Nieoceniony Pradziadek, który stale komentuje na tym blogu podkreśla zawsze ze zdziwieniem, że czasy dzisiejsze są o wiele bardziej absurdalne niż czas komuny, zwany także czasem, nie wiedzieć czemu, minionym. O ile bowiem wtedy wiadomo było kto i dlaczego kłamie, kto kradnie, a kto jest uczciwy i czym za tę uczciwość płaci, o ile wiadomo było kogo się bać i jak zachowywać się w sytuacjach trudnych, o tyle dziś wszystko jest pomieszane. Za komuny każdy wiedział, że władza to ruska agentura, która ograbia obywateli, a wszelkie tak zwane cywilizacyjne zdobycze socjalizmu służą jedynie temu by grabież owa mogła przebiegać bez zakłóceń oraz by ograbiani chodząc do beznadziejnej i wykańczającej pracy przez sześć dni w tygodniu nie mogli narzekać na to, że pociągi nie jeżdżą.
Pociągi jeździły, tylko się spóźniały w zimie, punktualnie jeździły tylko towarowe w z węglem. I taka była logika socjalizmu realnego. Dziś zaś jest jeszcze ciekawiej. Ciekawiej ponieważ ludzie głosujący na partię zwaną PO są przez partię ową regularnie oszukiwani, a jednak nic to nie zmienia w ich wyborach. Pisze o tym dzisiaj blogerka o nicku Mariquita. Nie dotyczy to jedynie studentów, ale także ludzi poważnych pracujących zarobkowo, najczęściej w budżetówce. Ludzie ci przyzwyczajeni do tej upiornej hierarchii, która organizuje świat urzędniczo menedżerski w Polsce nie są wstanie myśleć o niczym innym, jak tylko o tym by dociągnąć do emerytury. To przechodzi z pokolenia na pokolenie i jest dla mnie sporym zaskoczeniem, bo sądziłem że kwestia doczekania do emerytury zemrze śmiercią naturalną gdzieś w pokoleniu mojego starszego o 15 lat rodzeństwa. Myliłem się, ona żyje nadal i żyje tym intensywniej im mniejsze są szanse na to, że ta emerytura będzie kiedyś wypłacana. Podobne irracjonalne przywiązanie towarzyszy ludziom chcącym za wszelką cenę utrzymać swoje stanowiska pracy. To jest w jakiś sposób zrozumiałe, każdy chce żyć. Tylko, że owo utrzymanie zaczyna przypominać co miesięczne deklaracje lojalności wobec stanu faktycznego, który jest niezmienny i nie do zastąpienia. Nikt tego nie wymaga, ale zawsze lepiej powiedzieć coś miłego o władzy.
W porządku myślę sobie, syndrom Jarząbka z filmu „Miś”. Tyle że Jarząbek był za swoje piosenki wynagradzany możliwością stałego obcowania z prezesem Ochódzkim. A ci nasi dzisiejsi Jarząbkowie? Jest doprawdy coś niesłychanie zasmucającego w tym, że człowiek bity po tyłku klaszcze jeszcze z tego powodu w dłonie i wydaje radosne okrzyki. Niektórzy idą jeszcze dalej – próbują tak ustawić tyłek, by bijący miał jak najmniej kłopotu z trafieniem w pośladki. Czynią w dodatku z tego swojego baletu cnotę i poczytują sobie to zachowanie za zasługę. I to jest troszkę niezrozumiałe z mojego punktu wiedzenia. No, ale ja nigdy nie byłem zmuszany do pracy w budżetówce i nie planowałem przyszłości w oparciu o tę, tam emeryturę. Może błądzę, ale już za późno żeby się wycofać.
Owo dziwne zachowanie, wynikające pewnie z jakiejś hipnotycznej właściwości gałek ocznych Donalda Tuska zaczynamy obserwować także u prominentnych działaczy partii opozycyjnej i jej sympatyków. Nie wiem doprawdy co poza zwróceniem na siebie uwagi chciał osiągnąć pan Migalski. No, może chciał on jeszcze powiedzieć Kaczyńskiemu, że PO ma jednak lepsze pomysły i robi swoich wyborców w konia skuteczniej niż prezes i jego poplecznicy, którzy w kółko nadają o tej całej Polsce i tej drugiej, no tej, jak jej tam? O uczciwości.
Migalskiemu zawtórowała posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska i to mnie już nieco zdziwiło, no ale cóż robić. Nie wiem co z listu Migalskiego zrozumiała pani poseł, ale wiem że członkowie partii która przegrała nie mogą się oglądać na zwycięzcę z kilku powodów. Po pierwsze oznacza to rozłam i marginalizację tych, którzy spoglądają na tego całego zwycięzcę, oznacza to także osłabianie własnej partii i zmniejszanie jej szans na sukces. Nie można bowiem myśleć o zwycięstwie stosując te same metody co przeciwnik. To wynika z różnić zasadniczych pomiędzy partiami i wydawało się iż jest jasne dla wszystkich. Jeśli ktoś gra w piłkę tak jak Brazylijczycy to pokonanie tego zespołu nie może dokonać się za pomocą takiej samej gry. Czy nawet gry podobnej. Trzeba zagrać tak jak Niemcy, żeby wygrać. Pomysł, by dyskutować nad zmianą wizerunku partii, w momencie kiedy nie tworzy się tego wizerunku, ale przekazuje się to zadanie nieprzychylnym mediom jest trochę dziwny. Jedynym człowiekiem, który tworzył wizerunek partii „Prawo i Sprawiedliwość” jest Jarosław Kaczyński, a wcześniej tworzył ten wizerunek także jego brat. I tyle. Nikt więcej nie rozbił nic by Prawo i Sprawiedliwość kojarzyło się komuś z czymś wyrazistym i ważnym. Redpill napisał dziś, że pan Migalski wpadł na pomysł zorganizowania konkursu piosenki hip-hopowej o zabarwieniu patriotycznym. Czy nawet wręcz o Katyniu, nie pamiętam. Nie jest to zresztą istotne. Pomysł jest tak durny, że gorszego nie można sobie chyba wyobrazić. Jeśli ktoś przegrał wybory nie powinien zaczynać od kokietowania sympatyków partii zwycięskiej, którzy w dodatku nie potrafią rozeznać się w najprostszych sprawach. To są pomysły tak beznadziejnie infantylne, że stawiają pod znakiem zapytania poczytalność pana Migalskiego i jego sympatyków. Ta po prostu nie wolno. Tak nawet dzieci nie robią. A przynajmniej nie moje dzieci.
Z moich doświadczeń w pracy redakcyjnej wynika prosta prawda – najgorsi są zawsze ci, którzy nawołują do pojednania i zatarcia granic. Najgorsi są ci, którzy wzywają do tego by miast pisać teksty dobre i prawdziwe, pisać teksty ciepłe i wzruszające. To wcielone zło. Nie ufajcie takim.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka