Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki
108
BLOG

Smutek i rozpacz. Skutki dezercji chrześcijan

Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki Kultura Obserwuj notkę 1

 

Chciałbyś zaprosić swoją żonę w Dzień Kobiet do restauracji na obiad? Musisz uważać, bo może właśnie w tym czasie odbywać się tam będzie striptease męski. Ale nie oburzaj się ani na striptizerów, ani na kobiety (8 marca nie wypada), ani tym bardziej na właściciela lokalu – to twoja wina, że opłaca mu się sprzedawać taki rodzaj rozrywki. Może gdybyś częściej tu bywał, nie wpadłby mu do głowy taki pomysł?
Zamiast oburzenia i jego brata – osądzania, trzeba samemu uderzyć się w piersi, wpierw badając swoje sumienie pod kątem tegoż, co prowadzić może do tego typu sytuacji: że są kobiety, które chcą oglądać nagich mężczyzn, i że jest ich na tyle dużo, że właścicielowi opłaca się zorganizować pokaz męskich pup, zamykając na ten czas lokal dla innych klientów. Pomocą w takowym rachunku sumienia niech będzie dokument soborowy „Gaudium et spes” (bystry czytelnik skojarzył być może mój tytuł – zaprzeczenie tytułu w/w konstytucji Vaticanum II). Mimo, że Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym ogłoszona została prawie czterdzieści cztery lata temu, za chwilę okaże się, że w tym właśnie zachowała swoją aktualność, że i dziś głos wzywający do zaangażowania wierzących w życie tego świata nie jest przez nich wysłuchany. A przecież sól, której istnienie charakteryzował Jezus jako nierozłącznie związane z tą ziemią, nie powinna utracić swojego smaku. W przeciwnym razie – jak czytać w poniższych słowach Rabbiego – nie tylko świat się psuje, ale i sama sól traci swoją tożsamość:
„Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”[1].
Wydaje się niestety, że synowie i córki Kościoła uciekają od tego świata do świata innego, którego w rzeczy samej nie ma, a o którym zresztą nawet oni nie bardzo wiedzą, czym jest – w ich nieuzasadnionych nadziejach miałby on być światem prawdziwym, Bożym, będącym prostym przeciwieństwem tego nieprawdziwego, niebożego, a po prawdzie i nieludzkiego; ale w planach Boga naprawdę istnieje właśnie i tylko ten świat, a Królestwo Boże nie jest gdzieś TAM, a po prostu w sercach i wśród chrześcijan. „Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest»”[2]. Owszem, życie w niebie oczekuje na wierzących, ale dopiero po śmierci; przed nią oczekuje na nich – aby w końcu je docenili – życie na ziemi.
Chrześcijanie dzielą jednak swoje życie na życie pobożne, które nie chce zajmować się nieważnymi ziemskimi sprawami, a tylko Bogiem samym, i życie w sferze profanum, przymusowe trwanie TUTAJ, pośród grzeszników i spraw nieważnych. Co na to oficjalna nauka Kościoła? „Kościół uczy (…), że nadzieja eschatologiczna nie pomniejsza doniosłości zadań ziemskich, lecz raczej wspiera ich spełnianie nowymi pobudkami. Natomiast przy braku fundamentu Bożego i nadziei życia wiecznego godność człowieka, jak to dziś często widać, doznaje bardzo poważnego uszczerbku, a zagadki życia i śmierci, winy i cierpienia pozostają bez rozwiązania, tak że ludzie nierzadko popadają w rozpacz”[3].
Dwa więc grzechy ukazują się w tym świetle: grzech „pomniejszania doniosłości zadań ziemskich”, które w oczach Boga i w perspektywie nadziei życia wiecznego okazują swoją tyleż wielką co prawdziwą wartość, oraz grzech pozostawienia ludzi tego świata bez „fundamentu Bożego i nadziei życia wiecznego, tak że ludzie nierzadko popadają w rozpacz” – przez to, że światło chrześcijan nie zaświeciło przed ludźmi. Więcej jeszcze – chodzi nie tylko o niepomniejszanie zadań ziemskich, ale o ich umiłowanie! Jakiej ekwilibrystyki ducha trzeba, aby z jednej strony uznawać miłość Boga, a z drugiej strony posądzać go o to, że jakby za karę trzyma nas jeszcze tutaj, skoro „nasza bowiem ojczyzna jest w niebie”[4]? Smutna i niewdzięczna jest postawa dzieci Bożych, które nie umieją dostrzec prawdziwej wartości rzeczy tego świata. A przecież „człowiek (…) przez Chrystusa odkupiony i uczyniony w Duchu Świętym nowym stworzeniem, może i powinien miłować rzeczy same jako stworzone przez Boga. Otrzymuje je bowiem od Boga i widzi je niejako spływające z ręki Bożej – dlatego je szanuje. Dziękując za nie Bogu-Dobroczyńcy i używając stworzeń i korzystając z nich w duchu ubóstwa oraz wolności, wprowadza siebie w prawdziwe posiadanie świata niby nic nie mając, a wszystko posiadając”[5].
Zapraszam na stronę "OPOKI", gdzie można przeczytać całość tekstu.


[1]        Mt 5,13-16. Zarówno ten, jak i wszystkie inne cytaty biblijne użyte w tekście pochodzą z: „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu” („Biblia Tysiąclecia”), wydanie piąte, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2000.
[2]        Łk 17,20-21.
[3]        Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”, art. 21. Wszystkie cytaty z tegoż dokumentu cytuję za stroną: www.nonpossumus.pl.
[4]        Flp 3,20a.
[5]        „Gaudium…”, op. cit., art. 37.

 

Teolog, publicysta, autor wielu artykułów oraz dwudziestu książek; ostatnio wydał: Maryja. Dlaczego nie?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura