Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki
430
BLOG

ZBAWIENIE PRZEZ PRACĘ

Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki Kultura Obserwuj notkę 0

 

Idąc konsekwentnie dalej, odkryjemy, że praca stanowić może również środek zbawczy zarówno dla pracującego, jak i dla tych, którzy nie z własnej winy pracować nie mogą. Na takie stwierdzenie pozwolić sobie można, jeżeli zestawimy dwie wypowiedzi Pisma: to o powołaniu kobiety do rodzenia, a mężczyzny do pracy (Rdz 3,16-17) z cytatem wskazującym, że kobieta zostanie zbawiona właśnie przez fakt rodzenia, przeżywany oczywiście w wierze i miłości: „Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem” (1Tm 2,15). Wystarczy teraz tylko zamienić „kobietę” na „mężczyznę”, a „rodzenie dzieci” na „pracę”, a otrzymamy bogatą w konsekwencje parafrazę: „Zbawiony zaś zostanie przez pracę; [będą zbawieni wszyscy], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem”.
Nie dziwi więc, że OjcowieVaticanum IIpracę traktują jako duchową ofiarę i umieszczają ją wśród innych ofiar zanoszonych w Chrystusie Bogu:„Tym bowiem, których wiąże ściśle z życiem i posłannictwem swoim, daje [Jezus Chrystus – dop. SZ] również udział w swej funkcji kapłańskiej (munus sacerdotale) dla sprawowania kultu duchowego, aby Bóg był wielbiony, a ludzie zbawieni. Toteż ludzie świeccy, jako poświęceni Chrystusowi i namaszczeni Duchem Świętym, w przedziwny sposób są powołani i przygotowani do tego, aby rodziły się w nich zawsze coraz obfitsze owoce Ducha. Wszystkie bowiem ich uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywają się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli cierpliwie są znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa (por. 1 P 2,5), ofiary te składane są zbożnie Ojcu w eucharystycznym obrzędzie wraz z ofiarą Ciała Pańskiego. W ten sposób i ludzie świeccy, jako zbożnie działający wszędzie czciciele Boga, sam świat Jemu poświęcają” (Konstytucja dogmatyczna o KościeleLUMEN GENTIUM, 34).
Rozumiemy zatem, że praca ludzka otrzymuje niejako podwójny znak jakości: jest nie tylko pierwszym powołaniem człowieka, ale również, jako czynność ludzka odkupiona, zostaje włączona w Tajemnicę ludzkiego zbawienia. A co za tym idzie, nie tylko że nie można jej lekceważyć, ale trzeba traktować ją na tyle poważnie, żeby nie stracić z jej powodu Królestwa Bożego, a właśnie zdobywać dzięki niej wieczną szczęśliwość! Oto Nowina tyleż Dobra, co niezbędna świeckim! W takim stopniu niosąca nadzieję, w jakim jest głoszona, bo przecież „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). A „jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10,14c) – należałoby w imieniu świeckich zapytać. A i z tych, którzy usłyszeli, „nie wszyscy dali posłuch Ewangelii” (Rz 10,16), odrzucając tym samym możliwość swojego zbawienia. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje oraz pamięć o Bożym miłosierdziu, można w kontekście powyższych rozważań napisać, że odpowiedź negatywna na Dobrą Nowinę o zbawieniu przez pracę, może mieć dalekosiężne skutki także w dziedzinie duchowej, aż po utratę życia wiecznego włącznie.
Potwierdza tę hipotezę doświadczenie świeckich. Praca świeckiego pochłania najlepszy kawał dnia oraz zabiera największą część energii człowieka; więcej czasu i energii poświęca świecki pracy niż rodzinie, życie swoje spędza nie w domu, ale w pracy! Ten, kto pracę traktuje tylko i wyłącznie jako konieczność czy środek do zdobycia pożywienia, szybko doświadcza przekleństwa usłyszanego przez pierwszych rodziców: traci siły fizyczne i psychiczne, a nawet wpada w depresję, swoje niespełnienie odreagowuje w rodzinie – to stąd pojawia się różnego rodzaju przemoc: od słownej, przez emocjonalną (rodzina musi reanimować prawie że trupa wycieńczonego pracą, doświadczać jego emocjonalnej chwiejności lub – nie wiadomo, co gorsze – znosić emocjonalną nieobecność), aż do fizycznej i psychicznej.
W końcu taki Adam osuwa się również duchowo, bo nie da się prowadzić życia duchowego w oderwaniu od życia realnego! Boga znajdujemy w naszymhic et nunc, więc niepozapracą, ale równieżwniej iprzeznią. Konsekwencji uznania tego faktu można wymienić przynajmniej dwie: raz, że należy świeckiemu znajdować Boga w jego zaangażowaniu zawodowym (zarówno w sprawach, którymi się zajmuje, jak w ludziach, z którymi współpracuje); dwa, że sprawy zawodowe muszą stanowić jeden z elementów włączonych w jego życie modlitewne. Oczywiście nie mogą stanąć w centrum modlitwy osobistej, ale też nie można ich pominąć, pominięcie takie nie byłoby bowiem szczerym stawaniem osoby przed Bogiem. Niestety na spotkanie z Bogiem „wielu wyrusza tylko pozornie. Zabierają ze sobą tylko iluzję o sobie, abstrakcyjny model. Ubezpieczają się zanim ruszą w drogę. Kształtują sobie osobowość sztuczną, zapożyczoną, zbudowaną na podstawie książek i tę właśnie sztuczną osobowość, tego robota, ten cień siebie wysyłają na poszukiwanie Boga. Nigdy nie wchodzą naprawdę całą swoją istotą w doświadczenie. To wyrusza na wyprawę swego rodzaju święty, postać wymodelowana według traktatów o doskonałości. Wysyłają swego sobowtóra na przeżycie przygody, a potem dziwią się, że z tego wszystkiego zostało im tylko rozczarowanie” (Y.Raguin, „Drogi kontemplacji, Paryż 1972).
Sławomir Zatwardnicki
Jest to fragment tekstu, który ukazał się wmarcowo-kwietniowymwydaniu „Biblioteki Kaznodziejskiej” w Dziale: „Wiadomości ze świata świeckich”.

Teolog, publicysta, autor wielu artykułów oraz dwudziestu książek; ostatnio wydał: Maryja. Dlaczego nie?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura