coryllus coryllus
426
BLOG

"Trza pompować w nauki ścisłe"

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 28

Pod którymś z kolejnych wpisów FYM-a rozpoczęła się, trochę nie a propos, dyskusja o tym czy naszemu narodowi i państwu potrzebna jest historia i pamięć. To jest tu w salonie wałkowane do obłędu niemal, ale i ja postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze. 

Nie o historii i pamięci będę jednak pisał, a o matematyce. Jeden z lewicowych blogerów, którzy jak głodne kury wyrzucają z siebie ciągle tę samą frazę, dającą się streści w zdaniu – historia i pamięć niepotrzebne, trza pompować w nauki ścisłe – natchnął mnie zupełnie niespodziewanie i podsunął mi zbawienną, i jak sądzę rozsądną odpowiedź na owo gdakanie. Najpierw zacząłem się zastanawiać co może znaczyć to pompowanie w nauki ścisłe w kraju o takim budżecie, jak Polska, w kraju gdzie nie zbuduje się wielkiego zderzacza hedronów, ani nawet zwykłego akceleratora, gdzie rozwalono przemysł chemiczny, a na maturze przez dwadzieścia lat nie było obowiązkowej matematyki. Zastanawiałem się więc i zastanawiałem, aż przypomniałem sobie jedno nazwisko. Jest to nazwisko węgierskie i brzmi ono Laszlo Ratz.
 
Już tłumaczę kim był ten pan, ale wcześniej mała dygresja na temat kraju nad Dunajem. W porównaniu z tym co spotkało w przeszłości Węgrów wszystkie nasze traumy to kaszka z mleczkiem. Ich historia jest jednym pasmem nieszczęść i upokorzeń. Kiedy jednak zapytać Węgra czy potrzebna mu pamięć, historia i tradycja najprawdopodobniej w ogóle nie zrozumie o co nam chodzi. Węgrzy są bowiem przywiązani do swojego języka, tradycji i historii, jak mało który naród w Europie. Węgrzy mają swoich bohaterów narodowych, którym stawiają pomniki, mają swoich męczenników, których się nie wstydzą, mają swoje piękne pieśni i tańce i do tego potrafią jeszcze ładnie śpiewać i jeszcze ładniej tańczyć. Węgrzy gotowi są prać po mordzie każdego kto znieważy flagę i hymn. Uważam jednak, że największym skarbem Korony Świętego Stefana nie są wyżej wymienione wartości. Jest nim bowiem Laszlo Ratz, a raczej pamięć o nim.
 
Laszlo Ratz urodził się 9 kwietnia w mieście Sopron, które dziś leży na granicy węgiersko-austriackiej. Był nauczycielem matematyki, przyjęto go do Akademii Francuskiej, uczył w sławnym budapeszteńskim gimnazjum Fasori, a po latach został jego dyrektorem. Zmarł w Budapeszcie w 1930 roku. I to właściwie tyle. Ratz niczego nie wynalazł, nie odkrył nowych pierwiastków, ani nie sformułował nowych twierdzeń. On tylko uczył. Jego uczniami byli Eugene Wigner, Johann von Neuman i Janos Harsanyi. Tak się składa, że dwaj z wymienionych panów otrzymali nagrody Nobla, a trzeci pracował wraz z grupą uczonych  przy projekcie „Manhattan” . Wigner otrzymał Nobla w dziedzinie fizyki, Harsanyi w dziedzinie ekonomii, a człowiekiem który wraz z innymi stworzył reaktor atomowy i bombę „A” był von Neumann. Ten ostatni wymyślił ponadto teorię gier i teorię automatów komórkowych, od niego bierze początek informatyka. Wszyscy ci ludzie do końca swoich dni z czcią i nabożeństwem wymawiali nazwisko swojego nauczyciela gimnazjalnego – Laszlo Ratza, a Wigner do końca życia trzymał w swoim gabinecie jego fotografię.
 
 Ratz był uważany za najlepszego nauczyciela gimnazjalnego na Węgrzech, nie był jednak jedynym genialnym nauczycielem gimnazjalnym, jaki trafił się Węgrom. Warto przypomnieć, że osiemnaście razy Węgrzy otrzymywali nagrodę Nobla w dziedzinach zwanych potocznie ścisłymi. W Budapeszcie były inne, dobre gimnazja, były one także w Debreczynie i w Miszkolcu. Przecież Teller też kończył gimnazjum na Węgrzech i von Hebesy i von Bekesy i Dennis Gabor i Albert Szent-Györgyi także. I nie mówcie mi, że ich Noble to wynik żydowskiego pochodzenia, a nie znakomitego systemu nauczania, bo von Bekesy i Albert Szent-Györgyi nie byli Żydami. Poza tym po świecie chodzi tylu Żydów bez szans na Nobla, że ten argument odpada.
Nie wiem czy ten fenomen sukcesów  absolwentów węgierskich gimnazjów da się rozciągnąć na całą Apostolską Monarchię Habsburgów, ale przypuszczam, że tak. Przecież gimnazjum w CK Monarchii kończył także Nikola Tesla.
 
Na tym właściwie mógłbym skończyć swój wywód na temat „pompowania w nauki ścisłe”. Chciałbym jednak jeszcze przypomnieć, że w Polsce w czasie ostatnich dwudziestu lat zawód nauczyciela sprowadzono do piwnicy, bo nawet nie do parteru. Edukacja trzęsie się w konwulsjach kolejnych reform i reformek, dzieci w pierwszej klasie uczą się tego samego czego uczyły się w zerówce, a matematyka ma co prawda znów wrócić, jako obowiązkowy przedmiot na maturze, ale kto wie co to będzie za matematyka. Nie ma nic stałego w tym systemie, nie ma więc szans na to, że pojawi się jakiś polski Laszlo Ratz i wychowa nam dwóch noblistów. Nie ma tych szans także dlatego, że nikt nie czuje, że warto byłoby mieć te Noble. No bo tak Bogiem a prawdą – po co Polakom Noble z fizyki czy ekonomii? Jeszcze by sobie coś pomyśleli, jeszcze by się wbili w większą dumę, albo coś. Miłosz i Szymborska muszą wystarczyć. I tak nikt ich już nie czyta.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Kultura