konkretnego Polakom nie zaproponowała, oprócz katastrofy. Bo rządy tej partii tylko tym mogą się zakończyć. Bardzo przeciętnego Andrzeja Dudę i nieodmiennie planującego zemstę prezesa.
Wydawałoby się, że za podsłuchami stoi PiS, że pociąga za sznurki ktoś z tej partii. Bo to oni na tym skorzystali. "Newsweek" publikuje materiał "Zniszczyć rząd", który opiera się na jednym silnym dokumencie "poufnym raporcie" przygotowanym dla ABW i prokuratury.
Tego samego dnia, gdy ukazuje się "Newsweek", Roman Giertych oświadcza na Facebooku, że to on jest autorem "poufności". On - strona w aferze podsłuchowej, bo jego klientem jest Radosław Sikorski, "bohater" taśm.
Przy tym Giertych jest stroną w konflikcie z Jarosławem Kaczyńskim. Osoba Giertycha osłabia wymowę artykułu, w którym nawet nie powołują się w tygodniku, iż on jest autorem raportu.
Ten artykuł, ta afera, podobne akcje medialne, polityczne, uzmysławiają, jaką marną mamy elitę. Jak potrafią zrobić bicz z niczego i chłostać tym niczym opinię publiczną. A ważnych spraw się nie porusza, nie debatuje. Politycy unikają siebie, jak ognia, bo może okazać się, że nczego nie mają do powiedzenia. Takim niczym popisał się, taką pustkę zaprezentował swego czasu Andrzej Duda w debacie z Bronisławem Komorowskim.
I to jest afera najistotniejsza. Afera pustki, pustoty polityków, ludzi wydrążonych, przyspawanych do ław poselskich, do partyjnych synekur, do stołków władzy.
Inne tematy w dziale Polityka
