coryllus coryllus
1531
BLOG

O lśniących tyłkach, czekoladkach i smacznych papierosach

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 13

Tekst ten to zapowiadana po wielokroć "goła baba". Jako, że autor lubuje się w dosłownościach i nie lubi aluzji, goła baba jest, jak najbardziej prawdziwa i naprawdę goła. Tak więc wszyscy, którzy nie lubią gołych bab lub uważają je za istoty niepotrzebne i zawadzające na świecie, niech lepiej dziś tu nie zaglądają. Po co goła baba? Dobre pytanie. Wszak ostrzegano mnie, że goła baba może zniszczyć mi imidż. No, ale trudno. Niech niszczy. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy.

Gołe baby jak wiadomo mają pewną bardzo istotną funkcje do spełnienia - mają podnosić sprzedaż i kliklaność. Taki jest ten świat i przepraszam niniejszym wszystkie gołe baby, że sprowadzam je tylko do tej właśnie funkcji. Do lektury zaś zapraszam wszystkich, którzy nie mają nic przeciwko gołym babom.  Tekst był już publikowany.

Tutaj każdy tyłek jest jak marzenie, wystudiowany, elastyczny i śliczny. Człowiek marzy o tym, by go dotknąć i chwilę pomiętosić. Podobnie jest z żywnością i papierosami. Kiedy patrzymy na świeżą paczkę „Lucy strike” czujemy już jak pachną i od razu mamy ochotę zapalić. Albo czekoladki - wystarczy zobaczyć opakowanie Toblerone, żeby przyszła ochota rozgnieść zębami każdą czekoladkę – sztuka po sztuce. Można by je potem zapić piwem z puszki i jeszcze raz zapalić.

 
Kiedy skończyła się II wojna światowa, życie nie wyglądało różowo, podobnie sztuka. Politycznie zaangażowane dzieła, konteksty i inne bzdury zaśmiecające przekaz, intelektualna inwazja komunistów, którzy potrafili zapaskudzić swoimi chorymi pomysłami każdy obraz, rzeźbę czy przedstawienie. Trwało to i trwało. Tymczasem świat się zmieniał. Dookoła było mnóstwo sklepów, dużo różnych towarów i dziewczyn, które pokazywały nogi. Świeciło słońce i nikt jeszcze nie wygłaszał gorących manifestów przeciwko zepsuciu zachodniej cywilizacji. Te głupoty przyszły później. Próbowano nawet wciągnąć do tego artystów, ale na szczęście nie ze wszystkimi udał się ten szwindel.
 
Oldenburg, Warhol i Lichtenstein to były prawdziwe tuzy, Nowy Jork, Frisco, Filadelfia i inne miasta stały przed nimi otworem. Mogli wszystko i na wszystko sobie pozwalali. Gromady ogłupiałych krytyków pisały o tym potem eseje, rozprawy i dysertacje, a jeden nazwał tę rzecz – Pop Art. Pop Art.? Niewiadomo dlaczego właściwie gigantyczne komiksy Lichtensteina miałby być „sztuką popularną”, albo wielki jak wieża minaretu spinacz biurowy, który Oldenburg wystawił przed ratuszem w Filadelfii? Dlaczego do diabła to ma być pop? Tacy jednak już są krytycy.
 
Człowieka, o którym chcę tu opowiedzieć zostawili na szczęście w spokoju, prawdopodobnie wydał im się dość wulgarny, a jego sztuka zbyt przyziemna, zbyt oczywista, by poświęcali dla niej swój czas i myśli. Kiedy Warhol pokazywał światu swoje puszki z zupą i Merylin Monroe z żółtymi włosami pomnożone przez X, Mel Ramos trzymał się nieco na uboczu. Wystawiał z innymi malarzami, którzy sięgali w swych dziełach do tego co było pod ręką, czyli do towarów na półkach sklepów, ale robił to inaczej. Nie ma tutaj ukochanych przez krytykę metafor, nie ma żadnej przestrzeni dla domysłów. Ramos pokazuje po prostu to co lubi – jedzenie i kobiety. Zmienia jedynie proporcje – zrównuje kobiety z jedzeniem, papierosami, piwem i czekoladą. To – używając obrzydłego języka krytyki – jeden z nurtów jego twórczości.
 
Chodzi o to, że jego obrazy to nie jest żaden „pop art.” , choć tak się przyporządkowuje jego twórczość, to nowy barok, róg obfitości, z którego wylewają się dobra pożądane przez wszystkich i wszystkim potrzebne. Tu nie ma miejsca na interpretację, bo też nikomu nie jest ona potrzebna. Mamy patrzeć i podziwiać. Modelki musiały się zdrowo namęczyć przy pozowaniu zanim Mel osiągnął to co chciał, zanim udało mu się namalować delikatne fałdki tłuszczu na odwracających się do tyłu plecach młodej dziewczyny, albo wyginająca się w łuk stopę, albo lśniący tyłek lub mięsiste piersi. Nie jest łatwo pozować takiemu malarzowi, jak Mel Ramos. Dlatego trzeba uszanować pracę artysty i modelek. Mel maluje wszystkie dobra cywilizacji, bez których nie wyobrażamy sobie życia. Tak, jak na siedemnastowiecznych martwych naturach – pal sześć, czy były one naładowane jakąś symboliką czy nie – widzimy homary, winogrona i powoli rozkładające się owoce, tak u Ramosa mamy dostępne w dystrybucji sieciowej przysmaki i używki. Dziewczyny opierają się o paczkę papierosów, lub pudło czekoladek, patrzą wzrokiem, który nie pozostawia żadnej wątpliwości co do ich intencji – nie są tu po to, żeby się wspólnie modlić, tak jak papierosy nie są po to by je tylko oglądać. Nie ma tu miejsca na dialog, bo też nikt z odbiorców go nie oczekuje. Po co? Po co gadać, po co budować porozumienia pomiędzy artystą i widzem, kiedy wokoło jest tyle milczącego i gotowego do każdych poświęceń dobra.?
 
Kiedy ktoś ma krzywe nogi, duży brzuch i wielką głowę, ma także tendencję do krytyki wszystkiego, co choć trochę odbiega od kształtu nakreślonego wspominanymi tutaj cechami. Nie inaczej zachowują się pismacy i krytycy wobec obrazów Ramosa. Trzeba nazwać artystę wulgarnym pacykarzem lub beztalenciem, żeby poprawić sobie humor i znieczulić się przed uderzającą prosto w nos prawdą – takie dziewczyny nie są dla każdego. Być może nie są one również dla tych, którzy krytykują malarstwo Mela Ramosa.
 
Opowieści o tym, jak to ten czy inny malarz zwalcza swoją sztuką konsumpcjonizm należy także włożyć między bajki. To są interpretację właściwe prymusom renomowanych szkół średnich w stolicy takiego kraju, jak Polska, nie mają one nic wspólnego z prawdą. Prawda jest zaś taka, że Ramos gada sam do siebie. Trzeba bowiem obejrzeć jego dzieła z dziesięć chyba razy, żeby uwolnić się od natrętnego idealizowanego piękna lansowanego przez wszystkie kolorowe tygodniki, jak świat długi i szeroki. To nie przychodzi od razu. Patrzymy i widzimy dziewczyny ściągnięte ze ściany nad marynarską koją lub żołnierskim łóżkiem, mlaskamy w duchu na ich widok, ale prawda dociera do nas znacznie później i na tym polega sztuka Mela Ramosa.
 
Popatrzcie choćby na tę cizię, która stoi przy olbrzymiej butelce 7up. Ładna prawda? Można by ją puknąć i to nie raz. A teraz popatrzcie dłużej i porównajcie z cizią, która leży na czekoladkach „Toblerone”, albo z tą wynurzająca się ze szklanki z colą. I co? Widać różnicę? Oczywiście, że widać! Ta przy butelce to zwyczajny wsiowy pasztet, ma krótkie, grube nogi, tyłek jak dzwon i za duże zęby. No ale co robić skoro nadal się podoba. Podoba się, bo taki już jest Mel Ramos, wszystko czego się dotknie musi się podobać. To samo jest innymi dziewczynami, jedne mają zbyt płaskie piersi, lub zbyt duże, takie które rozlewają na boki. Niektóre wcale nie są ładne lub patrzą krzywo. Gdzie tu idealizacja i koszarowy gust? W naszych głowach jedynie.
 
Lśniące od olejku do opalania ciała mogą kojarzyć się z różnymi rzeczami. Niekoniecznie z jedzeniem i papierosami. Ramosowi kojarzą się na przykład ze zwierzętami. Fałdy, fałdki i fałdeczki, które przykuwają oko na ciele opalonej panny są przecież prawie identyczne z tymi, które widać na cielsku hipopotama lub morsa. Tym wyraźniej widoczne jest to podobieństwo kiedy na tych rozłożystych potworach, ociekających wodą posadzi się uśmiechniętą i upozowaną, gołą jak ją Bozia stworzyła dwudziestkę. To tylko ciała. Jedno większe, a drugie mniejsze. Aż dziwne, że zwracamy uwagę jedynie na to mniejsze.
 
Są jeszcze obrazy, w których zatraca się kształt, ciało znika i zostaje tylko jego fragment, który wywołuje taką samą reakcję, może nieco tylko słabszą, niż brzydula przy samochodowej świecy. Naszkicowane grubą linią kształty i kawałek łokcia lub twarzy – to wystarczy, żeby oddać intencję. Na koniec Mel zostawił nam niespodziankę. Na obrazie z 2006 roku, w pustym jak rozpacz kieliszku po Martini siedzi goła, jak święty turecki, lekko wyliniała lalka Barbie. Bez makijażu. Obok kieliszka leży podsychająca już oliwka z kawałkiem papryki w środku. Myślicie, że to splunięcie w kierunku marnych dóbr doczesnych? Akurat! To tylko starość i poczucie bezsilności. Mel Ramos ma dziś przecież 75 lat.  http://rogallery.com/Ramos_Mel/Ramos_Mel.htm
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura