Tak, dwukrotnie. Jako 13, 14 latek. Moja rusofilia obok filosemityzmu jest grzechem, który wyznaję i biję się w piersi aż dudni.
Byłem w Rosji Radzieckiej, latałem Aerofłotem, jechałem pociągiem ze Lwowa do Sewestopola. Dzień, półtora chyba. Widziałem bezkres tamtych ziem i smakowałem czarne morwy i pierożki na przydrożnych stacjach. Próbowałem rozmawiać ze staruszkiem-kombatantem, który jechał na wczasy do Jałty i dziwił się Gorbaczewowi.
Tak, byłem w ZSRR. Na koloniach w obozie ARTIEK. Kto starszy, ten wie. Młodszym można długo tłumaczyć.
Jałta. Odessa. Bachczysaraj. Sudak. Do Jałty za pierwszym razem nas nie wpuścili. Nie, bo nie. Odessa, cudna Odessa ze sklepami dla dewizowców i coca-colę, za którą gdzie indziej stało się w kolejkach. Tego wam nie powie żaden lewacki doktryner, ale mi wypada: jeśli ktoś chciałby zobaczyć, co może zrobić z krainy mlekiem i miodem płynącej realny komunizm, ten powinien zobaczyć Krym tamtych czasów. Żyzne ziemie, wszędzie winnice, arbuzy na straganach, pełno dobrodziejstw natury, a w sklepach - będę to zawsze pamiętał - sok winogronowy w słoikach (słoiki też dziwne, otwierane jak "gołąbki" w czasach PRL) i słodkie paluszki. I liczydła.
Bachczysaraj, z polskim akcentem. Kto wie, jakim? Sudak, kolonia starogrecka. Rosyjska elita i lokalne społeczeństwo. Artiek: młodzież z całego Imperium i goście. Brazylijczycy w domu nad samym morzem, lewackie Angielki, grube i nieapetyczne, dziewczyna z Lenigradu, która dała mi pocztówki z Puszkina i miała taki ładny uśmiech. Ktoś z jej rodziny zginął w oblężeniu, nie pamiętam kto, pamiętam tylko ten jej uśmiech. Bitka do krwi, raz w życiu coś takiego widziałem, Rosjanin z Azjatą. Rozdzielało ich trzech ludzi, płakali, krew ciekła im z nosów, to była straszna, pierwotna nienawiść.
Rosjanie. Bonzowie, działacze, elita. Przyjaźni Polakom. Właśnie, to jest rzecz wg mnie niedopowiedziana: Rosjanie /przynajmniej wtedy, przynajmniej wcześniej/ odnosili się do Polaków z ogromnym szacunkiem. Podziwiali nas chyba trochę na wyrost. Pamiętam taką sytuację: siadłem w Jałcie w autobus, zająłem ze dwa siedzenia i - głupi byłem smarkacz - ostentacyjnie po polsku - mówiłem: zajęte! Równocześnie wsiadła grupa, też z Artieku, i usiłowała się podsiąść. - Zajęte, nie panimajesz?! - No szto takoje?! - Zajęte! Zanjatne! I generalnie powinienem dostać w pysk, ale starszy grupy powiedział: - Ot, Paljak! I w jego głosie był podziw.
Wiem, to po tylu latach to brzmi śmiesznie, albo jakbym się przechwalał. Ale w tym wspomnieniu jest jedna ważna rzecz: Rosjanie nie są złem wcielonym. Rosjan rozumienie Polski to rzecz bardzo trudna. To są dwa, zderzone ze sobą, kompleksy. Nasz: bo w perspektywie geopolitycznej przegraliśmy i nie ma się co oszukiwać, ze jest inaczej. Ich: bo z perspektywy Rosji Polska to "inna słowiańszczyzna", wyrodna i dumna, dumna do bólu i krwi i wolności:
Warszawa jedna twojej mocy się urąga/ podnosi na cię rękę i koronę ściąga/ Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy, boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
Pamiętam tamten czas w Jałcie. Ludzi, którzy byli jak inni, oficjalne zakłamanie i zwykłe życie. Uśmiech tej petersburżanki i jej pocztówki. Należałem do drużyny "Kryształowej". Na placu, gdzie odbywaliśmy codzienne, ranne ćwiczenia, stał cokół Lenina, taki słup z wizerunkiem i tanimi imitacjami kamieni szlachetnych. Każdy rejon miał takiego Lenina. I może jeszcze jedna różnica: myśmy byli przynajmniej obojętni, oni wciąż traktowali go jako Ojca Założyciela.
Jestem rusofilem kulturowym. Uwielbiam ich filmy, muzykę. I rosyjska religijność jest czymś fascynującym. Z drugiej strony: żadnej zgody na ich polityczny lub ekonomiczny prymat. Żadnej czołobitności. W sferze kultury: współodczuwanie, w sferze polityki: hardość. Tu pytanie, jak jedno połączyć z drugim.
Niekoniecznie off topic: na "Jaskółczym Gnieżdzie" stoją dziś stoliki Coca-Coli.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka