coryllus coryllus
1178
BLOG

Stefan Martyka patron współczesnej telewizji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 8

Przeczytałem prawie wszystkie salonowe złorzeczenia na dziennikarzy i media. Zgadzam się z nimi właściwie bez większych zastrzeżeń. Dziennikarz to ostatnia osoba, której bym zaufał. Wiem co mówię, bo sam przez kilka lat wykonywałem ten zawód. Rzecz jasna nie w tak komfortowych warunkach, jak panowie Sekielski czy Morozowski, nie zmienia to jednak niczego w moim spojrzeniu na tę profesję. Dziennikarstwo legendarne, w stylu czerwonego co prawda, ale jakże sprawnego warsztatowo, Egona Erwina Kischa, umarło i już się nie podniesie. Źródeł zaś tego co dziś oglądamy na ekranach i słuchamy w radio nie należy szukać w dziennikarskich mitach o latających reporterach, tylko w czasach o wiele nam bliższych. Konkretnie zaś w latach pięćdziesiątych. Był wtedy, na przykład,  emitowany w radio program pod zagadkowym tytułem „Fala 49”, prowadził zaś ów program niejaki Stefan Martyka. 

Opowiem najpierw o programie, a potem o Stefanie. Program nie miał stałej godziny emisji co nadawało mu charakter niezwykle dynamiczny i stwarzało złudzenie, że jest to produkt występujący niejako wbrew oficjalnym trendom. Leciała sobie na przykład, w radio jakaś audycja o muzyce poważnej i filharmonicy warszawscy przygrywali coś na skrzypkach i basetlach, aż tu nagle muzyka cichła i w eterze słychać było głos: tu fala 49, tu fala 49 włączamy się. Potem zaś Prowadzący program Stefan Martyka głosem grobowym i pełnym napięcia informował fanów muzyki poważnej o tym ile sztuk stonki zrzucili lotnicy amerykańscy na polskie pola, jak perfidnie działają sabotażyści w zakładach Cegielskiego w Poznaniu lub ilu bandytów z reakcyjnego podziemia zostało skazanych i na co w zeszłym tygodniu. Po „zapodaniu” tych wstrząsających newsów Martyka mówił: tu fala 49, tu fala 49 wyłączamy się i muzyka leciała dalej. Program Martyki był genialnym wynalazkiem towarzyszy od propagandy, którzy uczynili z niego takie „radio-kapuś”. Otóż, kiedy w jakimś zakładzie nie podobało się robotnikom na przykład zachowanie pani w administracji mogli napisać list do Martyki i w liście tym mogli opisać co konkretnie im się u pani Krysi nie podoba. Martyka zaś opowiadał o tym później na antenie, o ile oczywiście uznał, że pani Krysia naprawdę sobie nagrabiła u klasy robotniczej.
 
Ofiarą tego systemu – donos-emisja w radio – padła Jadwiga Barańska, znana z serialu „Noce i dnie”. Przed rozpoczęciem studiów pracowała ona jako „kulturalno-oświatowa” w Zakładach Dziewiarskich Rychlińskiego w Łodzi. Nie pasowała do towarzystwa przodującej klasy robotniczej i klasa owa napisała na Jadwigę Barańską donos do Martyki. Nie było to byle co, bo przyszła aktorka i gwiazda musiała mieć nieskalaną opinie z miejsca pracy, aby móc zdawać na studia. Jakoś się z tego pani Barańska wykaraskała, nieistotne – ważne, że do takich właśnie celów służył program „Fala 49”.
 
Powiedzcie teraz kochani czy zasada działania „Fali 49” nie jest podobna do programu „Szkło kontaktowe”? Tam także każdy, ale to każdy niezadowolony z tego, z czego niezadowoleni są prowadzący, może opowiedzieć o swoim niezadowoleniu, może dać wyraz swoim niepokojom i obawom na telewizyjnej antenie. Potem kiedy już usłyszy swój głos w telewizji może opowiadać  kolegom przy piwie, albo na rybach o tym jak świetnie wypadł na antenie, aż do chwili gdy któryś nie powie mu – weź się Marian zamknij, bo rybę płoszysz.
Ma więc ów program dokładnie ten sam smak co program Martyki. Jeśli komuś w tamtych czasach udało się wysłać donos do towarzysza Stefana i donos ów był przyjęty życzliwie także miał powody do dumy i mógł opowiadać o tym znajomym.
 
Teraz opowiem o Stefanie Martyce. Był to bardzo słaby aktor z Wilna, który po wojnie grywał w teatrach w Częstochowie i Katowicach. Ponoć w czasie wojny był w AK, ale inna wersja życiorysu mówi, że na AK jedynie donosił Niemcom.
 
Kiedy zaczął prowadzić swój program stał się wrogiem publicznym wszystkich miłośników muzyki i zabawy. Został w końcu zastrzelony we własnym mieszkaniu, jak twierdzili złośliwi przez fanów muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, którym zakłócał odbiór swoim bzdurnym gadaniem. W rzeczywistości jednak zabili go członkowie organizacji „Kraj” za co zostali skazani na karę śmierci. Władza ludowa nie uczyniła z Martyki męczennika sprawy, bo był on postrzegany przez ludzi, jako nieświadomy swojej śmieszności komik lub złośliwy i głupi gnom, a nie jak rewolucjonista który ma misję do spełnienia.
 
Marek Hłasko tak napisał o nim w „Pięknych dwudziestoletnich”:  Niejaki Stefan Martyka, aktorzyna trzeciorzędny, który prowadził w Polskim Radiu audycję pod tytułem >>Fala 49<<. Bydlę to włączało się przeważnie w czasie muzyki tanecznej, mówiąc: >>Tu Fala 49, tu Fala 49. Włączamy się<<. Po czym zaczynał opluwanie krajów imperialistycznych; przeważnie jednak wsadzał szpilki w pupę Amerykanom, mówiąc o ich kretynizmie, bestialstwie, idiotyzmie i tego rodzaju rzeczach – następnie kończył swą tyradę słowami: >>Wyłączamy się<<.
 
Program Martyki nie był jedynym emitowanym w komunistycznych mediach programem, który doczekał się reaktywacji. Otóż to co robi Wojewódzki ma swój odpowiednik w dawno zapomnianym programie prowadzonym przez Zygmunta Kałużyńskiego pod tytułem „Sam na sam”. Program ten służył dokładnie do tego samego do czego służy Wojewódzki – do gnojenia ludzi niewygodnych i mających inne zdanie niż prowadzący.
 
Zygmunt Kałużyński nie był w latach pięćdziesiątych tym za kogo pragnął uchodzić pod koniec życia i doprawdy trudno znaleźć w tekstach z epoki jakieś pochwalne opinie na jego temat. Uważano go raczej za agresywnego bałwana, który wysługuje się władzy w sposób daleko bardziej zaawansowany niż to przewidywały wszelkie towarzyskie normy. Gości do programu Kałużyńskiego wybierali często prezesi telewizji i byli to zwykle ludzie, którzy osiągnęli jakiś sukces. Pan Zygmunt na antenie udowadniał im, że ich sukces to mydło, fajans i cienizna, a publiczność przed telewizorami biła brawo. Wojewódzki jest trochę inny, bo on przy tym wszystkim ma jeszcze carte blanche na promocję swoich ulubionych piosenkarek. Nie przypuszczam, aby na taki luksus pozwalano Zygmuntowi Kałużyńskiemu.
 
Tak się więc kochani wszystko plecie. Niby mamy nowoczesną i dwudziestopierwszowieczną telewizję, w dodatku z kilku stacji emitowaną, a jak się głębiej poskrobie to zaraz jakieś znane mordy, pardon, twarze spod tego lakieru wyłażą.
 
Dobranoc państwu.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka