coryllus coryllus
296
BLOG

O wyższości kultury rosyjskiej nad polską

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 3

Dłonie rosyjskiego pisarza, jak białe kamienie Moskwy, usta rosyjskiego pisarza, jak sine brzegi zamarzniętej Newy, papieros rosyjskiego pisarza wsparty na kryształowej popielniczce unosi się w górę i dymi, jak lufa krążownika „Aurora’ po pierwszej salwie. Sam rosyjski pisarz wsparty na łokciu nie patrzy na nas tylko na sufit, wodzi po nim oczami i liczy muchy, albo może coś innego, co dla niego jest oczywiste, a my nawet nie podejrzewamy, że to istnieje.

 
Wreszcie się zaczyna. Obok pisarza pojawia się facet w czerwonej, wypuszczonej na spodnie koszuli, z mikrofonem w ręku.  Ani chybi absolwent wydziału filologii polskiej stołecznego uniwersytetu.
 
- Mam zaszczyt – zaczyna – a oczy pisarza przestają rachować muchy na suficie i ześlizgują się na nas, którzyśmy tu przyszli posłuchać o wielkiej literaturze. – Mam zaszczyt – syczy ten w czerwonej koszuli – przedstawić państwu człowieka, którego nazwisko zna już cała Europa. Przed nami Wiktor Michałowicz Kuropatkin, maestro i gwiazda pierwszej wielkości. Mistrzu czuję się przy panu, jak nędzny Polak z powieści Fiodora Dostojewskiego, który nie zasłużył doprawdy, by przebywać w jednym pomieszczeniu z pańską dostoją osobą. Myślę, że państwo czują podobnie – tu wskazał na nas ręką uzbrojoną w mikrofon, za którą podążyły mętnawe lekko oczy rosyjskiego pisarza.
 
Zaczęliśmy klaskać. Klaskaliśmy dobre pół minuty, a pisarz patrzył tylko na nas i mrugał oczami. Potem dał znak ręką i przestaliśmy. Każdy wie jak ważne jest, by zachować się, jak wyrobiona, dojrzała publiczność.
 
- W swojej ostatniej książce – zaczął znów czerwony – porusza pan problematykę konfliktu cywilizacji na obszarze środkowej Europy, nieprawdaż? Tu przerwał i zrobił dyg, a potem ukłon zupełnie, jak Jerzy Połomski, kiedy śpiewał piosenkę „Hiszpański walczyk”.
 
- Polska to dziwka – odezwał się na to pisarz – dziwka i wszetecznica. Boga w sercach nie macie, ot co! Mówiąc to pisarz nie patrzył na nas tylko na tego w czerwonej koszuli.
Brawo – zakrzyknął czerwony, a my znów zaklaskaliśmy. Tym razem króciutko.
 
- My zawsze do was z sercem, z chlebem, z solą – ciągnął pisarz – z misją cywilizacyjną, a wy tylko byście się kurwili z tym zachodem za pieniądze.
 
Znów oklaski.
 
- Z tą misją cywilizacyjną to chyba przesadził – szepnąłem do siedzącej obok nie dziennikarki, która pilnie notowała wszystko co wydobywało się ze zdartej od papierosowego dymu krtani pisarza.
- Zamknij się, nic nie rozumiesz – usłyszałem w odpowiedzi. No i zamknąłem się, w końcu kim ja jestem, żeby orzekać o sprawach tak poważnych, jak starcie cywilizacji na obszarach środkowej Europy.
Pisarz tymczasem zapalił kolejnego papierosa, zaciągnął się i mówił dalej.
 
- Polska nie stworzyła żadnej cywilizacji, nie podjęła odpowiedzialności za los milionów, nie zbudowała imperium i dziś musi za to zapłacić.
 
Nie powiem, zdziwiłem się, ale spojrzałem na moją sąsiadkę i nic. Siedziała z podkulonymi pod brodę kolanami i dalej notowała.
 
- Zapłacić musi, powiadam, bo ile, do diabła, można tę dziejową prostytucje uprawiać!
 
- Wspaniale, wspaniale - wyrwało się prowadzącemu, który kiwnął na nas ręką, żebyśmy klaskali. I zaklaskaliśmy. Pisarz uśmiechnął się i mówił dalej.
- Zamiast słuchać, co do was mówimy to wy tylko tarcza i tarcza, zamiast z wdzięcznością, to wy z niewdzięcznością, zamiast……eh! – tu głos pisarza załamał się – powiem tak, my do was z kawiorem i kwiatami i wybieraj tu teraz – jedzenie albo miłość, a wy co? Wy byście chcieli i kawior zjeść i na ch…ja usiąść. A tak się nie da!
 
Po tych słowach już nie zachęcani przez nikogo zaczęliśmy bić brawo. Wtem przez oklaski przebił się jakiś głos.
 
– Zaraz, moment, co ty tu dziadek ściemniasz – takie słowa usłyszeliśmy, a prowadzący w czerwonej koszuli zaruszał jakoś tak niespokojnie ramionami i nogą szurnął ze trzy razy. Obejrzałem się. Pod ścianą w największym tłumie stał jakiś chudy osobnik wygolony prawie na zero z odstającymi uszami i końską szczęką.
 
- Do ciebie mówię dziadek – rzekł  i wskazał palcem na rosyjskiego pisarza.
 
Zamarliśmy.
 
 – Cywilizacja mówisz? Cywilizacja?! Tak?! Z tego miejsca widzę ile masz brudu za pazurami i o cywilizacji nadajesz, tak?!
 
 Pisarz schował dłonie pod stół.
 
- Może byś jeszcze tego kiepa zgasił co? Nikt tu oprócz ciebie nie pali – ciągnął chudzielec spod ściany – a są tu kobiety chyba, co nie?
 
Pisarz wyciągnął jedną dłoń spod blatu i zdusił papierosa. W tym momencie próbował wtrącić się czerwony na całym ciele konferansjer, ale chudy nie dał się zbić z pantałyka
 
- Stój gdzie stoisz – rzucił w jego stronę – bo jak cię stuknę to ci się komunijna oranżada odbije.
Przełknąłem ślinę na tyle głośno, że moja sąsiadka spojrzała na mnie z wyrzutem.
 
- A ty dziadek – rzucił w stronę pisarza – domknij sobie jeszcze rozporek, bo ci coś wyleci.
 
Zupełnie dla nas niespodziewanie pisarz wstał odwrócił się do okna i kilkoma szarpnięciami zasunął zamek spodni.
 
No! – powiedział na koniec chudzielec i wyszedł z sali.
 
Ludzie zaczęli rozmawiać głośnie, potem jeszcze głośnie, a potem zrobił się gwar i szum i nikt prócz mnie nie zauważył, jak rosyjski pisarz podchodzi do konferansjera i szepce mu w czerwone ze wstydu ucho – ha, nie wszyscy u was durnie! Ten proszę! Maładiec! Zuch! Premiera wam takiego trzeba!
Wyszedłem. Zaczekałem przed księgarnią na moją znajomą, która nie kryła oburzenia.

- Widzisz – mówiła kręcąc głową z niedowierzaniem – jakie chamy w tym kraju mieszkają, wierzyć się nie chce. Tu wielki artysta, a ten…nie mam słów po prostu. Tydzień później ukazał się jej artykuł o tym spotkaniu. Był jednak mocno przekłamany.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura