Na facebooku od rana znajomi raz po raz linkują do tekstu red. Ziemkiewicza Bezczelne kłamstwo Wajdy i „Gazety Wyborczej”. Na tyle często, że w końcu skapitulowałem i przeczytałem. Felieton na jeden z ulubionych tematów redaktora, czyli michnikowszczyzny.
Też lubię, tym przyjemniej było mi zacząć lekturę. I właściwie po pierwszych zdaniach miałem już temat na notkę. Ziemkiewicz wraca do zamierzchłej epoki, początku lat 90-tych, „do czasów Stana Tymińskiego, kiedy to w przerażeniu [GW] rzuciła się do „dzikiej lustracji”, bijąc w niego „kwitami” (fałszywymi, jak się okazało) z „ubeckiej kloaki”, a też jako pierwsza i bodaj jedyna ogłosiła, że matce Tymińskiego z domu było Szmul”.
„O roku ów! Kto cię widział w naszym kraju!”– chciałoby się zakrzyknąć. Co to były za czasy, gdy co drugie targowisko w Polsce nazywało się „Manhattan”, a równie często co język polski, słychać tam było rosyjski… Ale ja nie o zrębach polskiego kapitalizmu chciałem. Dziś zresztą wielu z tych targowisk nie ma, bo miejsce przedsiębiorczych rodaków zajęli specjaliści od hiper-sprzedaży z tzw. „sklepów wielkopowierzchniowych”.
W każdym razie do Tymińskiego mam pewien sentyment, jak do wielu symboli z czasów, gdy człowiek korzystał mniej lub bardziej bezkarnie z radości dorastania. Kojarzy mi się z własnym, moich kolegów, koleżanek szczeniactwem i dość beztroskim dzieciństwem na wsi. Ale znów nie o tym chciałem.
Jak to było z Tymińskim? Poszperałem po półkach i znalazłem: Witold Bereś, „Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2000. Na stronach 109-113 zawarty jest opis sprawy, o której – nieco wybiórczo – wspomina Ziemkiewicz. Pamięta on rolę "Gazety Wyborczej," ale nie wspomina, np. o roli Telewizji Państwowej, rządzonej wtedy przez Andrzeja Drawicza (Jan Dworak był wtedy kierownikiem Zespołu Telewizji Polskiej).
4 grudnia 1990 telewizja polska pokazała reportaż dotyczący Tymińskiego. Wynikało z niego, że głodzi dzieci i bije żonę. Sprawa od razu trafiła do sądu, Tymiński wygrał ją cztery lata później. On sam twierdził, że materiał inspirowany był przez SB-ecję.
Interesujące jest tło gwałtownych ataków na Tymińskiego. Bynajmniej nie chodziło jedynie o jego nagłą, dużą popularność. Zacytuję Beresia (2000 rok, przypominam): „Kiedy ówczesny szef MSW Krzysztof Kozłowski otrzymał [od byłych esbeków] kserokopie materiałów dyskredytujących Wałęsę jako rzekomego agenta SB, zdecydowanie je odrzucił. Jednak Tymiński podczas telewizyjnej debaty zagroził Wałęsie wyciągnięciem ze swej czarnej teczki kompromitujących materiałów (…). W ponad dwa lata później przyznał, że w roku 1990 dostarczono mu akta agenta o kryptonimie Bolek”.
W dyskredytację Tymińskiego zaangażowały się też służby. Znów Bereś: „właśnie z MSW wyciekła wówczas kłamliwa informacja, że Tymiński w latach 1982-89 otrzymywał wizę polską przez ambasadę PRL w Trypolisie. Wiadomo: Libia, terroryści, komunizm, Kadafi…”. W tamtym czasie „Gazeta Wyborcza” poświęciła facetowi z "czarną teczką" tekst pod sprytnym tytułem „Czy Tymiński to wariat?”, w którym zarzucano mu liczne przewiny (m.in. zażywanie narkotyków, kradzieże, powiązania z SB), a później wycofała się rakiem z twierdzeń zawartych w materiale. I jeszcze raz Bereś: „o ile można zrozumieć (nie usprawiedliwiając) postawę tajnych służb, o tyle karygodna była bezkrytyczna postawa większości dziennikarzy wobec UOP-owskich ataków”. Ale cóż, taka opinia w 2000 roku już dla nikogo nie była kłopotem, ani snu nikomu z powiek nie spędzała. Tym bardziej dziś.
Dlaczego za Ziemkiewiczem przypominam tak starą sprawę? Nie zamierzam gloryfikować Tymińskiego, jego sprawa służy jako exemplum. Mamy tu jak na dłoni pokazane, jakich manipulacji dopuszczano się już na początku III RP, by „zneutralizować” niewygodnych przeciwników. To wyraźny, dobitny przykład grania opinią publiczną, przekonaniami obywateli państwa polskiego, rozgrywania ponad ich głowami losów państwa i traktowania Polaków jak dzieci. Nie tylko Tymińskiego, ale i elektorat poddano „medialnej obróbce” w trosce o „prawidłowy” wynik wyborów. Tuż po wyjściu z PRL metodami niewiele różniącymi się od znanych z poprzedniego ustroju pozbyto się niewygodnego kontr-kandydata. Elity III RP na wstępie pokazały, na co je stać. I można bez kozery stwierdzić, że była to wspólna robota wielu, różnych środowisk.
Ale jest jeszcze jeden problem, także znany. To jest problem przemilczenia, konformizmu, środowiskowego strachu i zblatowania. Tu przypomnę jedynie fragmencik z innej, ściągniętej z półki książki, znanej większości czytelników: „Gazeta Wyborcza”. Początki i okolice, autorstwa Stanisława Remuszki. Jak Szanownym Czytelnikom zapewne wiadomo, płatnego ogłoszenia, dotyczącego tej książki, odmówiły zarówno „Gazeta Polska”, „Dziennik Zachodni”, „Rzeczpospolita”, „Wprost”, „Nasz Dziennik”, „Polityka”, „Metropol”, „Newsweek”, „Życie Warszawy”. Czy czytelnicy tych tytułów dowiedzieli się kiedyś, dlaczego tak się stało? Czy mieli chęć i odwagę o to zapytać? Czy także udali, że nic się nie stało, zrzucając wszystko na "michnikowszczyznę"?
I to właściwie wystarczy za podsumowanie. Przypomnienie tytułów, które odmówiły Remuszce zamieszczenia płatnego ogłoszenia. Kłamstwa i przemilczenia. Przemilczenia i kłamstwa. Jak było na początku, teraz, i zawsze?
A muzyczka zacna, troszkę pod temat notki...
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka