coryllus coryllus
1750
BLOG

Dziecko to luksus na jaki Polaków nie stać

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 13

 Ponieważ dziś do drukarni wyfrunęły pliki z II tomem Baśni jak niedźwiedź, postanowiłem odetchnąć nieco (skuś baba na dziada, skuś baba na dziada) i napisać coś w sensie tak zwanych refleksji ogólnych. Otworzyłem portal WP, bo od niego zaczynam, a czynię to ponieważ mam stuprocentową gwarancję, że nie znajdę tam żadnego z „naszych” dziennikarzy, otworzyłem więc i przeczytałem tytuł: „Dziecko to luksusu na jaki Polaków nie stać.” Pod tym zaś tytułem są jakieś dane z raportu opublikowanego przez „Dziennik Gazetę Prawną” na temat ubranek dziecięcych, które podrożały, zabawek które podrożały i innych rzeczy potrzebnych do życia dzieciom, które podrożały i uniemożliwiają w ten sposób przyrost demograficzny w sferach czytających „Gazetą Prawną Dziennik”.

O dziwo nie było tam nic o narkotykach, które podrożały, a które adresaci informacji o dzieciach zażywają, żeby mieć lepsze samopoczucie w pracy, nie było nic o wódce, którą piją i o dziewkach przedajnych w towarzystwie, których spędzają tak zwane wieczory kawalerskie oraz inne wieczory, zwykłe, kiedy im się trochę nudzi. Nie było w tym raporcie nic na temat gadżetów, coraz bardziej idiotycznych, w które każdy szanujący się człowiek z aspiracjami ładuje pieniądze i nie było tam nic o drożejących z dnia na dzień wycieczkach do różnych zagranicznych burdeli, gdzie dzieci, miast siedzieć w szkole, zatrudniane są jako obsługa. O tym wszystkim „Dziennik Gazeta Prawna” milczy. No bo przecież raport dotyczy dzieci, a nie branży rozrywkowej. Ktoś nad tym raportem popracował i ktoś go zamówił. Ciekawe kto? Donald Tusk i jego ministerstwo, które ma w założeniu zajmować się dziećmi? Nie wiem. Nie jest to istotne. Chciałbym, żebyśmy dziś, na bardzo płytkim poziomie, pogadali sobie o propagandowej funkcji takich raportów. Człowiek współczesny zapomniał o wszystkich już prawie rodzajach kultu z wyjątkiem dwóch. Mam na myśli astrologię oraz kult nauki. To są dwie „świętości”, każda umieszczona w innym obszarze życia, które rozwijają się, żyją i są dotowane przez organizacje jawne, tajne i dwupłciowe. Kult nauki nie obejmuje dziś jednak odkryć w rozumieniu dziewiętnastowiecznym, takie bowiem rewelacje są najczęściej przed postronnymi ukrywane, albo opowiada się o nich w sposób skrajnie trywialny, żeby nie ujawnić ich rzeczywistego sensu i funkcji. Kult nauki to dziś raporty. Moralność zastąpiono standardami, a naukę raportami. W raporcie można zmieścić wszystko i wszystko poustawiać pod dowolną tezę. W raporcie można przekonywać do tego, że dzieci są drogie, a prostytutki tanie i wszystko jest w porządku. W raporcie można wykręcać do woli dane, póki nie przybiorą one pożądanego kształtu. Można też uwypuklać jedne, a chować inne.

Raporty, których przecież powstają tysiące są źródłem zarobków dla całej masy nierobów i nieudaczników, którzy bez instytucji produkujących raporty byliby po prostu nikim. Tak mają jednak zajęcie i są w dodatku przywiązani do ręki, która ich karmi. Nie zawahają się kiedy przyjedzie napisać raport pod tezę, bo w sumie o co chodzi? Myślę, że wielu z nich może nawet wszyscy tłumaczy moralną dwuznaczność swojej pracy jej rozrywkowym charakterem. - No co wy chłopaki – mówią ci ludzie po jednym, dwóch piwach – my tylko tak dla jaj, dla żartu. Nikt tego nie traktuje serio i nikt tego nie bierze do siebie.

Jeśli nie bierze, to o co chodzi? Być może o to, że raporty te służą do konstruowania jakichś programów propagandowych, którym ludzie będą dręczeni przez najbliższe dziesięciolecia. Ja tego nie wiem. Nie mam jednak żadnego innego, sensownego wytłumaczenia dla tego rodzaju produkcji.

Można oczywiście rzecz całą przedstawić w sposób znany nam już od dawna: raporty służą wdrukowywaniu obywatelom do głów informacji. W dodatku takich, które są dla władzy wygodne. W raport, byle miał odpowiednio trudną nazwę i dostosowany do niej, niejasnym język, uwierzą wszyscy, a jeśli nie uwierzą, to nie będą sprawdzać danych, szydzić i protestować. Raport bowiem ma charakter badawczy. W czasie jego tworzenia przyjęto pewną metodę i jeśli nie ma rozbieżności pomiędzy metodą a sposobem jej wdrażania, to znaczy, że raport jest dobry. I wiedza zeń płynąca także.

Raporty i badania socjologiczne przed którymi zdejmują czapkę nie tylko młodzi wykształceni z dużych miast, ale także ludzie całkiem przytomni, są dziś tym czym dawniej była alchemia i czarnoksięstwo. Są wiedzą hermetyczną dostępną tym ludziom, którzy uwiarygodnić chcą władzę lub jakieś inne siły polityczne, napisanie raportu zlecające. Wyniki zaś tych prac przyjmowane muszą być na wiarę, tak jak na wiarę przyjmowano możliwość wyprodukowania homunkulusa i na wiarę przyjmowano bajdy o transmutacji metali. I tak samo jak wtedy tak i dziś cel rzeczywisty tych opowieści jest ukryty. Rozpoznawalny, ale ukryty.

Kiedy próbuje się ludziom wytłumaczyć absurd w jaki są wkręcani nie wierzą lub z dziwnym wyrazem twarzy sugerują, że tłumaczący zwariował, bo przecież raport został napisany przez poważnych ludzi, ma poszerzać naszą wiedzę o nas samych i ktoś dał na ten raport pieniądze. A to już poważna sprawa, z pieniędzy szydzić nie wolno. Łatwiej więc uwierzyć raportowi niż jego krytykom. Łatwiej bowiem uwierzyć w kłamstwo podparte fałszywym autorytetem niż w prawdę, którą pokazuje nasz własny rozsądek. Ten bowiem już dawno został zdegradowany, wyszydzony i zmarginalizowany. Właściwie nie istnieje, umarł. Opinia jest wszystkim, wyrosła na jego miejscu jak nie przymierzając palma na rondzie De Gaulle'a.

Dlaczego tak jest? Spróbuję to wyjaśnić, ale żeby to zrobić muszę nawiązać do tego nowego tomu „Baśni”, który jest już mam nadzieję w drukarni. Oto wiedza, którą nam się udostępnia jest przycinana i strzyżona tak, by nie wywołać w odbiorcy zbyt wielkiego szoku. Tak jest z historią i polityką, a także z innymi dziedzinami jak sądzę. W procederze tym bierze udział kasta uczonych, już dawno awansowana do rangi kapłanów hermetycznej religii, kasta, która uważa się wręcz za opiekunów prostego i nic nie rozumiejącego tłumu. Ludzie ci nie stanowią grupy jednolitej, są podzieleni na klasy, dokładnie tak jak kapłani w Egipcie czy Mezopotamii, a ich rzeczywista pozycja w hierarchii rzadko lub prawie nigdy nie odpowiada pozycji oficjalnej. I nie ma ludzkiej siły, która mogłaby kogoś kto wejdzie w taką strukturę kiedykolwiek z niej wyrwać lub skłonić do rezygnacji albo zdrady hierarchii. Jeśli ktoś by się na to zdecydował przepadnie. Nie będzie go. Zawodowo będzie skończony, a jego życie stanie się gorsze od życia żuli z dworca centralnego. Dlatego właśnie ludzi ci muszą awansować, odwrotu nie ma, cena zaś awansu jest spora i rośnie, podobnie jak ceny ubranek dziecięcych i zabawek. Tyle, że o tym akurat nikt nie przygotuje raportu.

Kiedy zaczynałem przygotowywać się do pisania drugiego tomu „Baśni” zebrałem sporą ilość opracowań historycznych, głównie tych łatwo dostępnych. Jest bowiem tom drugi próbą zmierzenia się w pewną silną i bardzo zakłamaną narracją dotyczącą historii XVI stulecia. I wierzcie mi, że nigdy w życiu nie wziąłbym się za pisanie tej książki, gdybym nie zaczął czytać tych wszystkich peanów na cześć humanizmu i renesansu, które od wielu lat zalegają księgarnie i biblioteki. Kiedy zawarte tam treści oczyścimy ze cienkiej niezwykle warstwy hagiograficznej zostaje nam czysta groza. I ja o tej grozie napisałem książkę. Napisałem ją także, ponieważ uderzyły mnie w trakcie lektury żywe i przypominające rysunek przez kalkę podobieństwa pomiędzy tamtymi czasami a współczesnością. Tak duże, że sam nie mogłem w to uwierzyć, żeby je jednak uwypuklić i wskazać musiałem swoje lektury uzupełnić o pewien rodzaj książek, które są niepopularne, niewznawiane i przez historyków lekceważone. Chodzi mi o prace dotyczące gospodarki, górnictwa i pieniądza w ogóle. Nie jest tego dużo i są to rzeczy rozproszone, ale istnieją i można je stosunkowo łatwo znaleźć.

Kiedy to wszystko zrobiłem, a wierzcie mi, że nie pochłonęło to zbyt wiele czasu, razem z pisaniem 300 stronicowej książki raptem dwa i pół miesiąca, wydawało mi się, że odkryłem na nowo Amerykę. Wiem, oczywiście, że to nieprawda, bo dla specjalistów, historyków i ludzi, którzy siedzą w temacie, nie są to żadne rewelacje. Na poziomie jednak tak zwanego zwykłego czytelnika, za którego się uważam, rzeczy zmieniają się bardzo mocno. Nic bowiem nie wygląda tak, jak to się nam usiłuje przedstawić w szkole, na lekcjach historii i nic nie jest tym czym się wydaje. I wierzcie mi, że nie mogłem się powstrzymać po prostu, od bardzo cierpkich uwag na temat autorów, którzy o stuleciu XVI pisali i piszą. Nie mogłem, bo są w tych książkach rzeczy nieprawdopodobne. Wszystkie one jedna w drugą, mają charakter propagandowy i kiedy dołożymy do ich treści to o czym już mówiłem czyli historię gospodarczą, obnażają bez litośnie istotną funkcję historyków, tych żyjących w XIX wieku, tych piszących w komunizmie i tych dzisiejszych. Jest to funkcja propagandowa, a ostrze tej propagandy wymierzone jest w Kościół i ludzi posiadających ziemię. Po prostu. I nic tu więcej nie trzeba dodawać. Dokładnie tak samo jest z produkowanym dzisiaj raportami. Te jednak dołożyły do starej narracji wątek dzieci i życia rodziny.

I kiedy miałem już za sobą tę dręczącą lekturę, pomyślałem sobie, że napisanie książki propagandowej, tyle, że z odwróconym wektorem nie może być przecież wcale trudne. I to właśnie zrobiłem. Siedzę teraz i modlę się, żeby korekta się gdzieś tam nie rozsypała, żeby programy komputerowe niczego nie pomieszały. Druk będzie trwał 9 dni. Trochę długo. Jakoś wytrzymam.

Ponieważ Baśń jest Baśnią, a ja nie aspiruję do awansu w hierarchiach naukowych, nie cofałem się w trakcie jej pisania przed żadną nawet najbardziej fantastyczną hipotezą, tym mniej miałem obaw, że leżały obok mnie wspomniane już publikacje o gospodarce i wydobyciu, w których znajdują się rzeczy zupełnie fantastyczne i fascynujące. Dołączyłem listę lektur. Każdy będzie mógł sobie sprawdzić co tam jest i poczytać.

Póki co zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić „Elementarz” Toyaha. Już w cenie 30 złotych plus koszta wysyłki, która właśnie się rozpoczęła. Zaraz jadę na pocztę.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka