coryllus coryllus
564
BLOG

Rozrywki młodych menedżerów.(6) Powieść sensacyjna

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 9

 Oskar sprzedawał książki. A ściślej mówił o sobie, że sprzedaje książki. W rzeczywistości był jednym z dyrektorów wielkiego domu wydawniczego. Ale lubił myśleć o sobie, jak o ubogim handlarzu, który własnym sprytem, stosując podstępne chwyty, kiwa konkurencję i zarabia na utrzymanie siebie i licznej rodziny. W prawdziwym życiu Oskar nie miał rodziny, był sam i nudził się okropnie. Miał wielką farmę w Afryce, dom w Monachium i dyskotekę w Stambule.

 
Urlop spędzał w miejscach gdzie bywali ludzie jemu podobni, o podobnym wyglądzie, gustach, podobnie traktujący wolny czas - polowanie w Afryce, kurwy w Azji, praca w Europie lub Ameryce, nic nie robienie na plaży w Australii. Oskar był przekonany, że będzie wiódł takie życie do końca i trochę się tym martwił. Niepotrzebnie, bo opatrzność postawiła na jego drodze Gudrun. Dzięki niej Oskar przekonał się, że kobiety potrafią całkowicie odmienić życie mężczyzny. Nawet mężczyzny tak leniwego i przewidywalnego jak on.
 
Gudrun była gościem na jednym z przyjęć organizowanym przez jego firmę, przyszła tam w towarzystwie zastępcy dyrektora generalnego – starego, potężnie oślinionego dziada, który na tym przyjęciu człapał za nią krok w krok i gapił się na jej tyłek tak, jakby była to szklanka, do której każdego wieczora wkładał swoje sztuczne szczęki. Gudrun miała najwyżej 17 lat i Oskar, choć nie był idiotą, wziął ją początkowo za owoc późnej miłości starego. Być może pomyślał tak, bo zakochał się od pierwszego wejrzenia i stracił głowę, co trzeba uczciwie przyznać, ludziom pokroju Oskara nie zdarza się zbyt często.
 
Jak było dokładnie nie wiadomo. Wiadomo za to co się stało potem. Oskar nawiązał cichy romans z Gudrun. Zrobił to tak sprytnie, że nikt nie mógł się dowiedzieć co ich łączy, a nawet gdyby ktoś się dowiedział, to co z tego? Ludzie się schodzą i rozchodzą, raz z tym potem z tamtym – jak to w życiu – myślał Oskar. Był spokojny, padł bowiem ofiarą sposobu rozumowania właściwego ludziom, którzy od dłuższego czasu prowadzą ustabilizowane życie, przekonywani przez siebie samych i przez otaczających ich bliźnich, że świat zmierza w kierunku, który oni mu wyznaczyli.
 
Zresztą sprawy ułożyły się jakoś tak bez udziału jego świadomości. W czasie tego przyjęcia porozmawiali chwilkę o sprawach błahych i nic nie znaczących, potem spotkali się wieczorem w mieście, a potem wylądowali w łóżku i od tego czasu Oskar zgłupiał zupełnie. Był bowiem człowiekiem wyczulonym na szczegóły i przywiązującym do nich wielką wagę. Zaś cycki tej całej Gudrun były z tego gatunku, który mężczyznom pokroju Oskara śni się do emerytury i nie pozwala spokojnie osunąć się w starość i impotencję.
 
Kiedy 2 czerwca, w dniu swoich urodzin, Oskar został wezwany do dyrektora generalnego, szedł tam z jasnym czołem i nonszalancko rozpiętą marynarką, był przekonany, że spotka go coś miłego. Rozparł się w fotelu i zmarszczył swoje szerokie czoło wbijając jednocześnie wzrok w punkt na styku linii oczu i nosa swojego szefa. Zamierzał przez cały czas solidnie udawać, że słucha.
-        Wysyłam cię za granicę – powiedział szef, a Oskar udał zdziwienie połączone ze smutkiem – za granicę?! – Mówiły jego oczy - mam opuścić swój gabinet, kwiaty i akwarium i jechać za granicę!? Oskar trwał z tym wszystkim przyklejonym do twarzy przez dłuższą chwilę i czekał aż padnie nazwa miasta – może Sydney – myślał – nie, nie Sydney, lepiej Bangkok, zabiorę Gudrun i będziemy się bawić do upadłego, a potem...
-        Pojedziesz do Warszawy
 
Uczucia, jak wstrętne robaki zaczęły pełznąć po twarzy Oskara, pełzły długo, aż ukazała się spod nich szara, lśniąca od kropelek potu, prawdziwa gęba dyrektora wydawniczego Oskara Kaunitza. Oprzytomniawszy nieco chciał Oskar o coś zapytać swojego przełożonego, ale zaschło mu w gardle.
-        Wody – zapytał troskliwie szef.
-        Tak, poproszę – Oskar usiłował sobie przypomnieć co takiego zrobił, że musi jechać na to zadupie odległe tylko 600 kilometrów stąd. Usiłował, ale bezskutecznie i całkiem niepotrzebnie.
-        To pomysł mojego zastępcy, pana Hoffmana, tego, który był na przyjęciu z tą miłą dziewczyną. Jakże jej było na imię...?
-        Gudrun panie dyrektorze – powiedział Oskar już przytomnie.
-        Właśnie! Gudrun! Jak mogłem zapomnieć! Pan Hoffman stwierdził, że potrzebujemy w Warszawie kogoś takiego, jak ty. Będziesz miał sporo swobody, nie musisz się za często pokazywać w Berlinie.
-        To skurwysyn dopiero– pomyślał Oskar
-        Troszczymy się o ciebie, a ty chyba nas trochę nie doceniałeś? – zapytał szef uśmiechając się cały czas. Nie musisz dziękować. Leć już.
 
Kiedy Oskar wszedł do swojego gabinetu i zamknął za sobą drzwi natychmiast zabrał się za łamanie wszystkiego co dało się połamać: wieczne pióro, plastikowy zegar zaprojektowany przez jakiegoś geniusza, pudełko od cygar. Bywały bowiem w jego życiu chwile kiedy okazywało się, że wcale nie jest tłustym i białym jak mąka flegmatykiem, ale kimś całkiem innym. Nie zdarzało się to często, ale czasami Oskar potrafił wpaść w prawdziwą furię. On sam dokładnie pamiętał wszystkie te momenty. Ostatni raz zdarzyło mu się coś takiego w kancelarii adwokackiej prowadzącej sprawy jego zmarłego ojca. Oskar poszedł tam, by posłuchać treści testamentu, który stary Kaunitz zostawił u tych spryciarzy. Była tam prócz niego także jego starsza siostra – druga po nim spadkobierczyni. Właśnie w czasie czytania tego testamentu Oskarowi wydawało się, że jakaś czerwona mgła zasnuwa mu oczy. I choć nie pamięta co wykrzykiwał po zapoznaniu się z treścią dokumentu dokładnie pamiętał co robił. Pamiętał także jak wyprowadzali go na zewnątrz i jak strącił czapkę z głowy policjanta, który postanowił pomóc ochronie wepchnąć go do taksówki. Teraz było podobnie. Oskar jednak szybko oprzytomniał, bo w pobliżu nie było nikogo kto przejąłby się choć na chwilę jego wściekłością. Pozbierał okruchy plastiku z podłogi, wrzucił je do kosza na śmieci, wytarł ręce i zaczął myśleć. Myśleć naprawdę.
 
-        Ja te świnie się o tym dowiedziały, no jak – kołatało mu się po głowie – i żeby zaraz taka kara, za jedną małą gówniarę. Przecież nic nie zrobiłem. A zaraz potem – co ja tam będę robił, tam nic nie ma, sami Polacy, nikt nic nie rozumie, jacyś komuniści, głupki. No, pustynia. I jeszcze – a jak to nie koniec? jak jeszcze coś szykują? jak mi dadzą do pomocy jakiegoś pieprzonego szpiega, co będzie donosił, i będzie jeszcze przeszkadzał, torpedował moje plany, gnojek jeden?
Jak już zostało powiedziane Oskar zaczął myśleć naprawdę. Oznaczało to, że miał się nie zawieść w swych rachubach.
 
Na lotnisku wiało. Oskar wszedł do hali przylotów i zaczął rozglądać się za kimś kto mógłby go stąd zabrać. Kręcił się bezradnie kilka minut i patrzył bezmyślnie na twarze kiedy ktoś klepnął go z całej siły w plecy.
-Oskar!? Prawda?! – usłyszał za plecami
Odwrócił się i zobaczył tam włochatą kulkę wystrojoną w grube okulary.
-        Jestem Jusuf! – wrzeszczała kulka – dopiero wtedy Oskar zobaczył, że kulka ma ręce i nogi i jest człowiekiem.
-        Przyjechałem po ciebie Oskar, jestem twoim zastępcą, zajmuje się wdrażaniem nowych projektów, musiałeś o mnie słyszeć?
-        Jesteś stąd?
-        Ha, Ha – zaśmiała się kulka – stąd? – coś ty! Jestem z Tunezji, tutaj przenieśli mnie w nagrodę z Hannoweru.
-        To tak jak mnie – powiedział cicho Oskar
-        Słucham?! – kulka próbowała wyciągnąć szyję i usłyszeć co mówi Oskar.
-        Nic, mówię, że miło tutaj.
-        Nie najgorzej, tylko zimno i nudy, na weekend zawsze jadę się gdzieś rozerwać – Po słowie „rozerwać” Jusuf rozdziawił szeroko usta, co, jak się później przekonał Oskar, było porozumiewawczym uśmiechem.
-        No tak – powiedział Oskar – jedźmy już.
Oskar starł się nie patrzeć przez szybę samochodu kiedy jechali, był ponury i smutny.
-        Pokażę ci miasto – gdakał Jusuf, ale najpierw pojedziemy do twojego mieszkania, sam je dla ciebie urządzałem.
 
Oskar zasmucił się jeszcze bardziej. Okazało się, że miał po temu powody. Mieszkanie mieszczące się w ponurym bloku, który stał w tak zwanym tutaj strzeżonym osiedlu, wyglądającym tak, że w Berlinie uznano by to miejsce za siedlisko młodocianych przestępców i kolorowych mętów, przypominało żywo burdel w stylu retro, jaki zwykle ogląda się na imitujących belle epoque widokówkach z czeskiej Pragi. Jusuf zwlókł tu wszystko co mogło w tym mieście kosztować więcej niż dwa tysiące dolarów – pluszowe kanapy, dębowe stoły, zegar wielkości ratuszowej wieży w Zwickau, nawet zasłony.
 
-        Pięknie, prawda – powiedział Jusuf patrząc uważnie w oczy Oskara i sprawdzając czy ten jest należycie zachwycony.
-        Bardzo pięknie – powiedział Oskar – a teraz chciałbym zostać sam.
-        Nie ma problemu, odpocznij, jutro jest niedziela, a w poniedziałek przyślemy po ciebie samochód i do roboty.
Oskar popatrzył uważniej na swojego zastępcę.
-        Do zobaczenia – powiedział cicho.
-         
Kiedy Jusuf wyszedł delikatnie zamykając drzwi Oskar upadł bezwładnie na miękką kanapę z której wzbił się od razu niewidoczny dla niego obłok kurzu. Zamknął oczy i miał ochotę zapłakać.
- Żeby mi dołożyć takiego potwora. Nie do pomyślenia. Ciekawe za co go tu zesłali. Za jakieś świństwa na pewno. Takie monstrum zrobi wszystko, żeby się stąd wydobyć, będzie donosił, fałszował moje podpisy, defraudował pieniądze...wszystko. No, ale przecież nie mogę się tak po prostu podporządkować temu bydlakowi. Muszę coś zrobić.
 
Z tą myślą Oskar podniósł się z kanapy i zrzuciwszy swój garnitur pobiegł w samych gaciach do łazienki. Z niejakim zdziwieniem stwierdził, że woda z prysznica miast tryskać silnym strumieniem sączy się jakby z drugiej strony rury pompował ją bosymi stopami hinduski żebrak chory na suchoty. Mimo trudności jakoś udało mu się umyć swoje wielkie cielsko.
 
No to ładnie mnie załatwili – myślał sobie wykąpany Oskar leżąc na kanapie bordo zakupionej przez Jusufa – ale nie dam się, rozprawię się z nim od razu. Już w poniedziałek się do tego zabiorę, zaraz na początku.
Podbudowany tą myślą zasnął.
 
 

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura