Jakiś młody człowiek z Lublina napisał na swoim blogu, że prawica, szeroko rozumiana prawica jest teraz w głębokiej defensywie. Grozi jej dezintegracja jeżeli nie zagłada. Jedynym ratunkiem, według tego młodego człowieka (wybacz, że nie zapamiętałem jak się nazywasz) jest organizowanie struktur oddolnych, wokół jakichś kwartalników czy czegoś i kreowanie lokalnych liderów, którzy musieliby być bezkompromisowi i walczyć ze złem na ostro. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tymi tezami, a w niezgodzie na nie utwierdza mnie nieustająco jeden z ulubionych moich komentatorów czyli Castillon.
Uważam bowiem, że ludzie którzy pokazują się publicznie w mediach i mówią o sobie prawica albo wręcz PiS, ludzie tacy jak Rafał Ziemkiewicz, panowie Bielan czy Kamiński głęboko nie rozumieją przeciwnika, z którym przyszło im walczyć. Więcej, oni się dają temu przeciwnikowi wciągać w głupie pułapki, a wszystko w imię częstego pokazywanie twarzy w TV co ponoć wpływa na sympatię wyborców.
No czasem wpływa, a czasem nie. Jak ktoś się upiera brać udział w programie ustawionym od początku do końca, jak go tam oświetlają jakąś prosektoryjną lampą, a na koniec mówią coś w rodzaju – a panu śmierdzi z gęby. Jeśli dzieje się to wszystko, a człek ów uważa, że to są konieczne koszta, które trzeba ponieść by istnieć, to znaczy, że on – ten facet - jest pomyłką. Można oczywiście występować w programach ustawionych przez swoich ludzi jak Ziemkiewicz, ale wobec przewagi medialnej przeciwnika, nie ma to żadnego znaczenia, poza tym, że jakoś tam stymuluje twardy elektorat.
Z lokalnymi liderami jest jeszcze gorzej. Partia władzy ma środki by wykreować swoich liderów, a liderów przeciwnika wraz z ich kwartalnikami, wydawnictwami, a nawet lokalną telewizją wpędzić do piwnicy i nawrzucać tam potem jakichś pieprzowych granatów czy nalać wody. Lokalny lider, bez wsparcia silnej organizacji centralnej jest przegrany od samego początku, a jeśli uda mu się przetrwać to na pewno z łatką – wariat – przyczepioną na plecach.
Żeby zwyciężyć PO i to co Ziemkiewicz nazywa salonem potrzebny jest ruch masowy, taki jak Solidarność roku 1981. Czy taki ruch może dzisiaj powstać? Nie, nie może, bo nie ma wystarczającej ilości robotników, a ci którzy są nie mają zamiaru nadstawiać karku dla kogokolwiek. Jeśli więc nie ruch masowy to co? Moim zdaniem Zorro.
To taka metafora, którą tu zaraz spróbuje rozbroić. Zorro to facet, który za nic ma przewagę liczebną przeciwnika, drwi z jego wpływów, a zasady którymi kieruje się wróg są dla niego śmieciem. Ktoś powie, że Palikot nie ma żadnych zasad. Oj, ma, ma, tylko my ich jeszcze nie znamy. Palikot ma także swojego diabła którego się boi. Wracajmy jednak do naszego bohatera. Zorro, w przeciwieństwie do Bielana, Kurskiego, Kamińskiego i Ziemkiewicza, nigdy nie pojawia się tam gdzie go oczekują. To jest zwykle gwarancją jego sukcesu już na starcie. Pojawienie się naszego bohatera wywołuje najpierw zdziwienie, a potem wściekłość i napad furii, potem przybywa sierżant Garcia (tę rolę zarezerwowałem dla Mikiego) z wojskiem. Jeszcze później Zorro wycina mu (temu sierżantowi) na brzuchu znak – wielkie Z, a na koniec odjeżdża pokazując swoim adwersarzom wała. I tak jest zawsze.
Otóż teraz właśnie mamy sytuację idealną by wynająć jeśli trzeba lub znaleźć w szeregach jakiegoś faceta nadającego się na Zorro. Faceta, który powie głośno, że Wojewódzki to sprzedawca, a nie dziennikarz, a z domokrążcami rozmawia się zwykle za pośrednictwem złego psa. Faceta, który zareaguje drwiną na to wyznanie Palikota tyczące się jego miłości do sztuki. Faceta, który zmusi Rostkowskiego do wspólnej debaty w telewizji o pieniądzach, a jeśli tamten się nie zgodzi złoi mu skórę na łamach jakiegokolwiek pisma lub w interencie.
Najlepiej zaś, żeby takich facetów było kilku lub wręcz kilkunastu. Tylko to może uratować PiS. Warunkiem powodzenia jest oczywiście to, że ludzie ci mieliby poparcie organizacji i to poparcie bezwzględne. Żadne oddolne inicjatywy, żadne kwartalniki nic tu nie pomogą. To jest skazywanie na cywilną śmierć ludzi, którzy siedzą po powiatach i wierzą w Prawo i Sprawiedliwość. Teraz trzeba się zastanowić kto to mógłby być. Z osób mi znanych najbardziej nadawałby się do tego pan Migalski, pod warunkiem, że poćwiczyłby nieco prawy prosty i wzmocnił gardę. Trzeba by także poszukać kogoś wśród znanych artystów, kogoś kto dałby twarz głos i intelekt, a także młodość, bo nie może to być osoba taka jak Krzysztof Kowalewski. Tylko czy my mamy takich artystów?
Inne tematy w dziale Polityka