Zaszczyt to żaden i przyjemność też taka sobie, ale nasz kolega Redpill stał się właśnie, obok Latinitas, Pradziadka, Castillona, Wolanda i T-rexa jednym z moich ulubionych komentatorów. To co napisał ostatnio w dwóch komentarzach zainspirowało mnie do poniższych przemyśleń. Znowu będzie o blogosferze i dziennikarzach.
Po co dziennikarzom potrzebna jest blogosfera? Bo, że jest ona potrzebna to nie ulega wątpliwości, dowodem na to jest platforma, ma której wszyscy umieszczamy swoje teksty czyli salon24. Ano po to, po co potrzebny był ulubionym gladiatorom cezara przeciwnik z podciętymi przed walką żyłami. Po to, by osiągać łatwe i widowiskowe zwycięstwo żadnym właściwie kosztem, by zaprezentować wszystkie swoje zalety, nieco już przyznajmy przejrzałe, na tle słabości tego faceta z podciętymi żyłami, który ledwo stoi na nogach i próbuje walczyć. Kiedy pada przyprowadzają następnego i tak w kółko, aż do chwili gdy cezar wybierze nowego ulubieńca, a ten stary przejdzie do grona tych, którym przed walką podcina się żyły.
I nie ma tu kochani znaczenia żadnego fakt, że niektórzy ludzie piszący blogi zaliczani są do piór wybitnych, nie słabość pióra bowiem czy jego moc decyduje o tym, że jesteśmy słabszym gladiatorem. Ta słabość bierze się z faktu, że od samego początku stoimy na pozycji polemisty. Blogosfera polityczna bowiem jest głosem sprzeciwu, a do tego głosem anonimowym. Z niezgody na bzdury i tandetę lansowaną w gazetach wzięło się nasze pisanie. Tyle, że niezgoda owa nie ma dla dziennikarzy żadnego znaczenia i wartości poza tą jedynie, że jest jak fala, na której mogą wznieść się jeszcze wyżej. Wobec hermetyczności świata mediów, wobec niemożności wypłynięcia w tym świecie bez mocnych koneksji i znajomości, potrzebny był ktoś kto wprowadzi w ów świat jakąś dynamikę, a jednocześnie nie będzie mógł zagrozić istniejącej hierarchii. Ktoś kto przewietrzy a nie powywraca przy tym mebli w salonie. Taka jest właśnie funkcja blogosfery. Mamy dyskusję, która jednocześnie nie podważa struktury, wymianę poglądów, myśli i tematów, która nic nie kosztuje. Wreszcie źródło inspiracji, które nigdy nie wysycha.
Rzecz jasna blogerzy mają o wiele większe apetyty i aspiracje niż to się śniło nawet najwybitniejszym dziennikarzom. Pomijam tu hobbystów, o których ciągle przypomina mi elig. Dodam jednak, że bez tych, którzy ciągle się szarpią z mainstreamem hobbyści nie mieliby czego tutaj szukać. Publiczność zaś, którą udałoby im się zebrać byłaby dla nich samych mało satysfakcjonująca. Owych aspiracji, politycznych, publicystyczny, literackich nie uda nam się zrealizować nigdy jeśli poprzestaniemy jedynie na polemikach i wymianie poglądów. Redpill ma rację i ja o tym wiem, bo od początku zaplanowałem swój blog w taki sposób, by znalazły się tu treści polemiczne, a także utwory o innym charakterze przeznaczone do publikacji.
Metodę tę doradzam wszystkim, którzy nie myślą o blogowaniu wyłącznie w kategoriach hobby. Wiem, że sytuacja na rynku wydawniczym jest ciężka że znalezienie wydawcy dla treści tak różnych od tego co istnieje obecnie na rynku, co jest lansowane i sprzedawane jest bardzo trudne. Nie jest to jednak sytuacja beznadziejna. Wkrótce ukaże się moja pierwsza książka, skromny zbiór opowiadań, z których kilka zostało opublikowanych w salonie. To dopiero początek, ale zamierzam konsekwentnie zmierzać w tym właśnie kierunku. Przygotowanie tej książki przeciąga się bardzo, ale takie są realia i ja nie mam na to zbyt wielkiego wpływu.
Czy oznacza to, że blogerzy powinni zrezygnować z tekstów polemicznych? Oczywiście, że nie, bo polemiki to istota blogesfery i jeden z wielu jej sensów. Trzeba jednak uświadomić sobie, jakie słabości tkwią w tej metodzie.
Inne tematy w dziale Polityka