Myślę, że zlikwidowanie programu „Wielka Gra” przez Bronisława Wildsteina było dla polskich mediów krokiem w przepaść. Fakt zaś, że program ten zdjął z anteny „nasz” prezes jest po prostu hańbą. I nie sądzę, by usunięcie tego formatu było czymś przypadkowym. Zostało to zrobione celowo. Zacznijmy jednak od początku.
W zimie byłem na targach książki w Poznaniu, były to targi książki dziecięcej i młodzieżowej. Stałem ze swoim stoliczkiem naprzeciwko pani, która sprzedawała jakieś przekłady z literatury skandynawskiej przeznaczone dla małych dzieci. Ponieważ na targach byłem sam, a człowiek musi od czasu do czasu opuścić swoje stanowisko i wyjść na przykład na obiad, przedstawiłem się pani i poprosiłem ją o przypilnowanie towaru. Potem trochę gadaliśmy i zajrzałem na to jej stoisko. W oczy rzuciła mi się książeczka pod tytułem „Kurt i wielka ryba” (albo jakoś podobnie). Treść była prosta i rozrzucona na niewielu stronach. Opowiadała o operatorze wózka widłowego imieniem Kurt, który oplata sens swojego życia wokół pracy na tymże wózku widłowym. Kurt, jak informował nas autor, kocha swój wózek i nie wyobraża sobie, że mógłby robić coś poza poruszaniem się przez osiem godzin dziennie, z przerwą na śniadanie, na tymże wózku widłowym.
-
To straszne – powiedziałem do miłej i młodej pani
-
Co pan opowiada – ona na to – to świetne
-
Dlaczego?
-
To jest książeczka o tym, że każdy może być szczęśliwy, nawet ktoś kto nie skończył studiów. To jest książeczka o tym, że nie warto się zabijać i walczyć o coś co nie jest realne.
-
A co będzie jak Kurtowi zlikwidują zakład i wyrzucą go z pracy?
-
Ależ z pana pesymista. To tylko książeczka dla dzieci.
Nie kupiłem mojemu dziecku książeczki o operatorze wózka widłowego imieniem Kurt. Kupiłem jej książkę o kotkach. Kotki też są szczęśliwe i nie muszą jeździć na wózkach widłowych. Miła pani ze stoiska obok, jak się potem przekonałem, miała dosyć osobliwą pasję. Uczyła się mianowicie czeskiego i przekonywała mnie, że Czesi są fantastycznymi ludźmi ponieważ o wiele mniej w nich obłudy niż w Polakach. Pomyślałem, że pewnie z wózkami widłowymi również radzą sobie lepiej. No i są jeszcze bardziej serdeczni, bardziej zdyscyplinowani i mają najpiękniejsze miasto na świecie – Pragę. Pani ze stoiska obok marzyła o tym by zamieszkać w Pradze. I marzenie to chciała spełnić jak najszybciej.
Pomyślałem, że ludzie są jednak dziwni i przypomniał mi się prezes Wildstein oraz jego decyzja o zdjęciu ulubionego programu wszystkich Polaków z anteny telewizyjnej. Jak pamiętacie nie było niedzieli, by połowa narodu po kościele i obiedzie ruszyła się sprzed telewizora, w którym jacyś faceci, a czasem kobitki męczyli się z rozwiązywaniem kwestii niepojętych dla przeciętnego człowieka. I to nie były żarty, bo w grę wchodziły pieniądze wcale poważne, a umiejętności uczestników gry imponowały wszystkim jak kraj długi i szeroki. Program miał także swoją dynamikę, choć nie było w nim muzyki, girlsów fikających nogami i migających w ścianie lampek. Byli tylko faceci w garniakach i koperty na stole. No i oczywiście uczestnicy z dziwacznymi słuchawkami na uszach. Mimo tych wszystkich z dzisiejszego punktu widzenia nieprawdopodobnych rzeczy, program miał wysoką oglądalność i budził wielkie emocje. Myślę, że powód tego był jeden – ludzie tak naprawdę nienawidzą swoich wózków widłowych, chcą być kimś innym, kimś wyjątkowym, a nie Kurtem z norweskiej książeczki. Są jednak w większości realistami i wiedzą, że wyżej krzyża nie podskoczą. Kiedy więc ktoś potrafi stworzyć im złudzenie, że uczestniczą w czymś wyjątkowym, w czymś co wymaga umiejętności większych niż prowadzenie widłowego wózka będą szczęśliwi i wdzięczni. Wielką Grę oglądali wszyscy, nawet ci, którzy nie przeczytali w życiu ani strony tekstu. Oglądali, bo im to dawało trudną do opisania frajdę. Myślę, że ludzie od ramówki w telewizji i ci, którzy nad nimi stoją i stali wtedy gdy likwidowano „Wielką grę”, doskonale o tym wiedzieli. Wiedzieli i postanowili przerobić wszystkich na operatorów wózka widłowego imieniem Kurt.
I nie wystarczyło do tego celu wypromowania takiego syfu jak „Familiada”. Trzeba było jeszcze zlikwidować „Wielką Grę”. Argument, że program ten był komunistycznym złogiem jest po prostu podły. W Polsce jest tyle komunistycznych złogów, za które trzeba by się wziąć, że gdyby je policzyć i spisać, teleturniej „Wielka gra” nie znalazłby się nawet na tej liście. Chodziło o Kurta i jego wózek.
Ponieważ system idzie dalej i nie satysfakcjonuje go już dawno interwencja w poobiednie życie Kowalskich, teraz kolej na programy i problemy, które nam osobiście zaserwuje Kurt, operator wózka widłowego. Kurt bowiem od czasu kiedy stał się bohaterem książek dla dzieci postanowił, że zrobi karierę. Nic poza umiejętnością prowadzenia wózka widłowego nie jest mu do tego potrzebne. To jasne i o tym, że to właśnie Kurt będzie gwiazdą, zdecydowano bardzo wysoko. Nie ma więc mowy, że ktoś Kurta zastopuje, albo mu powie – goń się cieciu. Kurt został nobilitowany i teraz to on mówi co jest fajne, a co jest niefajne. Reszta słucha, a jeśli nie chce to znaczy, że jest komunistycznym złogiem i nie szanuje zwykłych ludzi oraz ich pracy.
Kurt jest właściwie wszędzie. Kurt jest przede wszystkim w telewizji, ale także w Internecie. Myślę, że to Kurt odpowiada za to co w salonie24 wisi na pudle. Nie może być inaczej. Przekonał mnie o tym wczorajszy tekst Toyaha. Kurt nie dość, że jeździ na wózku, mówi po czesku i chciałby mieszkać w Pradze, to jeszcze chce zmusić do nauki czeskiego i mieszkania w Pradze wszystkich jak tu siedzimy przed komputerami.
W dodatku Kurt domaga się uczestnictwa w tych swoich pomysłach – a wy – woła – jak myślicie? My zaś nie myślimy. My patrzymy na niego i nie wiemy co zrobić z rękami. My się nie emocjonujemy stosunkami polsko niemieckimi. Nie bawi nas redaktor IV i jego lans. Nie ciekawią nas projekcje Rybiztkiego, którego Kurt postawił na wózku i każe mu aranżować dyskusję. Bo musi być przecież ruch w interesie. To wszystko interesuje nas o tyle, że zapycha przestrzeń, w której jest miejsce na treści ważne. Na „Wielką Grę” po prostu. Teleturniej ten zlikwidował jednak Wildstein i to se ne wrati, jakby powiedział sam Kurt w swoim ulubionym języku.
Jesteśmy skazani na „Familiadę”. - Cała sala śpiewa z nami – jak to pięknie ujął kiedyś Jerzy Pająk podpisujący się pseudonimem Jerzy Połomski.
Familiada jest wszędzie. Jest jak proszki z krzyżykiem w kioskach za Gierka. W tygodniku „Uważam Rze”, w miesięczniku „Na poważnie”, wszędzie mamy ten sam telewizyjny format, który nie niesie już żadnych zaskoczeń. Bo po co? Po co wprowadzać zamęt? Trzeba dać ludziom odrobinę frajdy.
Zadzwonili do mnie wczoraj ze studia telewizyjnego. Nie powiem, z którego. Współpracują z wielka stacją, która chce robić formaty historyczne, o wybitnych postaciach polskiej historii, ale – tak wie pan, żeby trochę kontrowersyjnie było. Na przykład coś o Stanisławie Auguście.
-
Kontrowersyjnie? - upewniłem się?
-
Tak, kontrowersyjnie.
-
No to może o tym, że Stanisław August był biseksualny, a jego młodzieńcze kontakty z posłem angielskim rzutowały na późniejszą uległość wobec polityki Prus, które przecież reprezentowały Anglię w tej części Europy?
-
Eeeee, tak to chyba nie, bo to ma być zgodne z faktami historycznymi.
-
Ale to jest zgodne z faktami historycznymi
-
No to może się spotkajmy.
No i się spotkamy. W przyszłym tygodniu.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do sklepu FOTO MAG przy metrze Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 oraz do księgarni Karmelitów przy Działowej 25 w Poznaniu.
Inne tematy w dziale Polityka