Mam wątpliwą przyjemność po raz drugi w życiu mieszkać w państwie rządzonym przez dyktaturę. Za pierwszym razem była to przewidziana w marksizmie ‘dyktatura proletariatu’ i zainstalowały ją u nas pachołki Stalina. Za drugim mamy do czynienia z dyktaturą szkodników, którą niestety sami sobie (nie bez udziału światłych elit europejskich) zafundowaliśmy.
Ta pierwsza nie uznawała czegoś takiego jak wolność słowa czy prawa obywatelskie, natomiast skupiała się na budowaniu. Oczywiście najważniejsza była budowa socjalizmu, ale pomimo tego i księżycowej ekonomii udało się w Polsce zbudować parę szkół, szpitali, dworców kolejowych i innych pożytecznych rzeczy. Ta druga wolności słowa też nie uznaje, skoro jedną z jej centralnych postaci jest gość, który dorobił się ksywy rzeźnika praw obywatelskich.
Stefan Kisielewski nazwał tę pierwszą ‘dyktaturą ciemniaków’, za co został obity przez tzw. nieznanych sprawców. Obecna nasyła zamaskowanych funkcjonariuszy na klasztory, katolickie instytucje kultury i kibiców piłkarskich wywieszających nieprawomyślne hasła na stadionach. I z lubością zakuwa księży i kobiety w kajdanki zespolone.
Tej pierwszej udało się jednak po wojnie nauczyć wielu ludzi czytać i pisać, podczas gdy działania obecnej zmierzają dokładnie w odwrotnym kierunku. A budować niczego nie chce i pewnie nie będzie, bo lotnisko mamy w Berlinie a prąd można kupić zagranicą.
Żadna dyktatura nie trwa wiecznie, więc i ta kiedyś się skończy. Kiedy? Nie wiadomo, ale już dziś trzeba się na ten moment przygotować. I odpowiedzieć na pytanie: Co zrobić z ludźmi, którzy z lenistwa, głupoty lub/i obcej inspiracji rujnowali wszystkie instytucje suwerennego i demokratycznego państwa oraz jego gospodarkę?
Możliwości widzę trzy. Pierwszą możemy nazwać insurekcyjną, kiedy to rozgniewany lud wiesza tych, których uznaje za zdrajców i kolaborantów. Tej bym sobie zdecydowanie nie życzył, ze względów zarówno etycznych jak i estetycznych.
Możliwość druga – legalistyczna. Całkowicie niepraktyczna. To, co pozostanie z wymiaru sprawiedliwości po obecnej władzy nijak sobie nie poradzi z osądzeniem szkodnictwa i działań noszących znamiona sabotażu. Wygłaszana podczas każdej Mszy świętej Spowiedź Powszechna zawiera takie oto słowa: „… zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.” Sądy z natury rzeczy powinny się zajmować uczynkami (choć coraz częściej chcą sądzić ludzi za ich słowa, a nawet myśli).
Co zatem zrobić z winnymi zaniedbań, które spory kraj w centrum Europy mogą cofnąć cywilizacyjnie o kilkadziesiąt lat?
Może wrócić do środka wymyślonego jeszcze w starożytności, któremu na imię BANICJA? Przygotować zawczasu odpowiednią ustawę i wio! Podlegającemu ustawie szkodnikowi dać czas na spakowanie się i odstawić do wybranej przezeń granicy. Jestem nawet skłonny zgodzić się, by odbywało się to na mój – jako podatnika – koszt. Byle mieć pewność, że delikwent nie wróci i więcej szkód nie narobi.
Inne tematy w dziale Polityka