coryllus coryllus
1355
BLOG

Czy jest coś czego nie wiecie o Ossendowskim?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 8

Dwór w Żółwinie niedaleko Podkowy Leśnej jest niepozorny. Obecnie należy do prywatnego właściciela, który stara się sprzedać obiekt. Ten niewielki, skryty wśród drzew budynek ma swoją tajemnicę. Jest to jedna najbardziej nieprawdopodobnych historii, jakie wydarzyły się w ubiegłym stuleciu.

 
Człowiek, o którym opowiem to jedna z najbardziej interesujących postaci dwudziestolecia międzywojennego. Był pisarzem, podróżnikiem, szpiegiem, dziennikarzem, uczonym, żołnierzem, działaczem politycznym i poliglotą, władającym biegle 8. językami, wykładowcą kilku wyższych uczelni, członkiem Akademii Francuskiej i prezesem Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy. Kto pamięta dziś Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego – polskiego pisarza, który ukrył skarby mongolskich mnichów? 
Przed wojną książki Ossendowskiego robiły furorę a jego sensacyjna książka „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” była autentycznym światowym bestsellerem. Wydawano ją 142 razy i przełożono na 19 języków w tym na mongolski.
 
 Kiedy Ferdynand Antoni Ossendowski wkroczył na literackie salony międzywojennej Polski, był już człowiekiem dojrzałym i mocno doświadczonym przez życie. Przeżył rewolucję w Rosji i brał udział w wojnie domowej po stronie białych. Sam z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak te wydarzenia zaważą na jego życiu, a raczej na śmierci. O tym bowiem będziemy mówić – o śmierci dziwnej i zagadkowej, o śmierci, która dokonała się zgodnie z przepowiednią, jak w antycznej tragedii.
Przyjrzyjmy się jednak faktom: wybucha rewolucja w Rosji, Ossendowski - geograf i przyrodnik, absolwent Uniwersytetu w Petersburgu i paryskiej Sorbony wyrusza na daleki wschód. Jest uczonym, pasjonatem, którego interesuje Centralna Azja, a szczególnie Mongolia. Tam przeżywa pierwszą metamorfozę - jeden obrót koła historii i dwóch rosyjskich oficerów przemieniło uczonego w awanturnika i żołnierza.
 
Na początku pobytu w Azji los zetknął go z postacią dziwną i tragiczną, z admirałem Kołczakiem. Został doradcą jego armii i członkiem utworzonego przez niego rządu. Kiedy bolszewicy rozbili tę armię i zlikwidowali rząd, Ossendowski przedostał się przez granicę mongolską i postanowił przemierzyć Azję Centralną, aby dostać się do posiadłości brytyjskich na południu kontynentu. W Mongolii spotkał barona majora Ungern von Sternberg, bałtyckiego Niemca w służbie rosyjskiej, który zafascynowany kulturą wschodu postanowił zrealizować fantastyczny i utopijny plan stworzenia wielkiego państwa mongolskiego, na którego czele, wzorem Czyngis-chana, stanąć miał on sam.
Ossendowski doskonale znający geografię i miejscowe języki zostł jego zaufanym politycznym doradcą, ekspertem i osobistym powiernikiem. Polskiemu pisarzowi, „profesorowi”- jak nazywano go w oddziale - powierza się tajną misję nawiązania kontaktów z Pekinem, Japonią a nawet z USA. Czy misja się powiodła? Nie wiemy, szczegóły i okoliczności tych wydarzeń do dziś dnia pozostają tajemnicą. Równie tajemnicze są losy legendarnego carskiego skarbu, przekazanego pod opiekę Ungerna przez generała Kołczaka. Skarb stanowiący kasę białej armii, dodatkowo uzupełniony przez lamaickie dobra i kosztowności z buddyjskich klasztorów, zniknął ukryty przez gdzieś w stepach Mongolii.
 
Roman Ungern von Sternberg być może był szalony, ale nie na tyle, by nie spostrzec, że nadchodzące czasy należą do bolszewików, a nie do niego. Zagarnięte złoto chciał wywieźć za granicę. Ossendowski, który pojawił się w oddziale, był dla niego cieniem nadziei, nadziei na uratowanie życia i skarbów. Znajomość geografii i miejscowych języków to była wiedza, której baron von Sternberg potrzebował najbardziej; dzięki niej chciał wydostać się z Azji. Niestety, nie przemyślał do końca swoich posunięć. Z natury okrutny i najprawdopodobniej obłąkany zrażał do siebie wszystkich i ryzykował życiem własnym i podwładnych. Ogłoszenie się Chanem Mongolii to było dla czerwonej Rosji stanowczo za dużo. Bolszewicy wytropili i schwytali barona. Został osądzony i rozstrzelany w 1921 roku.
 Po jego śmierci wszyscy byli zgodni co do tego, że tylko jeden człowiek może znać losy skarbów – Antoni Ferdynand Ossendowski. On sam stanowczo temu zaprzeczał, mimo że pojawili się świadkowie, twierdzący jakoby von Sternberg polecił Ossendowskiemu ukryć złoto.
 
Po rewolucji i wojnie Ferdynand Ossendowski znalazł się w Polsce. Tu nastąpiła jego następna metamorfoza – został pisarzem i dziennikarzem. Sprawa ukrytego w Mongolii złota pozostawała na marginesie jego życia, przemieniona w pół – bajkę, pół –sen. Sam Ossendowski nigdy nie powracał w rozmowach do tamtych czasów, niekiedy tylko wspominał o tym, jak lama w jednej z wiosek przepowiedział śmierć jego i Romana Fiodorowicza. Ungern miał żyć jeszcze szesnaście tygodni a on – Ossendowski - miał umrzeć dopiero wtedy, kiedy baron mu o tym przypomni. Była to anegdota, zabawna historyjka do opowiadania znudzonym damom. Pisarz żartował, że będzie żył wiecznie.
W czasie wojny pisarz opuścił Warszawę i zamieszkał w dworku państwa Witaczków w Żółwinie. Prawdopodobnie stało się to już podczas walk powstańczych w 1944. Ossendowski – w podeszłym już wieku (miał 70 lat), zmęczony życiem i schorowany, czeka na śmierć. I śmierć przychodzi do pisarza, tak, jak przepowiedział to dawno temu mongolski lama.
Pod żółwiński dworek, pełen uciekinierów z płonącej Warszawy zajechała pewnego dnia pokryta ochronnym brezentem limuzyna. Z samochodu wysiadł młody oficer w stopniu porucznika, wszedł na ganek i zapytał o Ossendowskiego. Potem się przedstawił: – Nazywam się Ungern von Sternberg – powiedział. Następnego dnia, 3 stycznia, Antoni Ferdynand Ossendowski zmarł na skutek poważnych dolegliwości żołądka.
 
 
W dwa tygodnie później Armia Czerwona wkroczyła do Warszawy. W nocy z 17 na 18 stycznia pod żółwiński dwór podjechało kilka samochodów z funkcjonariuszami NKWD. Teren otoczono, a mieszkańców wyciągnięto z łóżek i wyprowadzono na zewnątrz. Rosjanie z bronią gotową do strzału wtargnęli do wewnątrz. Przeszukali wszystkie pomieszczenia od strychu po piwnice.
 

Przerażeni mieszkańcy wyjaśniali, że zmarł niedawno i jest pochowany na milanowskim cmentarzu. Rosjanie nie wierzyli, ale pozostawiając kilku swoich, ruszyli sprawdzić informację, zabierając ze sobą ściągniętego z łóżka grabarza. Za pomocą kilofów i łopat niemałym wysiłkiem rozkopano przemarzniętą na metr ziemię, wyciągnięto trumnę i odbito wieko. Najstarszy stopniem oficer wyciągnął ze skórzanej raportówki zdjęcie pisarza i z uwagą przyglądał się nieboszczykowi. Aby mieć pewność, sprowadzono siłą dentystę i po dokonaniu identyfikacji i wykonaniu serii fotografii kazano zamknąć wieko i zasypać mogiłę. Niezadowoleni enkawudziści odjechali z niczym

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura