Bywają kobiety uparte i bardzo uparte, ale są również takie, które przekraczają w uporze wszelkie wyobrażalne granice. Mężczyźni, którym przyszło żyć z tymi kobietami są zupełnie bezradni i nawet jeśli próbują coś z tym uporem swoich żon robić to w konsekwencji przegrywają i idą pod pantofel. Mój kolega, na przykład, miał dziecko z taką jedną. I ona mówi – damy temu dziecku na imię Pandora. –Jak? – Pyta mój kolega. –Pandora – ona na to – a jak ci się nie podoba to won za drzwi. Położył więc mój kolega uszy po sobie, a że dziecka nie chrzcił tylko zapisywał w urzędzie więc i ksiądz nic mu pomóc w tej sprawie nie mógł. Mała Pandora chowała się dobrze, była zdrowa i chyba szczęśliwa. Od czasu do czasu tylko ktoś z niej sobie żartował. Kiedyś, dla przykładu, inny kolega, który wskutek nadużywania napojów nie wiadomo dlaczego zwanych wyskokowymi miał okropne kłopoty z zebraniem myśli i ogólną koordynacją ruchową, zapytał ojca małej Pandory – to jak się ta twoja córka nazywa? Parodia?! I wyobraźcie sobie, że nie zebrał w zęby, ale chyba tylko dlatego że był o dwie głowy wyższy od taty tej dziewczynki.
Z czasem oczywiście doszło do rozwodu. Pandora mieszka dziś w miejscu bardzo odległym od miejsca zamieszkania jej taty. Ma podobno rodzeństwo, ale nawet nie próbuję zgadnąć jak się te dzieci nazywają.
Piszę to wszystko ponieważ nie ma już innego sposobu na skomentowanie tego co się dzieje dookoła nas, jak tylko daleko idące paralele ze kulturą antyczną i naszym codziennym bytowaniem na raz. Takie jak ta powyższa opowieść o Pandorze, która zamieniła się na małą chwilkę w Parodię. Wszyscy wiemy co wydostało się z puszki Pandory, ale to było dawno i nie prawda, to co nas otacza pochodzi wprost z puszki tej drugiej pani o imieniu na literę P, a puszka ta przypomina pojemnik, w którym kiedyś, dawno temu sprzedawano mielonkę. Jest płaska i owalna w przekroju.
Z puszki tej wydobył się na przykład Radosław Sikorski, który udaje ministra spraw zagranicznych RP. Nie wiem czy ktoś prócz mnie zauważał jakie są intencje tego pana, zakładam że tak i dziwię się jednocześnie, że nie zostało to jeszcze poruszone w salonie. Wczoraj w wiadomościach podano, że Sikorski zaprosił do Polski pod koniec sierpnia Siergieja Ławrowa, ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, po to by ten spotkał się ze wszystkimi polskimi ambasadorami. Póki co nikt nie krzyczy – zdrada!!!! Nikt nie wyrywa szabli z pochwy, ot nic nadzwyczajnego minister obcego mocarstwa przyjeżdża do nas, żeby wygłosić pogadankę do naszych dyplomatów. O co chodzi? Pali się, czy co? Będzie przecież nowy serial od września, czym się tu przejmować. „Szpilki na Giewoncie” będzie się nazywał. Nie ma się co przejmować jakimś Ławrowem.
Pieśń zaczynająca się od słów – Wasze Wieliczestwo na wstępie spieszę donieść…- przyleciała do mnie od razu kiedy usłyszałem tę nowinę. Radek pokazał się na ekranie, uśmiechnął się promiennie, przewrócił oczami i tyle go widzieli. Spotkanie ambasadorów z Ławrowem, czy ktoś może sobie wyobrazić coś takiego we Włoszech na przykład? Przyjeżdża ministrem spraw zagranicznych USA i wygłasza na tajnym spotkaniu jakieś mowy do tych makaroniarzy, a wszystko dla ich dobra przecież, dla bezpieczeństwa i szczęścia wszystkich żyjących na tym cholernym półwyspie. Makaroniarska prasa dostałaby chyba zadyszki od przekleństw, gdyby coś takiego miało miejsce. Spokojnie siedzieliby tylko wtedy gdyby spotkanie z takim amerykańskim ministrem odbyło się w sytuacji gdy nad Pad wtoczyłby się już czołgi Rosjan. Wtedy jednak mogłoby być już za późno na takie dyskusje.
Mamy więc problem do rozgryzienia jeszcze w tym miesiącu. Na jesieni Ławrow odwiedzi nas bowiem znowu, tylko wtedy nie wiadomo w jakim charakterze, czy będzie dalej ministrem obcego mocarstwa czy może przyjedzie jako wice-król zainstalować się w pałacu namiestnikowskim do którego wpuści go prezydent Bronek. Sam zaś, wraz z małżonko wyruszy na jesienne polowanie do Budy Ruskiej.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka