coryllus coryllus
282
BLOG

O honorowych bandytach

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 8

 

Od pojęcia honoru odwracamy się ze wstydem i zastępujemy go pojęciem przyzwoitości. Honor kojarzy się nam z gwałtowną śmiercią na polu bitwy lub wyśmianym wielokrotnie „Polskim kodeksem honorowym” Władysława Boziewicza. A z czym kojarzy się przyzwoitość? Mi, na przykład, z przyzwoitym obiadem.
 
Boziewicz pisał, że honoru nie posiadają kłamcy i pederaści oraz ci, którzy się z nimi notorycznie stykają. Ta zabawna uwaga powinna dziś robić karierę na salonach, gdyby była tam choć jedna osoba posiadająca zmysł ironii. Niestety wyimki z Boziewicza nie mają wielkiego wzięcia, bo są traktowane poważnie. Podobnie jest z samym honorem nikt nie traktuje go poważnie, bo honor wymaga jakiegoś poświęcenia, jakiejś odpowiedzialności, a nikomu się nie chce poświęcać. Przyzwoitość to co innego. Przyzwoity człowiek może sobie pozwolić na różne głupstwa, a może nawet świństwa, bo granice przyzwoitości bywają rozciągliwe i łatwo poza nie wykluczyć ludzi, których nie lubimy, nie cenimy lub uważamy za gorszych. Z honorem zrobić się tego nie da bo jest to pojęcie do którego nie pasują żadne kompromisy. Poza tym honor musi być: rycerski, oficerski, honor jest zwykle ostatnią wartością, która człowiekowi pozostaje gdy straci już wszystko, a przyzwoitość jest zawsze „zwykła i ludzka”.
Przez całe stulecia honor był przypisany do kasty zwanej szlachecką lub rycerską, ludzie honorowi nie puszczali płazem zniewag, nie pozwalali by w ich obecności znieważano kobietę i nie podawali ręki osobom niegodnym (kłamcom i pederastom?). Kiedy kasta została zlikwidowana lub tylko pozbawiona przywilejów przez nie mający honoru lud, stan trzeci czy jakąś inną grupę ludzi (jak zwał, tak zwał) okazało się, że wartości, którymi żyła wcale nie są anachroniczne i „niedzisiejsze”, okazało się coś wręcz przeciwnego. To mianowicie, że bez pojęć wypracowanych przez wieki całe i ważnych dla tych, których nazywano klasą próżniaczą, że bez tych pojęć żyć się nie da. A już na pewno nie da się żyć dobrze. Rozpoczęły się więc gorączkowe poszukiwania jakichś zastępców, jakiejś grupy którą można by obdarzyć tym garbem odpowiedzialności za ogół i uczynić z niej tych co są strażnikami honoru, nawet wtedy gdy inni honor tracą. Pomysły były lepsze i gorsze. Honorowi mieli być wodzowie rewolucji i ich wojsko, ale pomysł się nie przyjął jak większość pomysłów narzucanych z góry. Innym, ale także nie trafionym, jest oddolna i nieustająca fascynacja ludzi podających się za wykształconych i inteligentnych brutalnością i siłą świata przestępczego.
 
Oglądałem kiedyś w telewizji program o zorganizowanej przestępczości w Polsce. Występował w nim jeden z czołowych publicystów piszących o tych sprawach. Opowiadał o tym, jak poznawał różnych bossów podziemnego światka. Ten dojrzały i świadomy z kim rozmawia człowiek nie mógł lub nie chciał ukryć fascynacji bandziorami, którzy mieli krew na rękach. O jednym mówił, że wdawał mu się kimś w rodzaju „mongolskiego wojownika”, itd. Itp. Tradycja opowiadania takich bzdur jest długa i na moje oko sięga czasów kiedy państwo nasze pozbawione było niepodległości czyli stulecia XIX. Nienawistny zaborca, który był wrogiem każdego i wielkomiejski, najczęściej warszawski bandzior, który był wrogiem tylko niektórych. Spokojny urzędnik lub (właśnie, właśnie) artysta łatwo wmawiał sobie, że ten pierwszy jest złem, a ten drugi tylko malowniczym folklorem jego rodzinnego miasta. Kiedy pojawiło się pojęcie „honor bandyty” nie wiadomo dokładnie. Wydaje mi się jednak, że wiąże się ono ściśle z bezradnością organów ścigania wobec tychże bandytów i z nieukojoną tęsknotą groszorobów do zysków przychodzących łatwo, choć wymagających ryzyka i poświęcenia. Ludzie nadzwyczaj łatwo uwierzyli, że kasiarze, łobuzy i naciągacze kierują się „swoistym” – to ważne słowo – kodeksem honorowym. Na przykład nie okradają mieszkań w bloku, w którym mieszkają, ani nawet w swojej dzielnicy.
 Oni rzeczywiście tak robią, ale nie dlatego, że mają jakiś honor czy coś podobnego. Robią tak, bo włamanie w miejscu gdzie mieszkają byłoby dla nich jednoznaczne z wykryciem i schwytaniem. Dlatego na „akcje” jeżdżą w miejsca nieraz bardzo odległe. Czują się wtedy pewniej. Są spokojniejsi. W takie bzdury, jak honor bandyty, mordercy, handlarza narkotykami nie uwierzę nigdy. To literatura ostatniego gatunku. Dla mnie są to istoty gorsze od owsików.
Parę lat temu słynna była sprawa zabójstwa Nikosia, szefa gangsterów z Trójmiasta, pokazywały tego Nikosia wszystkie telewizje, a najśmieszniejsze było to, że Nikoś bywał na imprezach organizowanych przez artystyczne i biznesowe elity i fotografował się tam ze wszystkimi telewizyjnymi sławami. Bardzo malownicze były to zdjęcia. Po wszystkimi, kiedy Nikoś spoczął na cmentarzu, artyści mocno tłumaczyli się z tych fotografii twierdząc, że nie widzą kto na nich jest. Ot, jakiś przypadkowy człowiek, akurat się przyplątał i ktoś pstryknął fotkę. Wyśmiewany Boziewicz na pewno nie zrobiłby sobie zdjęcia z Nikosiem.
 
W stenogramach z procesu 16 przywódców polskiego państwa podziemnego cytowanych przez Stanisława Mackiewicza w „Historii Polski” jest mniej więcej taki zapis: prokurator pyta generała Okulickiego dlaczego umówił się na spotkanie z radzieckim oficerem, który go następnie aresztował. Okulicki odpowiada, że oficer dał mu słowo honoru. Protokolant zanotował w tym miejscu reakcję składu sędziowskiego, i wszystkich obecnych na sali Rosjan na tę odpowiedź. Był nią śmiech. Ten wymowny opis mówi wiele o tym jak traktowano honor w epoce, która rozpoczęła się w naszej części Europy w roku 1945. Podobno epoka ta się skończyła.
 
"Honor Prizzich" to tytuł książki o mafii i filmu z Jackiem Nicholsonem oraz Katleen Turner. W filmie tym ludźmi bezwzględnie honorowymi są włoscy bandyci mordujący bez mrugnięcia okiem dzieci i niewinnych ludzi. Honor ma także, choć o mało go nie traci, Jack Nicholson. Bezwzględnie pozbawiona honoru jest Katleen Tuner, która gra…Polkę. Marzącą o tym by dobrać się do ogromnej fortuny honorowej rodziny Prizzich. Polak to według ludzi wychowanych na takich książkach i filmach ktoś, kto nie ma honoru. Honor bowiem w kulturze włosko-amerykańskiej wiąże się bezwzględnie z posiadaniem ogromnych pieniędzy, a Polacy ich nie mają, tylko dopiero chcą mieć kosztem innych. To jest niedopuszczalne nadużycie z ich strony i w ogóle rzecz nie do pomyślenia. Tak jest niestety prawda i tysiąc Powstań Warszawskich nic tu nie pomoże. Film i książka „Honor Prizzich” należą na szczęście do wyjątkowych porażek literacko kinematograficznych. Mała to jednak pociecha.

Do moich ulubionych „honorowych” scen filmowych należą te kawałki „Nietykalnych”, w których Robert de Niro odgrywający Ala Capone wygłasza długie pełne nieśpiesznych i chamskich metafor przemówienia do czeredy dziennikarzy. Panowie reporterzy pękają ze śmiechu kiedy śpiący na złotych dolarach  pan bandyta raczy ich płodami swego umysłu. Nie wiem czy to jest w ostatecznym rozrachunku pocieszające, ale miło mieć świadomość, że nie tylko u nas ludzie uchodzący za sumienie społeczne płaszczyli (płaszczą?) się przed siłą i chamstwem.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura