Dokładnie 15 kwietnia tego roku opublikowałem w salonie tekst pod tytułem „Pan Jarosław”. Tekst spotkał się z dużym zainteresowaniem, przeczytało go grubo ponad 10 tysięcy osób. Jeden z komentatorów, o nicku brat.dalton nie zgadzał się z zawartymi w tym tekście twierdzeniami i domagał się bym wyjaśnił nurtujące go wątpliwości. Chodziło konkretnie o ten fragment:
Jarosław Kaczyński doszedł do takiego punktu za którym jest już
tylko gloria. Nie jest mu pewnie dobrze z tą świadomością, ale
przecież musiał wiedzieć, jak to się skończy. Jest w końcu
najwybitniejszym polskim politykiem.
Według brata.daltona Jarosław Kaczyński jest politykiem przeciętnym, który niczego nie dokonał. W porównaniu z takim, na przykład Wałęsą – noblistą i legendą „Solidarności” jest wręcz nikim. Mógłbym w zasadzie odesłać brata.daltona do tekstu Toyaha na temat Jarosława Kaczyńskiego i jego brata Lecha, który to tekst ukazał się na stronie
WWW.toyah.pl, ale spróbuję opowiedzieć o prezesie raz jeszcze sam, własnymi słowami.
Kiedy 10 kwietnia doszło do katastrofy pod Smoleńskiem, w której zginęli prezydent i prawie setka innych osób, cała uwaga mediów skupiła się natychmiast na takich sprawach jak pochówek prezydenta na Wawelu, pojednanie z Rosją – tak jakbyśmy byli z Rosją w stanie wojny – brak zasług zmarłego prezydenta i chmura pyłu wulkanicznego nad Europą. O tym w jaki sposób prowadzone jest śledztwo nie wspominano lub robiono to półgębkiem. Jarosław Kaczyński milczał wtedy i pozwalał, by ludzie bez skrępowania zanurzali ręce po łokcie w jego rodzinnej tragedii, by bredzili na temat jego brata i jego żony niestworzone rzeczy, nie występował do sądu w sprawach o pomówienia i oszczerstwa, nie domagał się niczego – nawet świętego spokoju. To według mnie świadczy o jego wielkości. Fakt, że Jarosław Kaczyński mając przeciwko sobie wszystkie media z wyjątkiem jednego dziennikarza z TVP, któremu puszczają programy po dziesiątej wieczorem, nie załamał się psychicznie, także świadczy o jego wielkości. Fakt, że jego przegrana w wyborach ograniczyła się do nędznych 6 procent, a nie do 30 jak to zapowiadali prorocy typu Schetyny i Niesiołowskiego jest jeszcze jednym potwierdzeniem klasy tego polityka.
Co więcej jestem przekonany, że gdyby było na odwrót, gdyby to Komorowski przegrał wybory, tydzień później nie byłoby już śladu po partii zwanej PO. Projekt zostałby zwinięty jak zakurzony dywan i wyniesiony gdzieś na strych pomiędzy stare sprzęty i zakurzone stojaki od choinek. PiS zaś nadal istnieje i co ważne przeobraża się w sposób zwiastujący gotowość do podjęcia kolejnych politycznych wyzwań.
Jarosław Kaczyński nie daje się zamilczeć. To nie jest polityk o którym można nie mówić. Jego można jedynie niszczyć bez nadziei na sukces, o czym wiedzą doskonale tacy ludzie jak Wałęsa. Teraz zaś dowiaduje się tego Janusz Palikot. Ilość bzdur opowiadanych w mediach na temat postawy i intencji Jarosława Kaczyńskiego doszła już do takiego punktu, że zaczyna działać na korzyść prezesa. Według mnie należy pozwolić swobodnie wypowiadać się takim ludziom jak Palikot czy Wojewódzki, bo oni robią teraz dobrą robotę – pokazują własną bezsilność oraz przekonują wszystkich, że prezes jest nie do zniszczenia standartowymi metodami. Podczas ostatniego spotkania obydwu wymienionych panów Wojewódzki zapytał nawet Palikota czy nie czuje się on czasem jak prezydent Narutowicz, którego mogą w każdej chwili zabić endecy. Naprawdę. Padło takie pytanie i według mnie był to moment przełomowy, po którym Palikot zaczął zsuwać się po desce przechylonej ostro w dół i do tego mokrej. Odpowiedział on bowiem Kubusiowi, że owszem, że miał taką chwilę, kiedy był obrażany przez jakiegoś faceta na spotkaniu, ale wybrnął z tego grożąc temu człowiekowi wybiciem zębów. Tak to właśnie było. Dwa miesiące po śmierci prawdziwego prezydenta poseł Palikot opowiada w telewizji, że czuje się prawie jak prezydent którego chcą zamordować. Brat tego prawdziwego prezydenta, do którego te słowa zapewne dotarły nie dzwoni na pogotowie, by ulżyć Januszowi Palikotowi w cierpieniach, nie obraża się na niego i nie komentuje tego zabawnego wystąpienia. Więcej, Janusz Palikot jest traktowany przez współpracowników prezesa z wielką kulturą i kurtuazją. Taki, dla przykładu Antoni Macierewicz nawet się do Palikota uśmiecha. To samo z Wojewódzkim. Nikt nie woła do niego lekarzy ani pielęgniarzy nawet, felczera też nie. Może on dalej uprawiać swój ponury lans i przekonywać widzów, że tak naprawdę prezydentem jest Palikot, a nie był nim Lech Kaczyński.
Podsumowując; jeśli ktoś walczy samotnie lub w niewielkiej drużynie z przeważającymi siłami nieprzyjaciół, jeśli wszyscy wróżą mu klęskę totalną, a on mimo to trwa i prowadzi swoją politykę konsekwentnie dalej, jeśli potrafi podnieść się po osobistej tragedii i domagać się wyjaśnienia szczegółów tragedii, do której doszło pod Smoleńskiem, tak jak to przewidują standardy w cywilizowanych krajach, to znaczy, że człowiek ów jest wielki. Wielkość rozpoznaje się po tym, że jest ona natychmiast dezawuowana przez całe mnóstwo karłów, poniżana i opluwana, a mimo to trwa. Za złego polityka uważano Abrahama Lincolna i Teodora Roosvelta, słabym politykiem był Mitterand i miał być nim Kohl. Kaczyński też jest słabym politykiem według ludzi takich jak brat.dalton. I ja na to nic nie mogę poradzić. Rozumiem, że przytoczone tutaj argumenty nie trafią do brata.daltona, który zwykł skupiać się na konkretach, a konkrety to nagroda Nobla dla Wałęsy i Szymborskiej, filmy Kieślowskiego i w ogóle cała ta rzeczywistość wykreowana w schyłkowym PRL, w którą każą nam ciągle wierzyć. Tyle, że my drogi bracie.daltonie mamy te hierarchie głęboko w plecach. Właśnie ustanawiamy własne posługując się przy tym kryteriami odmiennymi zgoła od kryteriów przyjętych choćby w takim tygodniku jak „Polityka”. Nic więcej dla Ciebie nie mam. Jeśli Cię rozczarowałem niezmiernie mi przykro.
Wszystkich zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka