coryllus coryllus
1629
BLOG

O myśleniu politycznym i wojskowym

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 19

 Co jakiś czas dzwoni do mnie pewien znajomy i zachęca mnie do tego, bym napisał tekst o rotmistrzu Pileckim. Jak już pisałem, bronię się przed tym mocno i wcale nie chcę takiego tekstu pisać. Motywy mam następujące: bardzo wiele osób traktuje Witolda Pileckiego jak trampolinę do publicystycznej i politycznej kariery, tekst o Pileckim musiałby być tekstem politycznym, a nie baśniowym jak tekst o pułkowniku Dąmbrowskim. Spróbuję wytłumaczyć dlaczego. Otóż panuje powszechne przekonanie, że patriotyczne wychowanie młodzieży to wychowanie oparte na przykładach z przeszłości, wśród których najważniejszym jest Witold Pilecki, ponieważ nie dość, że pracował dla Polski to jeszcze umrzeć za nią potrafił. Nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ uważam, że wychowanie młodzieży musi opierać się przede wszystkim na przykładach współczesnych, których jak sami wiecie nie ma zbyt wiele lub nie ma ich wręcz wcale. Stąd zapewne bierze się to chciejstwo, które każe ludziom wierzyć, że legenda Pileckiego powtórzona 100 razy będzie miała skutek pedagogiczny. Otóż nie będzie miała takiego skutku, a jeśli już to dużo bardziej mizerny niż zakładano. Nawet jeśli przyjdą na taką pogadankę ludzie młodzi, to będzie ich zdecydowanie mniej niż tych starszych, a to co z tej pogadanki wyniosą nie skłoni ich bynajmniej do poświęceń dla ojczyzny, ale do trzymania się od spraw z ojczyzną związanych jak najdalej.

Potraktujmy rzecz handlowo. Wychowanie to oferta. Nie możemy mieć dla młodzieży oferty, która zawierać się będzie w zadaniu: najpierw pracujcie i żyjcie dla kraju w poczuciu obowiązku, a potem dajcie się oszukać i zamordować jakiemuś Różańskiemu, bo tego wymaga to samo dobro kraju dla którego pracowaliście. Taka oferta nie spotka się z zainteresowaniem, a jeśli już to bardzo powierzchownym. Dlatego właśnie Pilecki jest słabym materiałem na baśń i dobrym materiałem na polemikę polityczną.

Wróćmy jednak do oferty; opowiadanie młodym ludziom ile paznokci zerwano rotmistrzowi w śledztwie i w jakich okolicznościach się to dokonało, może oczywiście posłużyć do wywołania stosownego efektu pedagogicznego, ale nie można na tym poprzestać licząc, że coś się w duszach i głowach tych dzieci zrobi samo. Bo nic się tam samo nie zrobi. Nic poza głęboko ukrytym strachem przed podejmowaniem decyzji ważnych się tam nie wytrąci. Emocje zaś i wzruszenie na twarzach, nawet jeśli dobrze widoczne i budujące, nie będą głębokie i nie przetrwają żadnej prawdziwej próby.

Pilecki i jego legenda musi być opowiedziany – tak sądzę – raz jeszcze, od nowa. Musi być jak zastygła od dawna w złogach starego oleju maszyna rozmontowany, a każda część powinna być oczyszczona i jeszcze raz nazwana. Wnioski zaś jakie z tej historii wyciągniemy powinny być inne niż te, które podawano nam do tej pory.

Najważniejszymi postaciami w historii rotmistrza Pileckiego są panowie Różański i Cyrankiewicz. Opowiadając młodzieży o tym jak Różański oszukał Pileckiego bo dał mu słowo honoru, a przecież honoru nie miał, nie czynimy dobrze. Czynimy źle, albowiem w świecie praktycznych wyborów w jakimś się sami dziś znajdujemy, oddajemy tą opowieścią cześć Różańskiemu właśnie, a nie Pileckiemu. I nawet towarzysząca temu zawsze intencja, która ma pozory głębokiej szczerości jest z gruntu fałszywa. My tą opowieścią czynimy Pileckiemu krzywdę i sprowadzamy tego myślącego człowieka, człowieka głębokich wyborów politycznych, moralnych i taktycznych, do roli trybiku w machinie, która nie działała jak należy już od roku 1920, w machinie, której charkot nas wzrusza, ale która niczego potrzebnego nam dziś nie wyprodukowała. I to trzeba zmienić. Jeśli nie możemy nauczyć dziś naszych dzieci jak zachować się wobec takich Różańskich, których jest dziś przecież pełno, a trzeba się liczyć z tym, że będzie ich więcej, jeśli nie możemy dać tej młodzieży, aspirując przecież do politycznego jej wychowania żadnej ochrony przed takimi istotami jak Różański, jeśli potrafimy jedynie opowiadać o tym jak byli oni podli i jak okrutni, to dajmy sobie lepiej spokój. To samo jest z Cyrankiewiczem. To na pracy i poświęceniu Pileckiego wyrósł Cyrankiewicz, co raz na zawsze powinno go w naszych oczach zdyskredytować, jego imię powinno być zapomniane, a mogiła zniszczona. Pamięć o nim zaś winna być zatarta, a samo wspominanie jego nazwiska wywoływać winno zawstydzenie. Cyrankiewicz jest tymczasem jednym z ulubionych polskich polityków doby powojennej. Postrzegany jest jak brat łata, coś tam gadał co prawda o odcinaniu rąk, ale potem się zrehabilitował. No i wypić lubił, do Łącka po śliwowicę jeździł i poderwał taką ekstra babeczkę jak Nina Andrycz. Tak się się to w wielu polskich głowach układa. I inaczej ułożyć się nie chce. I tu tkwi problem – póki nie przeredagujemy opowieści o rotmistrzu Pileckim, póki nie zamienimy tej okrutnej bajki, której powtarzanie nie przynosi żadnych efektów w coś innego, w traktat o polityce i taktyce po prostu, nie będzie Witold Pilecki uhonorowany jak należy. Będzie jedynie kolejnym straceńcem, o którym coś tam się od czasu do czasu opowie. W miarę jednak jak czas będzie płynął mówić się będzie o nim coraz mniej.

Jest jeszcze jedna ważna postać w historii rotmistrza. To generał Anders. Ja nie rozumiem i chyba nie zrozumiem nigdy, dlaczego człowiek taki jak Pilecki został wysłany przez Andersa do kraju. To jest z punktu widzenia politycznego wprost niepojęte. Pilecki, świadek oświęcimski, być może najważniejszy świadek, w czasie kiedy zaczyna się proces Norymberski, wysłany zostaje do Polski po to by organizować tam siatkę wywiadowczą. Po co? Czy Anders nie mógł wysłać tam kogoś innego? Kogoś mniej potrzebnego w politycznej propagandzie doby powojennej, jakiegoś nieznanego nikomu kapitana? Nie wiem. Być może nikogo takiego nie było, być może Pilecki jedynie był na tyle zdeterminowany by wykonać taki rozkaz i nie pokusić się o kolaborację z komunistami. Spróbujmy jednak, kiedy mówimy i piszemy o rotmistrzu, zwracać uwagę także na takie szczegóły i na wątpliwości, które one wywołują.

Kiedy słuchałem ostatnio opowieści o Pileckim, historyk, który snuł tę baśń, z wielkim podnieceniem mówił tym, że Pilecki i jego ludzie znali nawet numery telefonów do jakichś bardzo ważnych ubeków. I co z tego, że spytam? Czy te numery warte były w tamtej politycznej rzeczywistości życia ludzkiego, w dodatku życia człowieka niezwykle w tamtych politycznych okolicznościach potrzebnego? Czy Anders zamierzał dzwonić do tych ubeków? Czy ktoś liczył się z akcją odwetową wobec nich? Przypuszczam, że nie. Dlaczego więc wysłano Witolda Pileckiego na śmierć, w dodatku tak okropną? Ja tego nie wiem. Wiem jednak, że opowiadanie o okrucieństwie i poświęceniu nie zawsze bywa pedagogicznie skuteczne. Efekt zaś pedagogiczny, wychowawczy jest w całej sprawie Pileckiego wysuwany na plan pierwszy. I to się chyba nie zmieni.

Wróćmy do Andersa. To był wojskowy, ponoć wybitny. Jako wojskowy myślał kategoriami doraźnymi i nie liczył się z kosztami. Chciał osiągać efekty, nawet jeśli miałby one dużo kosztować. Nas, sądzę nie stać dziś na takie myślenie i nie było nas stać wtedy. Myślenie wojskowe nie sprawdza się w polityce, gdzie trzeba przede wszystkim chronić to co najważniejsze, a najważniejsi są zawsze ludzie, informacje zaś można zdobywać na wiele sposobów, niekoniecznie narażając czyjeś życie. Można je także na wiele sposobów segregować, co wiąże się ze stawianymi sobie celami. Jaki cel miał generał Anders w czasie, gdy wysyłał Pileckiego do Polski? Ja tego nie wiem, ale być może wiedzą o tym ci, którzy z historii rotmistrza chcą uczynić pedagogiczną bajkę.

 

Od wczoraj na stronie www.coryllus.pl zaczynamy sprzedawać drugie, wzbogacone o jeden dodatkowy rozdział wydanie pierwszego tomu Baśni jak niedźwiedź. Książka dostępna jest w promocji do końca lipca i kosztuje 30 złotych plus koszta wysyłki. Później będziemy musieli podnieść cenę, bo podniosły ją także drukarnie. Koszt zakupu pierwszego, bogatszego trochę tomu Baśni jak niedźwiedź, wyniesie wtedy 40 złotych plus koszta wysyłki, czyli tyle ile wynosi koszt zakupu tomu drugiego. Pierwszego tomu nie ma na razie w żadnej księgarni, ani nawet w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy. Jest tam tylko tom drugi i pozostałe książki. Promocja dotyczy tylko naszego sklepu, bo w księgarniach, książka, kiedy już ją tam dowiozę, będzie dostępna w cenie o 10 złotych wyższej. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka