coryllus coryllus
182
BLOG

Zgoda knebluje

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 39

Pod moimi dwoma ostatnimi wpisami pojawiły się komentarze osób mądrych i wrażliwych, które zarzucały mi, że uczestniczę lub wręcz rozpętuje jakieś kłótnie „w rodzinie”. Tego zaś robić nie wolno, bo po przegranych wyborach należy skupić się na pracy i pokazać wszystkim, że potrafimy porażkę przetrwać bez swar. Pan poseł Aleksander Chłopek zacytował nawet pod moim tekstem Mickiewicza. I do tego Mickiewicza chciałbym się odnieść na samym początku. 

Otóż uważał poeta Mickiewicz, że emigracja popowstaniowa zachowuje się niegodnie w obliczu klęski ponieważ kłóci się ze sobą a nawet się ze sobą wzajemnie żre. To są postawy godne napiętnowania i należy to czynić. Ja nie wiem dokładnie na czym owo żarcie się polegało, ale nie sądzę by różniło się zbytnio  od kłótni w parlamencie pruskim tamtego czasu czy w parlamencie brytyjskim. Czasy to już późniejsze, ale dokładnie pamiętam przeczytaną kiedyś anegdotkę o tym, jak to Bismarck ordynarnie opieprzał swojego ukochanego monarchę, bo ten po wygranej bitwie pod Sadową umyślił sobie całkowite pokonanie Austrii i defiladę oddziałów Totenkopfhuzaren na Praterze. Bismarck, który był politykiem z prawdziwego zdarzenia uważał ten pomysł za szczyt idiotyzmu, za wykopanie na wieczność mentalnego rowu pomiędzy Austrią a Prusami, za coś co na zawsze skłóci Niemców i nigdy nie pozwoli im się zjednoczyć. Brunszwicki regiment jadący przez Wiedeń z karabinami opartymi o kulbaki! To było coś czego Bismarck nie mógł przełknąć. Dlatego doprowadził do awantury, zaryzykował stanowisko i wygrał.
 
Historia jest pełna takich anegdot. Ludzie kłócą się ze sobą, polemizują i rozmawiają. W Polsce, w której pokutuje całkowicie fałszywy i narzucony z zewnątrz wizerunek wewnętrznych stosunków lansuje się postawę „ogólna buźka i spokój”. To jest proszę państwa dobre, żeby uspokoić mordobicie w knajpie, a nie zamknąć sprawę przegranych wyborów. Wróćmy jednak na chwilę do Mickiewicza. Czegóż chciał poeta zamiast owych kłótni? Czy proponował coś co dałoby ludziom nadzieję? Tak, proponował Towiańskiego, a potem legion w Turcji współtworzony z gromadą kabotynów i sensatów nie mających żadnego politycznego oparcia.
 
Rozumiem, że ludzie którzy podpowiadali mi, bym przestał czepiać się Gazety Polskiej i Sakiewicza mieli na myśli samo dobro, a ich intencje były kryształowe. Nie o to jednak chodzi. Ja mogę się do nieprzytomności zupełnej tego Sakiewicza czepiać, może to robić każdy bloger, a mądrzy ludzie mogą nas wzywać do opamiętania. Nie ma to wszystko żadnego znaczenia, ponieważ pomiędzy nami a Sakiewiczem nie istnieje żadna płaszczyzna dyskusji. My dla Sakiewicza ( o mało nie napisałem –Sakowicza – i niech mi kto powie, że to nie jest znak) nie istniejemy. Zaczęlibyśmy istnieć dopiero wtedy gdy jeden z nas podszedłby doń z tyłu i niespodziewanie kopnął go w tyłek. Dopiero po takiej akcji powstałaby owa płaszczyzna porozumienia i moglibyśmy rozmawiać o porozumieniach i kompromisach. Nie wcześniej.
 
Uważam, że milczeć teraz nie wolno, trzeba pisać i mówić, a to z tego względu, że na naszych oczach powstaje nowa medialna hierarchia, w której blogerzy – o ile będą milczeć – nie zajmą żadnego widocznego miejsca. Już za chwileczkę, już za momencik jak śpiewał pies Pankracy – ludzie, o których pisze dziś na swoim blogu Toyah wyruszą do stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych po to by wyjaśnić 8 milionom wyborców Jarosława Kaczyńskiego i całej reszcie, która na niego nie głosowała, dlaczego przegrał on wybory prezydenckie. Ich słowa zostaną powtórzone setki razy i wiele z nich zapadnie w pamięć ludzi, a być może pozostanie w tej pamięci do następnych wyborów. I nie będą to dobre słowa. Dlatego właśnie nie możemy milczeć i nie możemy dać się zakneblować w imię zgody, bo im nikt takiego knebla nie założy. Nie powie im – milczcie, bo teraz trzeba w spokoju pracować. Nikt tak nie powie, bo będzie to zamach na wolność słowa, wszak są to niezależni publicyści, którzy od 4 lipca 2010 roku są niezależni także od Jarosława Kaczyńskiego, który przegrał wybory.
 
W hierarchii medialnych bytów, która powstaje po przegranej – mogę się oczywiście mylić – dla blogerów nie będzie już tyle miejscach co wcześniej. Już nikt nie będzie się ekscytował naszą przenikliwością i trafnymi ocenami. To już przeszłość. Jarosław Kaczyński przegrał wybory, a większość internetowych publicystów piszących z potrzeby serca i rozumu popierała właśnie jego. Szanse PiS w kolejnych wyborach będą mniejsze także dlatego, że PO będzie tę partię marginalizować, także poprzez marginalizowanie blogerów ją popierających. Dla niepoznaki zostawi się kilku najbardziej aktywnych, żeby nikt nie mógł nikomu zarzucić nieczystych zagrywek. Reszta pójdzie w rozsypkę. Z tą garstką polemizować będą liczne byty blogerskie o poglądach wykrystalizowanych i jasnych, jak oczy Donalda Tuska lub nastroszonych, jak wąsy Bronisława Komorowskiego. Pluralizm będzie, że hej! Od morza do Tater. I dlatego właśnie nie wolno nam milczeć w imię zgody.
 
Na wspominanym już spotkaniu z czytelnikami w sztabie PiS jeden z gości zapytał mnie w jaki sposób można kontrolować Internet. Ostrożnie odpowiedzieliśmy, że kontrolować to chyba nie można, ale można zniweczyć całkowicie normalną dyskusję. Trzeba tylko zatrudnić 300 troli, którzy założą sobie blogi i będą publikować, polemizować, troli, którym krystalizować się będą poglądy na naszych oczach, a po nocach śnić im się będą sondaże. I po wszystkim. To proste. Myślałem, że do tego nie dojdzie, ale obawiam się, że przy udziale niezależnych publicystów i samych polityków blogosfera zmieni wkrótce swój kształt, będzie jak Wielkie Równiny po wytępieniu bizonów i Indian.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka