coryllus coryllus
886
BLOG

Historie amerykańskie. Zatopienie CSS Alabama

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Kiedy CSS Alabama 11 czerwca 1864 roku wchodził do portu w Cherbourgu jego dowódca – komandor Raphael Semmes był już bardzo sławnym człowiekiem. Jego marynarze i jego okręt, który zbudowano dwa lata wcześniej w Liverpool’u, mieli na koncie kilkadziesiąt zatopionych statków i okrętów Unii. Komandor Semmes zaś mógł się pochwalić znacznie większą ilością posłanych na dno jankeskich jednostek – było tego aż 68 sztuk. Dużo. Bardzo dużo, ponieważ komandor był wyśmienitym dowódcą, człowiekiem oddanym sprawie południa i wybitnym znawcą morza. Zanim objął dowodzenie na CSS Alabama, pływał równie sławnym okrętem CSS Sumter, który jankesi zablokowali w Gibraltarze, uniemożliwiając komandorowi wydostanie się na pełne morze. Semmes porzucił więc jednostkę w porcie i przesiadł się na statek brytyjski, który dowiózł go do Anglii. Stamtąd zaś komandor wyruszył do Ameryki.

 
Po objęciu dowództwa na „Alabamie” Semmes wypłynął na Morze Karaibskie, potem na Atlantyk, a stamtąd – opłynąwszy Afrykę – na ocean indyjski. Wszędzie poszukiwał jankeskich jednostek, głównie handlowych które niszczył bezwzględnie, ogołacając je czasem z towarów, którymi były załadowane. W czerwcu roku 1864, nie mając żadnych pewnych informacji co do sytuacji na frontach wojny zwanej secesyjną, zawinął komandor Semmes do portu we francuskim mieście Cherbourg, gdzie zamierzał odpocząć. Albama zaś miała stanąć w suchym doku. Tam czekał ją gruntowny remont, a potem znów wyruszyć miała na morze, na poszukiwanie obładowanych towarem statków z północy.
 
Oficerowie wysłani przez komandora na ląd przynieśli jednak złe wieści. Cesarz Napoleon III nie życzył sobie obecności okrętów konfederacji w swoich portach, ani na swoich wodach. Więcej – oficerowie dowiedzieli się, że ktoś wysłał pilną depeszę do Amsterdamu, gdzie właśnie cumował jankeski krążownik USS Kearsarge. Ponoć okręt był już w drodze, gotowy zagrodzić drogę wychodzącej z Cherbourga na pełne morze „Alabamie”.
 
Komandor miał mało czasu zwlekał jednak aż do 19 czerwca. Wymieniając noty i listy i telegraficzne depesze z władzami portu, a potem z dowódcą nadpływającego jankeskiego okrętu  
 
Rankiem, 19 czerwca roku 1864 konfederacka jednostka wykonała zwrot i ruszył wolno w kierunku granicy francuskich wód terytorialnych. Komandor wraz z pierwszym oficerem stali na rufie. Tuż za okrętem płynęła cała flotylla małych łódeczek, w których siedzieli brodaci jegomoście w tużurkach, damy z parasolkami i odziani w drelichy malarze. Tych poznać można było jeszcze po tym, że usiłowali ustawić sztalugi na dnie chybotliwych łodzi.
 
- Czego oni chcą? – zapytał komandor Semmes swojego pierwszego oficera
 
- Dowiedzieli się, że Kearsarge nadpływa z północy panie komandorze – rzekł tamten – chcą zobaczyć, jak wygląda walka na morzu. To dziwni ludzie.
 
Komandor przyglądał się w milczeniu rozgadanym i gestykulującym Francuzom. Wiedział, że „Alabama” nie ma szans w starciu z Kearsarge, ale nie miał wyjścia. Musiał przyjąć wyzwanie, nie było dla niego miejsca ani na francuskiej ziemi, ani na francuskim morzu. Semmes liczył się z tym, że dwa potężne działa jankeskiego okrętu – Alabama miała tylko jedno – rozwalą jego jednostkę już na początku walki. Liczył jednak także na swoje szczęście, które nie opuściło go do tej pory nigdy. Posłał przecież na dno 68 jankeskich statków, a oni nie mogli go ani schwytać, ani zatopić.
 
W pewnej chwili wzrok komandora Semmesa padł na samotną łódeczkę płynącą nieco z boku, po prawej burcie „Alabamy”. Na łódce, obok wynajętego do sterowanie marynarza znajdował się jakiś ruchliwy młody człowiek. Miał na sobie białą koszulę, nankinowe spodnie, i kamizelkę. Mozolił się z ustawieniem sztalug i walczył z wiatrem, który usiłował wyrwać mu z rąk płótno rozpięte na ramie. Komandor uśmiechnął się widząc jego wysiłki.
 
Oficer zauważył to i pospieszył z informacją. – Słyszałem o tym człowieku panie komandorze – rzekł – przybył tu kilka dni temu aż z Paryża, specjalnie po to, by malować „Alabamę”. Mówią, że ma talent.
 
- Jak się nazywa? -  Komandor nie oderwał ani na chwilę wzroku od szamoczącego się z ramą młodego Francuza.
 
- Chwileczkę – oficer zsunął czapkę na tył głowy, tak, jakby miało mu to odświeżyć pamięć – wiem, panie komandorze! To Manet. Eduard Manet! – wykrzyknął.
 
- Nigdy o nim nie słyszałem. Czy jest sławny?
 
- Nie, chyba nie.
 
- Szkoda – pomyślał ze smutkiem komandor Semmes – gdyby walkę Alabamy namalował ktoś sławny, może klęska nie byłaby taka gorzka.
 
- Sami pacykarze – rzekł wskazując na tłoczące się za rufa łódki i uśmiechnął się do swojego pierwszego oficera. Potem ruszył na mostek.
 
Kilka godzin później rozpoczęła się walka „Alabamy” i USS Kearsarge. To było wielkie widowisko. Pierwszą salwę, z odległości 1800 metrów oddała Alabama. Była to salwa niecelna, załoga konfederackiego krążownika nie miała za sobą należytego przeszkolenia artyleryjskiego, takiego które pozwalałoby jej stawić czoło wojennym jednostkom Unii. Drugą salwę, ze znacznie bliższego dystansu oddał Kearsarge. „Alabama” nie odniosła z tego powodu żadnych szkód. Później obydwa okręty zaczęły krążyć wokół siebie, jak dwa wilki. Z zataczających koła na pełnym morzu jednostek co jakiś czas oddawano strzał. Walka trwała zaledwie godzinę. Semmes zrezygnował z ucieczki na Atlantyk i postawił wszystko na jedną kartę. Kiedy ruszył wprost w kierunku napływającego Kearsarge’a dwie salwy z bliskiej odległości prawie przełamały „Alabamę” na pół.
 
Komandor Semmes przegrał. Artylerzyści z północy okazali się o wiele sprawniejsi od jego chłopców. Po godzinie „Alabama” zatonęła. Zginęło 9 konfederackich marynarzy. Reszta uchodziła na szalupach przed niewolą unionistów. Był wśród nich także dowódca i jego pierwszy oficer. Kiedy przepływający mimo brytyjski jacht dał sygnał, że może zabrać rozbitków, komandor Semmes jeszcze raz zapytał swojego podwładnego o nazwisko tego młodego malarza. Zapomniał je jednak wkrótce i nigdy już nie zdołał go sobie przypomnieć.
 
Po powrocie do Stanów Semmes nie wrócił już na morze. Walczył z jankesami na Missisipi i bronił Richmond. Po wojnie otworzył praktykę adwokacką i stał się jednym z najbardziej skutecznych obrońców sądowych na starym południu. Zmarł w 1877 roku. Dziś jego portret znajduje się w galerii osób szczególnie zasłużonych dla stanu Alabama.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Kultura