O tym jakie kto ma intencje najłatwiej przekonać się po tym jakich współpracowników sobie dobiera. Zanim jednak zajmiemy się tymi współpracownikami skupmy się przez chwilę na kryteriach doboru. Każdy bowiem „dobieracz” ocenia przydatność człowieka wedle swoich marzeń, pragnień i wyobrażeń o samym sobie. Tak samo jest z partiami politycznymi. Intencje zaś, którymi kierują się partie przy dobieraniu współpracowników kładą się potem cieniem na ich skuteczności.
Od razu powiem, że ja nie wiem jakimi kryteriami doboru współpracowników kieruje się PiS przedstawię tu jedynie własne na ten temat projekcje, które nie muszą, a może nawet nie mogą być zgodne z prawdą. Otóż Prawo i Sprawiedliwość preferuje i wysyła na front medialny osobników o ustabilizowanej pozycji zawodowej i rodzinnej, często pracowników naukowych. To warunek pierwszy. Drugim jest dorobek, który w przypadku historyków i politologów nie może pozostawiać żadnych wątpliwości co do poglądów autora na historię Polski i jej dalszy niepodległy byt. Trzecim warunkiem jest ogólne obycie i kultura osobista, a na koniec – ale to już zupełnie nie jest w przypadku PiS istotne – wygląd kandydata. Tak to widzę. Teoretycznie kryteria te powinny zapewnić PiS-owi dopływ odpowiednich kandydatów, którzy gwarantować będą medialny sukces i dobry odbiór formacji w mediach. Mediach, dodajmy, nieprzychylnych, a czasem wręcz Pis-owi wrogich. Z takim zamiarem, jak sądzę zaangażowano do euro-kampani Marka Migalskiego. Nie widzę innego wyjścia, z takim zamiarem zaangażowano wcześniej Kaczmarka i innych równie oddanych formacji osobników. Czym to się kończy możemy zauważyć gołym okiem.
Co robi PO, żeby dobrze wypadać w mediach i posuwać do przodu front narracyjnej i ideologicznej walki. PO angażuje Palikota. Faceta, który produkował jabcoki z bąblami, latał po studio z plastikowym fiutem i przebierał się w różne dziwne ciuchy, rzekomo dla śmiechu i zgrywy. Kto się śmiał ten się śmiał. Ja tylko patrzyłem. Palikot nie ma żadnego dorobku, nie jest poważny i nie można w żaden sposób skojarzyć z nim słowa „stabilizacja” ani słowa „zawód”, no chyba że będziemy mówić o zawodzie miłosnym, a i to nie bardzo, bo znane mi kobiety twierdzą, że jest brzydki. Można oczywiście powiedzieć, że Palikot zapewnia sukcesy medialne i narracyjne Platformie, bo telewizje go promują, ale to nie jest argument w walce politycznej. Mając świadomość istnienia Palikota wybrać do tejże telewizji Migalskiego, to jest moim zdaniem błąd i to gruby.
Mówię teraz za siebie i nie mają te moje deklaracje żadnego związku z rzeczywistą atmosferą w partii, z którą sympatyzuję. Uważam, że wysyłanie do PE i telewizji człowieka takiego jak Migalski, który na obronę swojego istnienia ma jedynie miły uśmiech i dobre wrażenie jest absurdalne. Już od dawna widać, że nie takimi sposobami osiąga się sukcesy w tej całej śmieciowej postpolityce czy jakżeż się ona tam nazywa. Wybór Migalskiego, który sypie wicami wprost z imienin u cioci Stasi i usiłuje rozbawić panie, bo mu powiedzieli w telewizji, że się ładnie uśmiecha to decyzja równoznaczna z wysłaniem cyklistów na czołgi. Celowo piszę cyklistów, bo Migalski nic wspólnego z kawalerią nie ma.
Żeby jeszcze mocniej podkreślić o co mi chodzi przytoczę znany wszystkim przykład kampanii Napoleona we Włoszech w roku 1798. Armia włoska, która prowadził Bonaparte była bandą obdartusów w porównaniu z bielejącymi na równinie szeregami austriackiej piechoty. Nic to tej piechocie nie pomogło. W zaistniały warunkach, ani umundurowanie, ani musztra, ani dryl, ani nawet lepsze uzbrojenie na nic się nie zdały. Musieli przegrać i ulec przez zawziętością tych brudnych, bosych wojaków, którzy nadciągnęli z zachodu.
Takie przykłady można mnożyć. Brytyjscy generałowie pod York Town to był sam kwiat armii, prowadzili ze sobą znaczne siły, a naprzeciwko nich stała armia, w której jednym z głównodowodzących był aptekarz. Żołnierze tej armii nie mieli szans w starciu z królewskimi grenadierami, a jednak to nie tym grenadierom Bóg dał zwycięstwo. Czy to tak trudno zrozumieć? Czy czytelne i jasne okoliczności nie skłaniają nikogo w PiS do refleksji?
Niedawno w salonie pojawił się blog Jana Parysa. Zobaczyłem ten blog i zamarłem na chwilę. Nie wiem co zamierza Jan Parys poza pisaniem bloga na salonie, ale uważam, że jeśli włączy się aktywnie w politykę po stronie PiS to koniec. Problemem PiS nie jest Jarosław Kaczyński ani nikt z rodziny Kaczyńskich, problemem tej partii są jej sympatycy, którzy zaczynają medialną karierę od kreowania samych siebie. Problemem są faceci tak moderujący własny wygląd, by widz lepiej ich zapamiętał, bo to akurat kojarzy im się ze skutecznością polityczną. Można od tego zwariować.
Ucieszyłem się kiedy usłyszałem, że wyrzucili Migalskiego. To dobra wiadomość. Teraz jeszcze trzeba znaleźć ludzi, którzy – już o tym pisałem – zneutralizują Palikota. I nie muszą oni wcale zachowywać się analogicznie jak poseł z Biłgoraja, muszą być po prostu skuteczni w tej neutralizacji. Do tego niepotrzebny jest ani czarny beret na bakier, ani laseczka z pozytywką, ani kominek z popiersiem Napoleona, ani nic z tych rzeczy. Nie wiem co jest potrzebne, bo gdybym wiedział, nie prowadziłbym bloga tylko audycje w telewizji.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka