Z pojęciem odwagi cywilnej zetknąłem się po raz pierwszy w okolicznościach nader dziwnych. Kolega mój, którego włosy miały kolor jaki zwykle przybierają klonowe liście pod koniec października, był z powodu tych swoich włosów ciągle przez kogoś zaczepiany. Czasy, które tu opisuję nie sprzyjały pielęgnacji uczuć, szczególnie delikatnych, tak więc rzucane w jego stronę określenia – ty ruda małpo - nie należały do rzadkości .
Nie był ów chłopiec jednak człowiekiem pokornym i takim, co to zemle obelgi w zębach, połknie je i wydali potem gdzieś lub wypoci na lekcji WF w czasie biegu na osiemset metrów. On był zupełnie inny. Jeśli ktoś go przezywał lub tylko nań krzywo spojrzał albo też wskazał palcem jego głowę, musiał liczyć się z tym, że dostanie w tak zwany „ryj”. Czyli inaczej mówiąc, rudy uderzy go bardzo mocno pięścią w twarz lub kopnie w tyłek albo popchnie na szafki tak, że nieszczęsna ofiara rudego wyłamie plecami drzwiczki i długo wygrzebywać się będzie spomiędzy butów i kurtek.
Wypadki takie zdarzały się bardzo często, bo dzieci szkolne nie uczą się jeszcze na błędach, a nawet jeśli niektóre z nich się uczą, to bardzo wolno i w wielu przypadkach rudy musiał się naprawdę napracować, żeby zakuć do tych pustych łbów prostą prawdę – nie jestem rudy.
Nikomu nigdy nie przyszło do głowy, by po jakiejkolwiek akcji z naszym czerwonowłosym kolegą iść na skargę do pani. Dzieci w naszej szkole miały chyba jakość szczególnie rozwinięte poczucie odpowiedzialności i sprawiedliwości i każdy wiedział po prostu, że jak będzie przezywał rudego, to musi się liczyć z konsekwencjami. Myślę, że większość zdawała sobie z tego sprawę, a niektórzy nawet zdawali sobie z tego sprawę tak dogłębnie, że z przezywania naszego kolegi zrobili sobie sport.
Zycie rudego nie było jakoś szczególnie nieprzyjemne, tym bardziej, że nie był jedynym rudym w szkole, no i tych szukających zaczepki było zwykle niewielu. Argument zaś –bo ty jesteś rudy – był często także wyrazem bezsilności wobec naszego kolegi, który nie był przecież aniołem i, jak to mówią – swoje za uszami także miał. I jakoś tak nam się żyło wspólnie od bójki do bójki, od jednej kłótni z wyzwiskami do drugiej, dopóki nie pojawił się taki jeden nowy.
Z nowymi bywa tak, że nie mogą oni początkowo zrozumieć sytuacji, w której się znaleźli i nie potrafią właściwie zinterpretować kierowanych do nich komunikatów. Jeśli do tego dodać stres, w jakimś się znaleźli w związku ze zmianą otoczenia i różne lęki, to mamy wspaniale nawiezioną glebę, na której zasiać można ziarno tragedii.
Nowy zaprzyjaźnił się z takim jednym niepoważnym człowiekiem, który stale wyskakiwał do rudego. Obrywał po gębie, ale wyskakiwał dalej, bo sprawiało mu to radość i, być może, w jakiś tajemniczy sposób stymulowało rozwój jego osobowości. Rudy przyzwyczaił się już do tych wyskoków i dochodziło nawet do tego, że na widok tego faceta uśmiechał się złowieszczo, wiedząc, że za chwilę będzie musiał go sprać. Była to więc znana wszystkim z lat szkolnych symbioza pomiędzy agresywnym i dynamicznym słabeuszem-ofiarą i statycznym katem, obrońcą swojej godności i autorytetu. Wszyscy to rozumieli. Okazało się jednak, że nie rozumie tego nowy.
Jakże zdziwił się rudy, kiedy pewnego dnia nowy, który był towarzysko ciągle jeszcze nikim i musiał pracować na swoją pozycję, podbiegł do niego od tyłu, walnął go w łeb i zawołał – a ty ruda małpa jesteś! Po czym roześmiał się i próbował uciec. Zachowania te podpatrzył, rzecz jasna, u swojego najlepszego kolegi, który w ten właśnie sposób pogrywał z rudym. Rudy najpierw się zdziwił, a potem ruszył biegiem za nowym, nie wolno bowiem ani na chwilę zapomnieć, że obrona swojej godności jest najważniejszą powinnością człowieka na tej Ziemi. Nie minęło wiele czasu, kiedy nowy, zaskoczony jak nie wiem co, leżał na podłodze, a rudy, wymierzywszy mu najpierw kilka kopniaków, podnosił go za kołnierz do góry z zamiarem sprzedania mu tak zwanego parolka, czyli uderzeniem z potężnego zamachu, płaską dłonią w wierzch głowy.
Kiedy tylko nowy dostał parolka, rudy puścił go, a tamten się rozpłakał, a potem gdzieś poszedł.
Nie mogliśmy uwierzyć w to, co słyszymy, kiedy okazało się, że nowy poszedł na skargę do pani i powiedział jej o tych wszystkich dramatycznych wypadkach. Rzecz jasna naświetlił całą sprawę w taki sposób, by wybielić siebie i całkowicie pogrążyć rudego.
Powiedzmy od razu, że rudy nie miał zbyt dobrej prasy wśród nauczycieli. To nawet za mało powiedziane, miałem zawsze wrażenie, że kilka pań i jeden przynajmniej pan czekają tylko na jakiś pretekst, by walnąć rudego w łeb i zakrzyknąć – a ty ruda małpa jesteś! Do jednej z takich osób właśnie udał się nowy.
Pani, a była to osoba nie lubiana i traktowana przez wszystkich podejrzliwie, jako że zawsze próbowała kokietować uczniów i wchodzić z nimi w relacje inne niż oficjalne, zrobiła zebranie, które miało charakter publicznego sądu a la Lynch.
Rudy i nowy stali na środku, a ona przemawiała na przemian do nas i do tych dwóch. Rudy, co oczywiste, głowę miał przez cały czas opuszczoną i patrzył w podłogę, nowy zaś podniósł swoją wysoko i gapił się błękitnymi i wodnistymi oczami na panią pewien tego, że będzie ona po jego stronie i rudy zostanie ukarany. My przyglądaliśmy się temu wszystkiemu z niesmakiem.
- Dzieci – mówiła pani – musicie mieć cywilną odwagę, to jest najważniejsze. Musicie mieć cywilną odwagę i przyznać się zawsze do błędu, który popełniliście. Wtedy będzie można wam wybaczyć winę i zapomnieć o tym, co złego zrobiliście. Bez cywilnej odwagi nie może być o tym mowy.
Słuchaliśmy tego, jak świnia grzmotu, a ona zwracając się do rudego powtarzała – czy masz cywilną odwagę dziecko? Masz ją? Jeżeli ją masz, to okaż to i przyznaj się, że kopałeś i biłeś tego tutaj niewinnego chłopca. To powiedziawszy wskazała palcem na nowego.
Ani my, ani rudy nie mieliśmy pojęcia co to jest ta odwaga cywilna, wiedzieliśmy natomiast jedno – jeśli rudy się przyzna, to po nim.
Rudy wiedział o tym również, dlatego milczał. Wiedział o tym każdy uczeń w naszej szkole i każdy uczeń w naszej ludowej ojczyźnie – jeśli się do czegoś przyznasz, to po tobie. Była to wiedza podstawowa. Tak to już jednak z ludźmi bywa, że ulegają oni przeróżnym złudzeniom. Nauczyciele zaś, a także inni pracownicy sfery budżetowej naszego państwa, byli mistrzami w produkowaniu złudzeń i mamieniu nimi maluczkich i naiwnych. Łatwo było dać się oszukać.
My jednak długo się nie dawaliśmy, więcej – potrafiliśmy udawać, że dajemy się nabierać i prowadzić z oszukującymi nas nauczycielami podwójną grę – udawało się to jednak tylko nielicznym, a i ci w końcu rezygnowali na dłuższą metę lub po prostu puszczały im nerwy.
Jednak w kwestii przyznawania się do winy ciężko było nas podejść. Patrzyliśmy więc na rudego i słuchaliśmy głosu nauczycielki, który był coraz bardziej słodki i przymilny. Nie wiadomo kiedy zaczęła mówić do rudego po imieniu, pogłaskała go nawet po głowie i powiedziała, że rozumie jego zdenerwowanie, że wie, jak to trudno być odmieńcem i jak okropni potrafią być ludzie w stosunku do innych. Mówiła tak, jakby zapomniała już, że przecież rzuciła na rudego oskarżenie o to, że pobił niewinnego za nic, nie zaś o to, że rudy pobił chama, który go przezywał.
Zauważyliśmy to od razu i staliśmy się jeszcze bardziej podejrzliwi. O dziwo, nie zauważył tego manewru rudy, który widocznie miał już dosyć stania na środku klasy, a może przemowa pani rozczuliła go rzeczywiście.
- To ja mam tę odwagę cywilną – powiedział ni z tego ni z owego, a my zamarliśmy na jedną długą chwilę – mam ją i się przyznaję. Żem go pobił.
Nowy uśmiechnął się triumfalnie, a pani – co było do przewidzenia wrzasnęła na całe gardło – O żesz ty ruda małpo! Wiedziałam, że z ciebie jest bandyta i łobuz! Na kogo ty wyrośniesz, gnojku!
Po tych słowach odwróciła rudego tyłem do klasy i zaczęła tłuc go po tyłku długą na jeden metr linią, która normalnie służyła do rysowania prostych na tablicy. Rudy milczał i zasłaniał tyłek dłońmi, które natychmiast stały się czerwone.
Kiedy pani skończyła i kazała rudemu wrócić na miejsce, rozpoczęła się lekcja. Tego dnia zaczęliśmy przerabiać lekturę pod tytułem „Ten obcy”.
CDN
Inne tematy w dziale Rozmaitości