Ponieważ do najlepszego z towarzyskich tonów należy dziś powtarzanie zadanych przez ciemne siły mantr, postanowiłem i ja się do tego nurtu włączyć, ale inaczej nieco. Postanowiłem bowiem mantrę odwrócić. Mamy oto dyskusję o elitach. To nie jest żadna dyskusja tylko jeden z dyżurnych tematów, służący usypianiu i oczadzaniu biednych ludzi.
-
Wybito nam elity – płaczą wszyscy dookoła. OOOOO!!!!! Jakie to straszne. Nie mamy elit, nie mamy, co to będzie, co to będzie.
Podobne jojczenia można usłyszeć wszędzie. Wznoszą je najczęściej ludzie, którzy posiadają studia wyższe, wiedzę, praktykę, doświadczenie i znajomość języków obcych. Tacy jak seawolf na przykład. Dlaczego to robią?
Według mnie czynią to ponieważ daje im to poczucie przynależności do wielkiej rodziny istot niewinne skrzywdzonych, które nie muszą ponosić odpowiedzialności za nic, albowiem niczemu nie są winne. Nie są nawet winne temu iż nie rozumieją swojej własnej sytuacji.
Otóż mamy elity. Kiedy wchodzę na salon24 widzę tu elity. Nie należą do nich bynajmniej Migalski z Libickim, choć bardzo by chcieli, pewnie nie należy do nich także seawolf, bo jego serwilizm wobec tutejszych stosuneczków zaczyna mnie już trochę męczyć. Do elit za to bezwzględnie i koniecznie zalicza się blogerka beret w akcji, a także elig, a także pradziadek, oraz damyradę i A – tem. Większość z nich to komentatorzy, bo z autorów rzeczywiście trudno mi wymienić kogoś kto jednoznacznie by do elity mógł być zaliczony. Beret w akcji pisze oczywiście i elig także, ale one akurat nie lamentują nad upadkiem elit. Z autorów piszących w salonie do elit można chyba zaliczyć eskę i sówkę. No i nie wiem jeszcze kogo, sami się zastanówcie.
Chcę powiedzieć to jeszcze raz – problemem Polski nie jest brak elit, bo te elity są. One nie są takie jak przed wojną, bo elity przedwojenne były także już tylko cieniem elit dawniejszych. Tym bowiem co elity wyróżniało, było przywiązanie do tradycji opartej o własność. O jakiejś zaś własności można mówić w międzywojniu, w porównaniu choćby z takim rokiem 1910? Dziś to już w ogóle szkoda gadać, ale dziś mamy nieco inne kryteria wyodrębniania elit. Do elity nie wolno zaliczyć człowieka dudniącego banałami (słyszysz seawolf ? ), nawet jeśli ma hektary ziemi, nie wiem jak wysokie wykształcenie i gada po chińsku w czterech dialektach. To się nie uda. Podobnie jak do elity nie uda się wejść nigdy posłowi Libickiemu, nawet jeśli zamówi sobie zdjęcie w Pradze u samego Jana Saudka (żyje jeszcze ten Saudek czy nie? ). Do elity za to z łatwością dostanie się Latinitas i Her Man, oboje poprzez swoją oryginalność. Wracajmy jednak do ad remu. Problemem Polski nie jest brak elit, ale uporczywe czerpanie korzyści z obecnego stanu totalnej patologii wszystkich dziecin życia. Korzyści te, w mniejszym lub większym stopniu czerpią wszyscy lub prawie wszyscy. Nawet ci, którzy mówią, że im się nie podoba, na myśl o zmianach głębokich wycofują się do mysiej dziury. - Elit nie mamy – wołają stamtąd. - Cóż możem bez elit, panie dzieju – krzyczą. - Może za wiek, dwa, albo trzy, jak elity się odchowa, coś, panie zrobić można będzie dla kraju. Teraz nie.
Ja szydzę celowo, ale powinienem właściwie bić po mordzie, a Her Man za to, że zaliczyłem go do elit winien mi w tym pomóc. A to już, Proszę Państwa nie są żarty, bo kto raz Przemka widział, ten wie o co chodzi i dobrze się musi nad powyższym zastanowić.
To całe, fałszywe jak ruski spirytus, wołanie o elity jest jedną z emanacji wspomnianych patologii. Chodzi bowiem o to, by utrzymując fikcję społeczeństwa podzielonego na górę i dół, społeczeństwa dotkniętego dziejową niesprawiedliwością, czerpać ile się da korzyści z tego całego kogla mogla, w którym pływamy, z tej totalnej zatomizowanej masy, która wcale nie musi być zła. Trzeba ją tylko określić i nadać jej życiu sens. Ale tego właśnie zrobić nie można. Na takie rzeczy wobec swoich poddanych pozwolić mogła sobie królowa Wiktoria, bo ona szykowała się na podbój świata i każdy zdolny człowiek, biały, czarny, brązowy, czy żółty był jej potrzebny. I nawet jeśli frykasy z tego tortu jeść mieli tylko biali, to imperium rosło w siłę dzięki wszystkim. W Polsce nikt nie szykuje się na żadne podbój, nikt się nawet nie szykuje do tego, żeby założyć polską gazetę w Londynie gdzie mieszka pół miliona Polaków. W Polsce wszyscy szykują się do podziału kolejnych budżetów i to właśnie wyznacza horyzont myślenia i planów. Budżety zaś bywają różne. Na przykład medialne. Bywają budżety duże i małe, ale każdy musi być zagospodarowany i to w dodatku przez ściśle określoną – z nazwiska i imienia - grupę osób. Nie inaczej. Jeśli byłoby inaczej, jeśli w takim tygodniku „Uważam Rze”, przyjmowano by do pracy stażystów, żeby ich wyuczyć na dziennikarzy, jak to miało miejsce dawnymi laty, to znaczyłoby, że idziemy do przodu, że się ruszyło i można zacząć myśleć o przyszłości.
Niestety nic się nie ruszyło. Nic się nie ruszyło, bo społeczeństwo polskie czy jako kto woli naród dokonało w czasie ostatnich dwudziestu lat autodesakralizacji. I już. Stało się nieważne dla samego siebie. Fura, skóra i komóra to są sprawy podstawowe, dla wszystkich. Najbardziej zaś dla tych, którzy płaczą nad losem wygubionych elit. Wołanie to służy im za zasłonę dymną i usprawiedliwia serwilizm oraz zwykłe lenistwo. Elity są – powtarzam – chodzi o coś innego. O ominięcie partykularnego interesu środowisk, a o to najtrudniej. Polska bowiem to nie jest Gazeta Wyborcza, ani Gazeta Polska, ani salon24, ani red. Lisicki czy jakiś inny. Naprawdę tak jest, tyle że wyżej wymienione instytucje i osoby o tym nie wiedzą. I w dodatku tą swoją ignorancją infekują innych, jak nie przymierzając tyfusem.
Nie zrażony krytyką zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania książek. Moich i Toyaha.
Inne tematy w dziale Polityka