coryllus coryllus
1279
BLOG

Maluczcy albo dziennikarskich sitw ciąg dalszy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 28

 Nie zrażony opinią redaktora Warzechy, który zarzucił mojemu wczorajszemu tekstowi niedoskonałości formalne postanowiłem kontynuować temat. Nie zrobiłbym tego, ale siedziałem wczoraj przed komputerem do późna i doczekałem się chwili, kiedy to z boku pojawił się tekst pod tytułem: „Nie ma opierdalania się”. My maszerujemy http://oloziolo.salon24.pl/344797,nie-ma-opierdalania-sie-maszerujemy . Czy jakoś podobnie. Troszku – jak mawiają w Rzeszowie – się zdziwiłem. Głównie dlatego, że na moim blogu gości często niejaka laleczka, która jest dobrą dziewczyną, i prostą (w pozytywnym znaczeniu, podkreślam, bo ze zrozumieniem tekstu mamy tu coraz więcej kłopotów) przez co nie rozumie ona wielu rzeczy. Postanowiłem więc, że dla niej napiszę ten tekst. Laleczka, przez swój przyrodzony idealizm i wspomnianą prostotę, chce zostać naukowcem, a Toyah twierdzi, że nawet już nim jest. Pisali o niej w „Science” i nawet jej coś tam drukowali. O muszkach owocówka czy jakimś innym diabelskim pomiocie. O czymś co się mnoży ponad miarę, w każdym razie to było. Ciągają tę laleczkę po świecie na różne sympozja, seminaria, wykłady i ona tam jeździ, lata i opowiada o tych swoich laboratoryjnych wyczynach, jak nie przymierzając Cyrano de Bergerac o walce z setką przeciwników w nocnym Paryżu. A czasem jak napisałem wpada do mnie na blog wymienić jakieś uwagi pozalaboratoryjne. Okazało się jednak, że od dłuższego czasu jest ona zablokowana. Ponoć przez wulgarne zachowanie. Rozumiecie coś z tego? Bo ja wszystko i bezbłędnie rozpoznaję. I zaraz będę wyjaśniał. Kategorie wulgarności są salonie takie: jak ktoś napisze „dupa” - ban, jak ktoś powie o Rudeckiej, że ma klimakterium, co jest nieprawdą, bo już czas ten minął dawno, ale gdzie tu wulgarność? – ban, jak Kotowski się szarpnie o jakąś bzdurę – ban. Dla laleczki - osoby bądź co bądź w porównaniu z takim, nawet naszym gospodarzem, że o jego administratorach nie wspomnę - wybitnej – bo cóż to jest ta rozmowa z Obamą w porównaniu z publikacją w Science – też ban. To jest jasne, bo muszą być zachowane standardy. Dla mistrza piszącego – nie ma opierdalania się – bana nie ma. Już mówię dlaczego. Mistrz ten bowiem to OLO ZIOLO, polecany swego czasu przez pana Igora myśliciel, który miał w tych quasi telewizyjnych występach co to je szczęściem zarzucono, oświecać nas na okoliczność sytuacji politycznej w kraju i na świecie. Inaczej mówiąc jest pan ten, ten cały OLO jakimś znajomkiem pana Igora. I ja doprawdy jestem sobie w stanie wyobrazić bekę, jaką obaj po przeczytaniu tego tekstu podniosą i jak się będą pukać w czoło wymawiając mój nick pomiędzy jedną kaskadą śmiechu perlistego, a drugą. Nic to jednak. Lećmy dalej. Wspomniany OLO kandyduje na senatora. Jego tytuł zaś to przecież taka stylizacja, on nie chciał naprawdę napisać o pierdoleniu, tylko się chciał tak artystycznie nadąć i potem popuścić. Inaczej nie umiem tego wyjaśnić, przepraszam. Każdy to chyba rozumie. Myślę, że zrozumiałby nawet prezydent Obama, gdyby mu tylko ktoś bardziej rozgarnięty rzecz przybliżył. Jest ów OLO także redaktorem naczelnym jakiegoś pisma z gatunku tych co to ostatnio się ukazują jak mrówki po deszczu na pochyłej wierzbie. Czegoś co ma tytuł – nie pamiętam - „Odchrzań się, czyli liberalizm”, a może po prostu „Uważam Rze wypierdalaj” (w cudzysłowie napisałem, zwracam uwagę administracji). No, sami rozumiecie, czegoś takiego, czegoś bardzo nowoczesnego i mającego przed sobą przyszłość. A skoro tak, skoro jego właśnie przeznaczono gdzieś tam daleko poza naszym wzrokiem i świadomością na pasterza trzód bezmyślnych, to jak mu dać bana? Jak go zablokować? Jeszcze do senatu gotów się nie dostać.


 

Opisane tu relacje pomiędzy wybitnym redaktorem, redaktorem aspirującym, autorem a czytelnikiem są bardzo istotne dla zrozumienia dalszej części tekstu. Relacje pomiędzy redaktorami omówiłem, zacznę więc od siebie i autorów. Są autorzy tacy jak ja, toyah i paru jeszcze komentatorów, których nie wymienię, żeby ich administracja nie zablokowała. Faceci, którym nic się nie podoba, bo mają rozdęte ego, przerost ambicji i chcieliby rządzić, a także zdobyć sławę i pieniądze. Nie takie jak ma do dyspozycji jakiś tam Ziemkiewicz ze swoim KRUSEM, ale prawdziwe i za prawdziwą pracę, nie z dotacji czy od jakiegoś nie przymierzając Migalskiego. To ważne rozróżnienie. Autor taki jest cyniczny, podstępny i nie ma szacunku dla nikogo. Ja na przykład nie mam szacunku dla Toyaha nawet, ostatnio nazwałem go świrem. Autor taki poświęca właściwie cały swój czas i energię na podważanie istniejących w świecie ludzi piszących hierarchii, ponieważ uważa je za fałszywe. Jego życie nie jest jednak łatwe, bo ma przeciwko sobie redaktora i zwartą masę czytelników, wyjąwszy jego własnych, którzy są co prawda grupą liczną, ale nie tak znowu bardzo, w porównaniu z resztą. Reszta zaś, czyli czytelnik masowy, lub jak to piszą w GW oszołomy, pisiaki, itp hierarchię wielbi i żyć bez niej nie może. Co prawda nasz gospodarz w tej hierarchii poleciał nieco w dół i na niezalezna.pl pomawiają go o agenturalność, ale i tak jest wysoko. Najwyżej w czytelniczej hierarchii jest Ziemkiewicz. On unosi się wręcz nad lamperiami świata tego i błogosławi dłonią na prawo i lewo tłumy prawicowego ludu, który wyczekuje wyborów. I niczego nie zmienia tutaj – niechęci do Pana Igora i uwielbienia dla Ziemkiewicza – fakt, że obaj panowie są kolegami i jeden lansuje teksty drugiego. Czytelnik ma bowiem całkowicie fałszywy obraz stosuneczków panujących w świecie dziennikarskim. I w dodatku wcale mu nie zależy na tym, by go zmieniać. Dlaczego? Dlatego, że czytelnik – nie każdy – ale olbrzymia grupa – został wychowany ku poniżeniu własnej osoby. Inaczej nie potrafię tego określić. Czytelnik, który – zakładam się od razu – sam mógłby pisać, tworzyć, podróżować, myśleć i działać – woli oddawać cześć istocie takiej jak Ziemkiewicz. Po części z frustracji, a po części z lenistwa. Po części z wewnętrznej biedy i przerażenia, a po części z wrażliwości. I nie ma dla niego ratunku. Jeśli ktoś zaś – jak ja – zdiagnozuje jego przypadek – ściągnie na siebie jedynie nienawiść. Nic więcej. Czytelnik bowiem, który jest odbiorcą Ziemkiewicza oraz treści produkowanych przez prawicowe gazety musi odbyć co jakiś czas seans cierpienia. I oni to wiedzą w tym „Uważam Rze” i innych gazetach. Taka Wyborcza kłamie pisząc – z nami znajdziesz pracę. Kłamie i wyciąga pieniądze, ale jej czytelnicy uzbrojeni są w jakąś tam nadzieję i z tą nadzieją mogą atakować swoich znienawidzonych przeciwników czyli nas – oszołomów. Czytelnik prasy prawicowej nie dostaje nic poza informacją, że jest regularnie robiony w Karola, że dookoła rządzi mafia, a on sam jest tylko nic nie znaczącym paproszkiem, który każdy może zdeptać. Może, ale nie musi. Nie zdepcze jeśli czytelnik wyda troszku – jak mówią w Rzeszowie – na swoje ulubione gazety. Jeśli to zrobi, bohaterscy redaktorowie pism bojowych obronią go przed złym Michnikiem. I to czytelnikowi prawicowej pracy odpowiada. Tego on oczekuje i nie chce nic zmieniać. Niech nie zmienia. Za to ja chcę zmieniać, i Toyah chce i kilku innych świrów także. Jeśli skonstatujemy coś takiego, żadne oskarżenia o wybujałe ego nie będą nam straszne. Bo niby dlaczego?


 

Wracajmy jednak do czytelnika. Czytelnik prawicowej prasy nie lubi coryllusa i nie lubi Toyaha. Nie lubi ich, bo burzą mu porządek i wywracają wszystko do góry nogami. Muszą więc być agentami. Nie może być inaczej. Chcą zagłady świata istniejącego i to ich dyskwalifikuje z miejsca, a Toyah to jeszcze na posła kandyduje – zgroza.


 

Na czym polega rozpaczliwość tej czytelniczej narracji. Oto ktoś wczoraj na niezalezna.pl wpisał pod moim tekstem taki komentarz:


 

kupiłem pana trzy ksiązki, przeczytałem jedną "Dzieci PRLu" i na tym poprzestanę..Muszę przyznać że posiadł pan dobre przeszkolenie ( napewno nie jako pisarz), bardzo charakterystyczne i podobne do tego które przeszedł ŁŁ.. Nie wiem kto był waszym mistrzem, ale wygląda na to że był on po szkołach które również kończył Putin i jego komanda..Taktyka prosta ale jakże skuteczna..kilkoma artykułami wstrzelic sie w gusta tych ktorych chce sie pozyskac, nastepnie delikatnie urobic, odciagnąć od stada a nastepnie przejac ich dusze. Dlatego bardzo pilnie trzeba sledzic Salon24 , niepoprawnych i kilka innych , zwłaszcza blogi takich jak seawolf..Nastepnie ich zdyskredytowac, osmieszyc, zrobic z nich intelektualnych imbecylow. A jak to się uda , wystarczy siegnąć po duszyczki ktore w poszukiwaniu intelektualnej strawy beda podążały za corellusem lub innym funkcjonariuszem mysląc że to Arystoteles lub conajmniej Seneka..A to niestety funkcjonariusz WSI!!Czyli taki "Czerwony Kapturek" tylko bez wilka...gajowy zas w Belwederze..


 

To nie jest wbrew pozorom komentarz krytyczny. Tu jest wyrażona akceptacja i podziw dla mojego warsztatu, oraz dla mojej książki pod tytułem „Dzieci peerelu”. Autorowi powyższego książka się podobała do tego stopnia, że wywnioskował iż muszą stać za tym jakieś ciemne siły. Nie Putin nawet, ale wprost szatan, który z moją pomocą odciągnie seawolfa od stada i zawładnie jego duszą. Nie tylko jego zresztą, wszystkich, którzy te książki kupują. Odradzam szyderstwa z tego tekstu. To jest obraz, raczej wyraźny tego do czego doszliśmy budując w obszarach politycznych znaczeń, te hierarchie, które w nim dziś rządzą. To jest emanacja poglądów człowieka, który uważnie czyta Ziemkiewicza i autorów pokrewnych. Ludzie ci, wzięli za tego faceta i jemu podobnych odpowiedzialność. Mieli zmienić świat na lepsze i sprawić, że nie będzie Michnika, a przynajmniej nie będzie on tak silny i wpływowy. Bo o to ludziom chodzi konkretnie, o nic innego. Tyle, że Ziemkiewicz i reszta mogą, że posłużę się stylem senatora in spe nazwiskiem ZIOLO. Michnikowi skoczyć. Mogą jedynie konserwować układ – silna GW - słaba i podzielona prawica z wielkimi ideami na sztandarach. W „dupę” (cudzysłów, cudzysłów) wsadźcie sobie taki układ groszoroby. I życzę miłej atmosfery na spotkaniach z czytelnikami o kondycji podobnej do tej zaprezentowanej przez autora pomieszczonego tu komentarza.


 

Ludzie muszą mieć sukces. Nie mogą siedzieć w domach i myśleć o sobie, że są maluczcy, jak to wczoraj tu ktoś napisał. - Jestem maluczki – dosłownie. Maluczki!? Przecież to się w pale nie mieści. I co? Do czego ten wytrzebiony naród maluczkich zamierza dojść? Do Królestwa Bożego na Ziemi? Czy do bezpiecznej emerytury? Czy do czego? Istnienie maluczkich, ludzi narkotyzujących się własnym nieszczęściem, to problem. I on nie zniknie, bo maluczcy są potrzebni wszystkim. Nie ma w nich niestety szlachetnej prostoty laleczki i jej marzeń, choć oni sami pewnie takimi chcieliby się widzieć. Jest tylko lenistwo. Bez którego straciliby sens życia.


 

Oczywiście zachęcam wszystkich do kupowania moich książek na www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka