Świat nie jest skomplikowany i dlatego właśnie dawno temu, do jego szyderczego opisu, używano narzędzia o nazwie Comedia del Arte. Ten zapomniany już gadżet w zupełności wystarczył do tego by określić i wyśmiać wszystkie dokładnie międzyludzkie relacje. Cztery typy postaci i muzyka. To wszystko, ciągle te same kostiumy, a publiczność pęka ze śmiechu. Dziś bez przerwy ktoś próbuje nam wmawiać, że aby opowiedzieć o nas samych potrzebne jest coś więcej, jakaś psychologia, jakaś socjologia, jakieś nauki zaopatrzone w specjalny aparat pojęciowy. Wszystkie te pomysły oczywiście istnieją i działają, ale ich funkcją nie jest wyjaśnianie tylko zaciemnianie prawd prostych i znanych od wieków. Najważniejsza zaś z nich brzmi, człowiek sam siebie może zrobić co najwyżej Pierrotem, bo do roli Arlekina, Colombiny i reszty trzeba być już wyznaczonym.
Pisze oto redaktor Jachowicz, że odwiedził go kolega z Niemiec. Kolega ten, trochę zbyt głośny, jak to Niemiec, wyraził – trochę zbyt głośno – oburzenie faktem, że w Polsce redaktor naczelny to zawód, a nie funkcja. Powiedział też, że to typowo polska choroba, tak polska, że nawet niemieckie media z koncernu Springera się nią zaraziły. I redaktor Jachowicz musiał się ze swoim kolegą zgodzić. Fakt ów, w mojej ocenie, stawia pod wielkim znakiem zapytania wszystkie zmysły i percepcję sympatycznego skądinąd redaktora Jachowicza.
Jerzy Jachowicz ma już bowiem swoje lata, pracował w GW, w Newsweeku, w „Dzienniku” i Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Ja także pracowałem w różnych redakcjach, choć nigdy nie osiągnąłem nawet jednej czwartej pułapu, na który w swojej redakcyjnej pracy wzbijał się Jerzy Jachowicz. Widziałem jednak dokładnie co tam się dzieje i jak wygląda system awansów oraz obsadzania stanowiska naczelnego. Naczelny to oczywiście jest zawód. Wygląda to tak, że w pewnej chwili jeden z tak zwanych zwykłych redaktorów znika, a kilka tygodni później pojawia się gdzieś już jako naczelny. I koniec. Naczelnym pozostaje do końca życia. Te kilka tygodni nieobecności to czas, w którym kończy on szkołę zawodową dla redaktorów naczelnych. Zaobserwowany przeze mnie system rekrutacji wygląda smutno. Sądzę, że jest wprost tak iż tylko wyjątkowi gamonie i niedorobieńcy zostają redaktorami naczelnymi. Zawsze bowiem jest tak, że z dużej grupy osób, nieraz nawet sympatycznych wybrany zostaje zawsze największy cham i głupek. Ja tu nie będę wymieniał nazwisk, ale sami możecie sobie sprawdzić jak to jest. I podany przez Jachowicza przykład Tomasza Lisa wcale nie jest tu najbardziej wyrazisty.
Jachowicz o tym wszystkim wie doskonale. Nie może nie wiedzieć, ale wiedzę tę sprzedaje nam tak, jakby był niewinną panienką, która burdel widziała jedynie z daleka, kiedy jechała dalekobieżnym pociągiem na obóz młodzieży katolickiej.
Niemiecki kolega Jachowicza, który również jest dziennikarzem, musi być wprost redaktorem naczelnym. Nie może być inaczej. Oto fragment jego wypowiedzi:
-
Sam widzisz, że u was w Polsce, redaktor naczelny to zawód, nie funkcja. To oczywiście, wina waszych wydawców, a nie tych konkretnych ludzi, którzy dostają zawsze stanowisko redaktora naczelnego. Nawet niemiecki Axel Springer uległ waszej wariacji. Jednym ze smutnych powodów jest ten, że nie potrafiliście przez 20 lat wykształcić nowych ludzi.
To jest po prostu skandal. Niemieckie media wprowadziły w Polsce zwyczaj promowania idiotów na wysokie stanowiska i to jest oczywiste dla każdego, kto z niemieckimi mediami miał do czynienia przez choćby tydzień. I to jest celowe, deprawacyjne działanie obliczone na wspieranie i ułatwianie wszystkiego osobom o mentalności pawianów zajmujących w stadzie drugi szereg. Bardzo charakterystyczne dla Niemców właśnie i ich relacji z innymi nacjami na gruncie zawodowym. A tu proszę? Polacy nie potrafili wykształcić nowych ludzi?
Ja mam pytanie? Ilu, w czasie ostatnich dwudziestu lat, nowych ludzi spotkał w redakcjach niemieckich wydawnictw Jerzy Jachowicz? Ilu dziennikarzy wypromował, ilu pomógł w karierze, ilu zdolnych młodych ludzi zostało z jego inspiracji i przy jego życzliwej protekcji kierownikami działów choćby? No ilu? Ja nawet nie chcę słyszeć tej odpowiedzi. Ona mnie po prostu nie interesuje. Ja ją znam dokładnie, a na wysłuchiwanie kłamstw szkoda mi czasu.
System działa w sposób prosty i przewidywalny. Co jakiś czas uchyla się bramy redakcji, w które wchodzą nowi ludzie z aspiracjami. Mąci im się w głowie i wybiera spośród nich najgorszych, tych przeznaczonych do kariery, reszta leci po dłuższym lub krótszym czasie na bruk. Ci co zostali tworzą tak zwane środowisko – sami wybierani po prostu. No po jakimś czasie spośród nich wybiera się naczelnych. Kto to robi i na jakich zasadach pozostaje tajemnicą. W wydawnictwach niemieckich robią to Niemcy, a w innych? Powiedzmy, że właściciele.
Nie wykształciliśmy nowych ludzi? Wykształciliśmy. Aż za dobrze. Tylko, że ludzie tacy jak kolega Jerzego Jachowicza nie chcą o tym słyszeć, bo gdyby przyjęli to do wiadomości ich portki napełniłyby się strachem.
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki, książkę Toyaha i płyty z polską muzyką ludową.
Inne tematy w dziale Polityka