coryllus coryllus
289
BLOG

O moim domu (1)

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Rozpoczynam tę opowieść świadom, z jaką pogardą i lekceważeniem ludzie odnoszą się do takich, co to nie posiadając gotówki, potrzebnych umiejętności ani nawet koneksji, porywają się na przedsięwzięcia wymagające tego wszystkiego. Wariaci tacy nie mogą liczyć u bliźnich na żadną ulgową taryfę. Kiedy im się nie uda, wszyscy wybuchną śmiechem i pokazując głupka palcami wołać będą – o, o, o!!! Jeśli głupek doprowadzi swoje zamierzenia do szczęśliwego końca kibice wzruszą co najwyżej ramionami. Nie będzie im imponować ani jego upór, ani innowacyjne pomysły, ani odwaga. Człowiek postępujący wbrew utartym schematom nie zasługuje bowiem na nic. Jego postępowanie może być odczytane co najwyżej jako ostrzeżenia dla młodych, którzy próbują robić coś innego niż wszyscy.

 
Na początku muszę napisać kilka słów o sobie. Kiedy byłem dzieckiem, nie pozwalano mi wykonywać żadnych odpowiedzialnych czynności, takich jak rozpalanie w piecu, wbijanie gwoździ czy rąbanie drewna. Ojciec odsuwał mnie ręką i studził mój zapał do pracy mówiąc – zostaw, nie nadajesz się do tego. Dorastałem na wsi, ale byłem tam absolutnym dziwolągiem. Rodzina z obawy, bym nie zniweczył długoletnich starań, których owocem był mały domek, niewielki ogródek, płotek, telewizor, radio i trochę książek – śmieszny dobytek rodziny żyjącej w Polsce Ludowej – nie pozwalała mi na angażowanie się w jakiekolwiek praktyczne zajęcia. Kiedy zaś udało mi się chwycić w dłonie jakieś narzędzie, na przykład młotek, siekierę lub, nie daj panie Boże, łom, działy się rzeczy straszne, o których opowiadano sobie potem przy świątecznym stole, głaszcząc mnie jednocześnie po głowie i lekceważąc nieświadomie moje delikatne uczucia.
 
Pozwalano mi jedynie na czytanie książek, licząc na to, że może moim przeznaczeniem będzie stan kapłański. Kiedy dziś o tym myślę, brzuch zaczyna mi się trząść ze śmiechu. Czytałem więc co się dało i uczyłem się różnych niepotrzebnych rzeczy, zadowolony, że nie jestem dla mej rodziny na tyle istotnym bytem, by na serio zaprzątać sobie głowę moją przyszłością. Jakoś to tam będzie – mówiono. I rzeczywiście, jakoś było.
 
Kiedy wynająłem trzecie mieszkanie, za które musiałem zapłacić połowę swojej pensji, mieszkanie, które miało 32 metry kwadratowe, przypomniałem sobie mały domek, w którym się wychowałem, kawałek podwórka i płot. Przypomniałem sobie także studnie, które stały jeszcze na ulicy, kiedy byłem mały i do których wysyłał mnie ojciec, kiedy nie było wody w kranach. Wręczał mi plastikowe wiadro i mówił – masz, tylko go nie utop. Kiedy wracałem bez wiadra, uśmiechał się i razem szliśmy je wyłowić ze najbliższej studni.
 
Myślałem o tym wszystkim i zapragnąłem mieć własny dom. Podzieliłem się tymi myślami z dziewczyną, która razem ze mną wynajmowała te mieszkania, a które potem została moją żoną. Zrobiliśmy jakieś obliczenia, z których jasno wynikało, że nigdy nie będzie nas stać na kupno działki i wybudowanie sobie własnego domu. Mogliśmy co najwyżej wziąć kredyt i kupić kawalerkę na – jak to poetycznie ujmował mój kolega – jakimś Syfowie. Dzielnic zasługujących na to miano jest w stolicy sporo, a zaludniają je zwykle ludzie, którzy przed zakupem mieszkania zrobili to samo co my – policzyli na co ich stać i wyszło im, że tylko na kredyt spłacany mozolnie przez wszystkie lata, aż do emerytury.
 
Nie chcieliśmy tak żyć. Chcieliśmy mieć wokół siebie dużo przestrzeni, którą będą odkrywać nasze dzieci, chcieliśmy mieć ogródek z własnymi marchewkami i postanowiliśmy zrobić wszystko, by nasze plany zmaterializowały się jak najszybciej. Nie mieliśmy jeszcze wtedy pojęcia co to znaczy – zrobić wszystko - w Polsce, schyłkowych lat dziewięćdziesiątych, aby stać się posiadaczem tak podstawowego i oczywistego dobra jak własny dom. Nie wiedzieliśmy właściwie nic. Nie mieliśmy pojęcia o kredytach, kupnie ziemi, budowie czegokolwiek, formalnościach związanych z budową, przyłączaniem prądu, nie wiedzieliśmy jak się wierci studnie ani kto to robi. Nie mieliśmy pojęcia, jak perfidnie i chamsko oszukuje się ludzi, którzy chcą spełniać proste i niezbyt wygórowane marzenia. Wiedzieliśmy tylko, że chcemy mieć dom.
 
Początkowo myśleliśmy o kredycie, ale na nasze szczęście porzuciliśmy tę myśl. Potem przeglądaliśmy czasopisma budowlane, ale znudziło nas to bardzo szybko. Przyszedł wreszcie takie dzień, kiedy moja znajoma powiedziała – jak chcesz mieć tani dom, musisz pojechać na wieś, kupić tam jakiś stary drewniany i przewieźć go na swoją działkę. Nie miałem jeszcze działki, ale widziałem, że to jest właśnie pomysł, który powinienem zrealizować. Przenieść dom. To było coś w sam raz dla mnie. O tym właśnie będzie moja opowieść, o przenoszeniu domu, jego budowie i zasiedlaniu i wszystkim co się z tym wiąże.
 
CDN
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości