coryllus coryllus
233
BLOG

O nagrodzie literackiej i wolności słowa w Polsce

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 13

Z najsłynniejszą krytyczką literacką w kraju umówiłem się w nieistniejącej już dziś kawiarni „Nowy Świat”. Paliłem wtedy jeszcze papierosy i zanim przyszła wypaliłem chyba ze sześć albo siedem, tak się denerwowałem. W końcu nie umówiłem się z byle kim. Kiedy pojawiła się w drzwiach wstałem i uśmiechnąłem się tak, jak to zwykle robią dzieci kiedy pan fotograf robi im w przedszkolu zdjęcia w góralskich kapeluszach. A ona wcale nie przewróciła oczami skrytymi za ciemnym szkłem w czerwonych oprawkach, wcale nie odwróciła się na pięcie, tylko też się uśmiechnęła i podeszła do stolika.

- Dzień dobhy – powiedziała
 
Coś tam bąknąłem ze zdenerwowania i usiedliśmy.
 
- Będę oczywiście autohyzować  - powiedziała krytyczka, a ja powiedziałem, że oczywiście i włączyłem dyktafon.
 
- Czy uważa pani, że Tłuczok słusznie otrzymał nagrodę? - zacząłem
 
- O, wie pan – ona na to – z tym Tłuczokiem to jest tak, że on jest thochę taki, jak to jego nazwisko. Ta naghoda też nie bahdzo, no bo najpiehw dawali ją stahym i zasłużonym…
 
- A potem chorym – wtrąciłem
 
- Ma pan rację, potem chohym, żeby się podleczyli, a tehaz przyszła kolej na kogoś młodego. No i komu tu dać, phawda? Nie można od hazu dać Maśliskiej, bo za młoda i za bezczelna, może jeszcze poczekać. Nie można dać Pitkowskiemu, bo pedał przecież.
 
- Chciała pani powiedzieć gej?
 
- No co pan?! Chciałam powiedzieć „pedał”, chyba do cholehy wiem co mówię, w końcu progham w telewizji phowadzę. Pitkowski sam pisze o sobie „pedał” i nie ma powodu mu tego „pedała” odmawiać.
 
- No, ale dlaczego mu nagrody nie dać?
 
- No mówię, że pedał przecież
 
- Jasne, jasne.
 
W tym momencie zadzwonił telefon. Krytyczka powiedziała - przpehaszam – i zaczęła mówić do słuchawki z uśmiechem, jaki zwykle towarzyszy kobietom kiedy jakiś pan trzyma je za kolano.
 
- Byłeś u pani phofesoh? Nie? Musisz iść koniecznie. Tak dzisiaj. Tak! Nie! Nie tehaz! Tehaz nie mogę. Wieczohkiem, wieczohkiem. Pa. I wyłączyła słuchawkę.
 
- O co pan pytał? Aha o Pitkowskiego. To jest cudak taki. Okhopny. Widział go pan kiedyś?
 
Przyznałem, że nie.
 
- Szkoda. Ma ogromne pahcie na szkło. Tylko kasa i telewizja go intehesują, a to tak łatwo przecież nie idzie. Nie od hazu Khaków zbudowano. Prawda?
 
- No, ale książki ciekawe pisze?
 
 Krytyczka spojrzała na mnie nieco uważniej zza swoich czerwonych oprawek. Podniosła do ust filiżankę i, słyszałem to wyraźnie mimo gwaru jaki panował w kawiarni, siorbnęła z niej wcale głośno.
 
- Tak pan myśli – zapytała
 
- No tak, wszyscy tak myślą. Jest młody, zdolny….bezkompromisowy.
 
- Ten świh jest według pana bezkomphomisowy? To już Tłuczok jest lepszy. Tłuczok pisze o opresji patehnalistycznej w świecie thadycyjnej chrześcijańskiej kultuhy. O bhutalności mężczyzn, dohosłych mężczyzn, wobec kobiet i swoich własnych dzieci.
 
- I tu się nie mogę z panią zgodzić – wykrzyknąłem, bo właśnie do tego punktu  chciałem sprowadzić rozmowę na temat pisarza Tłuczoka – u nas nie ma żadnej paternalistycznej kultury, ani brutalności. Ja sam, dla przykładu, nigdy od ojca w dupę nie dostałem, przez całe dzieciństwo, a matka prała mnie przy byle okazji. I nie jest to, proszę pani, tylko moje doświadczenie, ale wielu mężczyzn w tym kraju.
 
Tym razem siorbnięcie było dużo głośniejsze.
 
- Widzę, że się nie hozumiemy – powiedziała krytyczka – chcę panu przedstawić sphawy, tak jak one wyglądają, a pan mi tu wyjeżdża z dupą i ojcem. Mężczyźni tłamszą kobiety i czynią z ich życia piekło. Czy pan tego nie hozumie?
 
W tym momencie znów zadzwonił telefon.
 
- Przephaszam – usłyszałem
 
- No i co – powiedziała do słuchawki – byłeś? Świetnie! Masz wpis? No to dobrze. Mówiłam ci, że nie tehaz! Wieczohem. Pa!
 
- …..z ich życia piekło. Funkcją litehatuhy zaś jest pomóc wyzwolić się kobietom.
 
- No tak, ale ja nigdy od ojca nie….
 
- Pan znowu swoje.
 
- I kredki mi tata temperował. Naprawdę.
 
Krytyczka nie patrząc już na mnie tylko w wielkie, wychodzące na skrzyżowanie Nowego Światu ze Świętokrzyską okno powiedziała, że musi lecieć, bo ma naghanie.
Pożegnaliśmy się i poszedłem do domu robić najgorszą robotę czyli spisywać z dyktafonu.
Wyszło pięknie. Ostro, brutalnie i wcale nie usłużnie wobec obowiązującej linii. Tak, jak trzeba. Tłuczok, jak Tłuczok, Pitkowski, jak pedał, a Maśliska po łebkach. Żadnych ściem. Wcisnąłem enter i tekst pofrunął do krytyczki, która miała go autoryzować.
Czekałem cały dzień. Potem drugi, trzeci, czwarty i szósty. Nie, to niemożliwe, przecież gdyby nie doszło to miałbym jakąś zwrotną informację - dumałem. Potem była niedziela, a w poniedziałek pomyślałem, że jakoś tak nie przystoi zawracać ludziom głowę od początku tygodnia. We wtorek jednak zadzwoniłem.
 
- Kto, kto – zapytała krytyczka, bo nie dosłyszała mojego nazwiska. Kiedy już je usłyszała w całej jego szelestliwej pełni w słuchawce zaległa cisza.
 
- Wyszło nawet dobrze – powiedziała po dłuższej chwili – nawet chyba świetnie. Tylko gdzie pan zamierza to wydhukować?
 
Wymieniłem tytuły.
 
- Aha. Wie pan co? To ja jeszcze muszę się nad tym zastanowić. Albo lepiej nie, niech mi pan jeszcze haz ten tekst wyśle. Bo może przecież gdzieś zginąć, albo się zapodziać.
 
Wróciłem do domu i jeszcze raz kliknąłem enter. Potem znowu czekałem prawie tydzień, a potem znowu zadzwoniłem.
 
- No – ucieszyła się krytyczka – świetnie, że pan się odzywa. Miał mi pan tekst wysłać? Nic nie dostałam.
 
Pogawędziliśmy chwilkę, a po powrocie do domu znowu kliknąłem enter. Zadzwoniłem po dwóch dniach.
 
- Zaczyna mnie pan ihytować – powiedziała krytyczka –miał pan mi wysłać tekst do autohyzacji i co? To jest thochę niepoważne, nie uważa pan.
 
Przeprosiłem ją i wróciłem do domu żeby jeszcze raz kliknąć enter. I wyobraźcie sobie, że przestałem dzwonić dopiero za piątym razem. Dacie wiarę?
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura