Co jakiś czas spotykam się z zarzutami, że zawracam ludziom głowy opisywaniem jakichś dawnych czasów, zamiast zająć się czymś ważniejszym, bliższym i istotniejszym. Pomijając cały idiotyzm takich zarzutów, nie mogę zrobić czegoś takiego, bo obsługa narracji współczesnych została już rozdysponowana. Na skalę wielką zajmuje się nią Kukiz, który zbawia ojczyznę, a na nieco mniejszą Szczur Biurowy, który ratuje jej dobre imię.
Ja więc pozostanę przy tych dawnych czasach i będę tam szukał odpowiedzi na dręczące nas wszystkich pytania. Ponieważ tak się złożyło, że narracja III tomu Baśni jak niedźwiedź, zupełnie jak jakiś pijak powraca wciąż do tego samego punktu, czyli do nocy św. Bartłomieja, muszę dziś coś o tym napisać.
Zacznijmy jednak od Rzymu, jak pamiętamy najważniejszym wydarzeniem w historii nowożytnej było spalenie Rzymu przez Niemców w roku 1527. W języku polskim napisano na ten temat jedną książkę, jej autorem jest Zdzisław Morawski. Książka jest nudna i właściwie nie do czytania. Nie to jest jednak ważne. Chciałbym dziś zadać pytanie wszystkim badaczom literatury staropolskiej. Brzmi ono: ilu autorów renesansowych i barokowych podjęło temat Sacco di Roma, w swoich utworach. Jak się odnieśli do tego wydarzenia i dlaczego owe utwory, bo przecież nie wątpimy, że one istnieją, nie znajdują się w kanonie lektur szkolnych, a jest tam taka ramota jak „Odprawa posłów greckich”?
CO? Nie ma takich dzieł? Nikt nie pisał o tej katastrofie? Ludzie! Rzym się spalił, kardynałów pomordowano, a w Polsce nikt o tym nie napisał ani słowa? Żaden „ojciec poezji polskiej”? Dlaczego? A może coś było napisane tylko zniknęło? A jeśli tak to w jakich okolicznościach? Czy badacze literatury mogą się w końcu oderwać od swoich arcyciekawych zajęć polegających na badaniu rymów u Kochanowskiego i odpowiedzieć mi na te wszystkie pytania?
Wiem, że nie mogą, za bardzo są zajęci pilnowaniem konstrukcji, którą dawno temu zbudował dla nich ktoś inny. Nie oderwą się. Umarliby od tego natychmiast.
Jest taki zwód w polskiej historiografii polegający na tym, że opisuje się reakcję magnatów na kandydaturę Henryka Walezego, jako skrajne przerażenie człowiekiem, który „być może uczestniczył w rzezi w noc św. Bartłomieja”. Nikt nie wyjaśnia jednak jak to się stało, że ci przerażeni protestanci pojechali potem do Paryża, a jeden z nich, nie przejmując się wcale tym, że znajduje się w mieście, w którym pomordowano jego współwyznawców, zmusił króla do zaprzysiężenia pactów conventów. Tak to jest opisywane i nikt nie widzi w tym schizofrenii. Nie widzi, bo nie może zobaczyć, albowiem patrzy w inną stronę, tak jak ludzie oglądający „znikanie” statui wolności przez Davida Copperfielda.
O tym, by ktoś pamiętał, że w czasie tej całej nocy św. Bartłomieja siedział w Paryżu sir Francis Walsingham, nie może być nawet mowy. No, a nawet gdyby ktoś to zauważył to właściwie co to zmienia? Przecież tyle rymów jest jeszcze do policzenia, tyle tropów literackich do wyśledzenia, tyle dysertacji do napisania, życia nie starczy.
Kto to był ten Walsingham? Otóż był to sekretarz stanu królowej Elżbiety. Taki ówczesny Andropow. Zaplanował akcję przejęcia władzy we Francji co miało się odbyć w noc św. Bartłomieja, roku pańskiego 1572. Po ślubie Henryka z Nawarry, szczerego kalwina, z Małgorzatą de Valois. Poprzebierani za weselników żołnierze, którzy wrócili z kampanii włoskiej, sami protestanci z południa, gaskońskie junaki i mistrzowie szpady, mieli w nocy wymordować Walezjuszy, a na tronie posadzić Henryka Burbona, towarzyszyły im poczty książąt wiernych Henrykowi. Całą akcję miał koordynować admirał de Coligny, a że była to rzecz wagi najwyższej, przyjechał do Paryża sam Walsingham wraz ze swoim asystentem sir Filipem Sidney.
Stronnictwo katolickie, wierne koronie, zorientowało się co się święci i na trzy dni przed zaplanowanym zamachem stanu strzelcy wynajęci przez Gwizjuszy zranili admirała de Coligny. Sprawy się skomplikowały, ale Walsingham nie odwołał akcji, za dużo kosztowała i po prostu nie mógł już tego zrobić. Nie przewidział także, że dzielni weterani z południa nie dadzą sobie rady w Paryżu. Gwizjusze wynajęli bowiem roty pikinierskie, które nad ranem rozprawiły się z nimi bez litości.
Na drugi dzień ruszyła machina propagandowa, przedstawiająca wszystko w barwach korzystnych dla protestantów. I tak to leci do dziś.
Mamy więc spalenie Rzymu, w roku 1527 o którym się milczy i próbę zamachu stanu i przejęcia władzy we Francji przez angielskich agentów w roku 1572, o której trąbi się cały czas, jakby to było wczoraj.
Ja jeszcze raz więc zapytam badaczy literatury: gdzie są te napisane przez Polaków lamenty nad spaleniem stolicy Piotrowej. Pokażcie je.
Po co ja to piszę spyta ktoś? Po to by uświadomić wam jak grube przewały propagandowe uskuteczniane są na świecie od dawien dawna i jak się trzeba wysilić, by znaleźć dobrą metodę na przeciwstawienie się im. Obrośnięte są owe kłamstwa w dodatku narracją artystyczną, która wszystko usprawiedliwia z miejsca w imię „sztuki” oraz „kultury”. Nigdy nie zapomnę jak Sellin powiedział, że dał Smarzowskiemu pieniądze na film „Dom zły”, czy na jakiś inny, to bez znaczenia, bo Samarzowski jest artystą i ma prawo do własnej wizji.
Jeśli liczycie na to, że ktoś przestanie pisać o polskich obozach koncentracyjnych, bo poprosi go o to Szczur biurowy, pisząc list ze swojej reduty dobrego imienia, to się mylicie. Szczur oczywiście dostanie laurkę, bo wszyscy są bardzo kulturalni i wiele rozumieją, ale o polskich obozach pisać się będzie nadal, bo taki jest plan. Żeby mu się przeciwstawić trzeba mieć ofensywną doktrynę i stworzyć serię filmów lub książek, które rozprawią się z ich kłamstwami. Nie zaś takich, które będą bronić naszych prawd. To ważne rozróżnienie, bo broniąc się niczego nie uzyskamy. Podobnie jak niczego nie uzyskamy biorąc poważnie propozycje Jarosława Marka Rymkiewicza, oraz Wencla.
Ja nie wiem czy jestem dobrze rozumiany, powiem więc to wprost: gadanie o Katyniu nikogo nie wzruszy, bo oni mają swoich bohaterów, którzy także umarli w dramatycznych okolicznościach. To samo dotyczy żołnierzy wyklętych. Nawet tysiąc koncertów zorganizowanych ku ich czci nie przybliży nas do sukcesu. Ich życie i ich śmierć mogą być co najwyżej wykorzystane przez Kukiza i Dudę. Na nic więcej się nie przydadzą. Jakakolwiek zaś, najmniejsza nawet demaskacja może narastających kłamstw może przywrócić kilka osób do przytomności.
Ponawiam pytanie: ile dzieł literatury staropolskiej opisuje spalenie Rzymu w roku 1527? I czyjego są one autorstwa?
Ponieważ mamy nowego papieża i to on właśnie może umożliwić Polakom wyjście z pułapki jaką są nasze opowieści o przeszłości, udające historię, warto poszukać odpowiedzi na to pytanie. Ja jej nie znam. Ja tylko piszę publicystyczne teksty i takie same książki, w których jest pełno hipotez i domysłów.
Wczoraj pojawiła się wiadomość, że patriarcha Konstantynopola weźmie udział w uroczystości inauguracji pontyfikatu papieża Franciszka. - Koniec renesansu – napisał do mnie Kamiuszek. To prawda, wygląda na to, że wreszcie koniec.
Mam nadzieję, że w tym tygodniu skończę III tom Baśni. Przypominam, że spotkanie autorskie w Zielonej Górze odbędzie się 2 kwietnia, o 18.00 w kawiarni „Pod aniołami”, przy ulicy Prostej 47.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, W księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.
Inne tematy w dziale Polityka