Istotną funkcją programów takich jak „Idol”, „Mam talent” czy „Taniec z gwiazdami” , a także show Wojewódzkiego, jest przekonanie ludzi, że chamskie ataki personalne to nic złego, że są one tylko taką metodą na ulepszenie pewnych osób, które nie do końca rozumieją co to znaczy być cool. Jurorami w tych socjologicznych eksperymentach są ludzie, którzy wyglądają tak jak Elżbieta Zapędowska i to jest dodatkowy smaczek całego przedsięwzięcia. Oceniany bowiem nie rozumie co z nim jest nie tak, skoro oceniającą jest właśnie ona. Patrząc na te gęby za stołem nie wie o co chodzi i jest mu przykro. Kiedy już go wykopią za drzwi, podchodzi doń jakiś brudny kurdupel z mikrofonem i śliniąc się zadaje pytania o jego przeszłość i dalsze plany. To wszystko rozgrywa się przed naszymi oczami i ma cel jeden – wbić w ziemię tych wszystkich, którzy mają jakieś aspiracje. Nawet niewinne. Jak ktoś chce zostać amantem filmowym i wygląda jak młody Delon, na castingu pokażą mu zdjęcie Karolaka i powiedzą – nie nadajesz się synu, musisz wyglądać tak jak on. A jak wygląda Karolak wszyscy wiemy. Ja to już pisałem, ale jeszcze powtórzę – jeśli ktoś nie wierzy, że w Polsce rządzi jaczejka niech spojrzy na Tomasza Karolaka. Ten facet jest amantem filmowym. I tu już właściwie nic nie trzeba dodawać. Jeśli Karolak jest amantem, to znaczy, że jesteśmy na dnie.
Dzięki Bogu Buzkówna nie została sex bombą.
Wszyscy rozumiemy, że dookoła toczy się wojna ideologiczna. Wojna ta przybiera na sile w tych momentach kiedy prawo nie działa. Kiedy nie można pójść do sądu i uzyskać wyroku w normalnym terminie, albo nasze słuszne roszczenia rozmywają się w jakimś prawniczym bełkocie. Wtedy na pierwszy plan wysuwa się kwestia kto jak wygląda, kto jak mówi i kto ma brzydkie zęby. Z tym, że – dla przykładu – zęby Adama Michnika zawsze były piękne, nawet przed wymianą. Wojna ideologiczna toczy się w mediach i to media nadają jej tempo. Media także potrafią zagrać tak, by przeciwnika politycznego całkowicie skompromitować lub wpuścić go w kanał, z którego nie ma wyjścia.
Bardzo to przypomina sytuację z końca XIX wieku, opisywaną w książkach takich jak „Lalka” czy „Ziemia obiecana”, albo „Noce i dnie” kiedy to polskie ziemiaństwo, nie rozumiejąc okoliczności gospodarczych próbowało dochodzić do pozycji i znaczenia poprzez sądowe egzekucje utraconych dóbr, powołując się przy tym na starożytność rodu i koligacje. W tym czasie ludzie tacy jak Stach Wilczek z powieści Reymonta dochodzili do fortun.
Dziś jest podobnie. Oto PiS idzie do sądu w związku z Tragedią Smoleńską. To jest poważna sprawa, ale ona nie znajdzie rozwiązania i nie będzie z tego działania żadnej satysfakcji, że o sprawiedliwości nie wspomnę. Co innego jest bowiem istotne, mianowicie to, by wygrać wybory. Te zaś wygrywa się w przestrzeni medialnej, a nie w salach sądowych. To może brutalne, ale tak jest. Przy bardzo zintensyfikowanym, agresywnym przekazie wymierzonym w Jarosława Kaczyńskiego nie pomoże mu żaden sądowy wyrok. Tak samo jak nie pomoże tu nic impreza pod tytułem „Polska wielki projekt”. W tym miejscu warto zacytować Stanisława Staszica, który na wieść o tym, że Kościuszko będzie naczelnikiem powstania, machnął ręką i rzekł ponoć: „Polski nie uratuje nikt, tylko jaki Sulla”.
I to jest prawda kochani. Nikt, tylko jaki Sulla. Wobec Palikota, wobec tego całego ogromu zła, potrzebna jest albo bezpośrednia interwencja Niebios, albo uderzenie w jakieś wrażliwe miejsce przeciwnika. I niech mi tu nikt nie mówi, że my tak nie możemy, bo my jesteśmy inni. Dobrzy, mili i kochający sprawiedliwość. To jest wprost bluźnierstwo, bo póki co nikt nie zamierza ogłosić Jarosława Kaczyńskiego świętym, ani nawet błogosławionym. Tak więc w świecie polityki zachowujmy się jak na politycznych graczy przystało. To zaś oznacza maksymalnie niski poziom kokieterii wobec mediów i maksymalną brutalność wobec nich. Wczoraj Toyah zainicjował ciekawą dyskusję o metodach dziennikarskich Mazurka, oczywiście jego tekst spadł do piwnicy, bo jakże by inaczej. Trzeba się przecież zastanawiać nad tym czy Rudecka jest „nasza” czy może „ichnia”. Padło pod tym tekstem stwierdzenie takie; kilku ludzi nie dało się Mazurkowi, między innymi Joanna Lichocka i prof. Nowak. Według mnie to nie jest powód do dumy. To nie jest w ogóle powód, żeby się choć przez chwilę poczuć lepiej. Mazurkowi, w czasie prowadzenia wywiadu, trzeba by było bowiem wyrwać krzesło spod tyłka i rąbnąć go tym krzesłem kilka razy w głowę. Wtedy moglibyśmy mówić o satysfakcji i dumie. Że co? Że kto krzesłem wojuje od krzesła ginie? No popatrzcie, a Wojewódzki wojuje, wojuje i jakoś nie zginął. Przeciwnie, coraz z nim lepiej. Nie można więc tłumaczyć Biblią własnego strachu i zasłaniać się savoir vivre kiedy nadszedł czas czynów. To jakieś takie pedalskie, nie sądzicie?
Tak jak powiedziałem na początku jesteśmy wychowywani przez media do tego by znosić każde upokorzenie w nas wymierzone i ze spokojem przyglądać się temu jak Karolak odstawia filmowego amanta. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by krzyknąć do Karolaka – te Karolak, zęby ze wyprostuj! Albo – pociągnij gacie, bo ci ptak wyleci, choć właśnie tak należałoby się wobec niego zachować, bo on zachęca do takich postaw całym swym jestestwem. My jednak wolimy milczeć. I nie jest to bynajmniej kwestia wychowania domowego, bo w domu każdemu wpojono co to jest poczucie godności. To jest kwestia wychowania telewizorowego i wiary w to, że tamci są po prostu lepsi. Nawet jeśli wyglądają jak pół d...y zza krzaka.
Postawiłem wczoraj u szczura biurowego dosyć śmiałą tezę – blogerzy, w tym tak zwani nasi blogerzy, służą jedynie do tego, by mainstream głównie nasz mainstream, bo przecież gazownia ma to wszystko w plecach, nie czuł się tak beznadziejnie słaby wobec potęg takich jak TVN czy GW właśnie. Żeby „nasi” dziennikarze widząc szczura biurowego w kraciastej koszuli podrabianego opozycjonisty z brodą sugerującą udział w strajkach lat 80-tych, mogli odetchnąć spokojnie i pomyśleć sobie, że cały ten obszar zagospodarowywany przez reklamodawców i dostawców treści jest ich. Blogosfera zaś może im co najwyżej dostarczyć kilku konceptów na felieton lub wysłać swojego przedstawiciela do telewizji raz na rok, przy jakiejś szczególnej okazji, jak nie przymierzając stan trzeci wysłał swoich przedstawicieli do parlamentu brytyjskiego, co tak pięknie zostało opisane w książce Wiktora Hugo „Człowiek śmiechu”. Szczur się oczywiście obraził, bo on wierzy w swoją misję i nie może pojąć, że ktoś chce go zrobić w konia oraz podrwić sobie nieco z takiego bystrego faceta jak on, coacha i byłego dyrektora szkoły. Przecież to niemożliwe. No jak to?!
To jest częsta przypadłość ludzi, którym wydaje się, że działają samodzielnie, bez inspiracji i jeszcze pokonują jakieś trudności. Zasugerowałbym nawet, że im więcej się takim ludziom ułatwia, tym silniej są oni przekonani, że zmagają się z mnóstwem przeciwności. Aha, na koniec nazwał mnie szczur dziwakiem, czy jakoś podobnie.
Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na wczorajszy komentarz Marcina Kacprzaka, który wpisał coś mniej więcej takiego: na Zachodzie ceni się oryginalną myśl. Niestety nie doczekałem się odpowiedzi na pytanie; jakie to oryginalne myśli ceni się na Zachodzie. Zważywszy zaś to, ze teksty Marcina są dzień w dzień w salonie na pudle nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z jego śmiałą tezą.
Wracajmy do PiS i PO. Jak widzimy w PO bardzo starannie dobiera się osoby pokazujące się w mediach. Rzekłbym, że każda twarz jest dopasowana do komunikatu. Mamy Gowina, mamy tych wszystkich zatroskanych mędrców, którzy patrzą w przyszłość. I to jest celowe. Odnosi także skutek, bo nikt nie da się później przekonać, że z Gowinem coś jest nie tak, skoro tak mądrze patrzy. A Kaczyński wiadomo. I tu już nawet nie chodzi o to, by Jarosław Kaczyński przestał pokazywać się w mediach, bo to nie ma znaczenia. Chodzi o to, by człowiek występujący w sądzie w imieniu telewizji „Trwam” nie nazywał się Benedykt Fiutowski. Ja oczywiście rozumiem, że wyśmiewanie nazwisk jest okropne, ale ludzie i tak to robią, a człowiek, który zainstalował pana Fiutowskiego na pierwszej linii frontu medialnego uczynił to celowo i z rozmysłem. Nawet jeśli pan mecenas jest absolutnym geniuszem, powinien, ze względu na media i takie a nie inne wychowanie medialne pozostać nieco z tyłu.
Oczywiście, możecie się oburzać, że to co napisałem jest straszne, ale na tym właśnie polega między innymi ich skuteczność. Oszukiwanie się, że jest inaczej to objaw co najmniej niezdrowy. I nie chodzi mi o to, byśmy przyjęli ich zasady, ale o to, byśmy przestali się podkładać i przegrywać. Gdyby bowiem pan mecenas Fiutowski szedł od jednego sukcesu do drugiego, a media nie mogłyby zrobić nic poza ukrywaniem jego tożsamości i nazwiska – no bo jak to – tu Fiutowski, a tu zwycięstwo – wtedy wszystko byłoby w porządku. Tak jednak nie jest, PiS i Trwam cały czas są w odwrocie, a ich poczytania firmowane są przez doskonałych co prawda prawników, ale jeden z nich ma zeza, a drugi nazywa się Fiutowski. I jest pozamiatane. Nawet kiedy okaże się, że w Smoleńsku pomordowano wszystkich strzałem w tył głowy TVN przykryje tę informację Fiutowskim. Nie wierzycie? Poczekajcie.
Informuję także, że 30 maja, godz. 19, dziedziniec Muzeum Archeologicznego w Poznaniu; odbędzie się wieczór
autorski o. Antoniego Rachmajdy ocd, pt "PUSTELNIK PÓŁNOCNEGO OGRODU W
LETNICH PORACH". Pory jak wszyscy wiemy to po "poznańsku" spodnie. Warto więc tam przyjść i zobaczyć co zaprezentuje naczelny "Zeszytów karmelitańskich".
Książki są także do kupienia w księgarni Tarabuk – Browarna 6, oraz w księgokawiarni „Ukryte miasto” Noakowskiego 16, w bramie. No i oczywiście w sklepie FOTO MAG przy metrze Stokłosy.
książki jak zwykle na www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka