coryllus coryllus
5111
BLOG

Odkrywcy albo "znowu przemawia przeze mnie zawiść"

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 71

 Wczoraj się w Klubie Ronina odbyło się, albo dopiero się odbędzie, spotkanie z młodym Łysiakiem i jakimś drugim autorem bestsellerów zatytułowane „Henryk Sienkiewicz potrzebny od zaraz”. Czekam z utęsknieniem na nagranie z tego spotkania, żeby zniszczyć prowadzących i uczestników, a ponieważ nudzi mi się krzynkę to sobie tak wspominam trochę dawne czasy, a trochę szperam po internecie.

Nie wiem czy pamiętacie, ale w latach osiemdziesiątych książki dystrybuowane były nie tylko przez księgarnie, ale także przez kioski „Ruchu”. Prawie jak dziś, ale trochę inaczej. Co jakiś czas do kiosku przywozili towar i tam, pomiędzy różnymi śmieciami było pełno książek. Nie chodzi o to, że wybór był duży, ale o to, że było dużo egzemplarzy jednego albo dwóch tytułów. I ja pamiętam dwa momenty absolutnej książkowej powodzi. Pierwsza fala składała się z tysięcy egzemplarzy powieści Ethel Lilian Voynich zatytułowanej „Szerszeń”, a wydanej w serii 'Klasyka młodych”, a druga z dzieła zatytułowanego „Klątwy, mikroby i uczeni”, które napisał Zbigniew Święch. Nie wiem jakimi intuicjami kierowała się moja matka, która kupowała mi sporo książek, ale wiem, że tych dwóch, choć wystawione były w każdym kiosku i miały atrakcyjne okładki, nie kupiła mi nigdy. Całe szczęście.

Przypomniałem sobie wczoraj tego Święcha i jego dzieło. Przypomniałem sobie, ponieważ był to kolega starego Łysiaka i ten opisywał go w znanym nam stylu, jako takiego bon vivanta i amanta i mistrza szpady niemal. Święch miał zdaje się – tak to oceniam dziś – być jakimś poputczikiem Łysiaka, który sam zaczynał dużo wcześniej, również z przytupem, ale jakoś tak przytomniej. Pan Zbigniew bowiem już na samym początku kariery wszedł w ostry wiraż, z którego jak mi się zdaje nie udało mu się wyjść do dnia dzisiejszego. Książki z serii „Klątwy, mikroby i uczeni' miały być bowiem w założeniu prostym przeniesieniem brytyjskich sposobów pisania o kulturze i historii na nasz grunt. Wydawca zaś i sam autor jak się zdaje mocno wierzyli, że przyniesie im to sukces. No, ale okazało się, że nie, okazało się, że dyrdymały o mikrobach uwalniających się w czasie otwierania sarkofagów jagiellońskich nie biorą nikogo. Nikt nie uwierzył w to, że Kazimierz Jagiellończyk to polski Tutanchamon, a Stanisław Lorenc to polski Howard Carter. I tak kariera Zbigniewa Święcha została zwichnięta już na samym początku. Zwichnięta, ale nie złamana, bo jak się przekonacie zaglądając do wiki, pan Zbigniew żyje i tworzy dalej, a swoje książki dystrybuuje poprzez te same kanały co Krzysztof Logan Tomaszewski, znany prawicowy publicysta. Obaj jeżdżą po uzdrowiskach i tam sprzedają kuracjuszom swoje dzieła na wieczorkach autorskich. Pan Święch napisał od lat osiemdziesiątych aż 6 książek, a wszystkie utrzymane są w tym dobrze przez nas rozpoznawanym i całkowicie oszukanym duchu brytyjskiej eksploracji kolonialnej.

Jakby tego było mało Zbigniew Święch, ze swoimi 6 książkami należy do Klubu Odkrywców – The Explorers Club, amerykańskiego stowarzyszenia skupiającego największych odkrywców tajemnic, jakich znał i zna nadal nasz świat. Do tego samego klubu należy wspominany tu wczoraj Wojciech Cejrowski, a także Marek Kamiński, a nawet profesor Myśliwiec z Instytutu Archeologii UW. Jak to jest możliwe? Ja mam oczywiście pewne sugestie, ale one nie muszą być prawdziwe. Uważam, że tego rodzaju stowarzyszenia, skupiające osoby wpływowe lub za wpływowe uznane, są ekspozyturą sił obcych i Polsce wrogich, które poprzez owe organizacje właśnie tak modelują obraz naszego świata i naszej oraz powszechnej historii, żeby już nic się z tego wszystkiego nie dało zrozumieć. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że członkowie takiego towarzystwa są ważni, poważni i mówią samą prawdę, nagradza się ich odznaczeniami państwowymi. I tak Zbigniew Święch został kawalerem dwóch państwowych orderów: krzyża kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, oraz medalu Gloria Artis. Mówimy tu o człowieku, który debiutował w latach osiemdziesiątych publikacją na temat zarazków co zabijają historyków na Wawelu i nawet o mało co profesora Lorenca nie zabiły, ale jakoś przeżył.

No, ale zostawmy tego Święcha i przyjrzyjmy się Cejrowskiemu. On prócz tego, że należy do Klubu Odkrywców, to jeszcze należy Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, jest jednym z trzech Polaków zapisanych do tego towarzystwa. Drugim jest Henryk Arctowski, a trzecim a raczej trzecią Maria Antonina Czaplicka. Ktoś może zapytać: a dlaczego Bronisław Piłsudski nie był członkiem tego towarzystwa? Otóż dlatego, że Bronisław Piłsudski badał język ludów Ajnu na zlecenie rządu japońskiego i tamtejszego ministerstwa wojny. Język ten miał posłużyć do szyfrowania komunikatów w eterze. Kiedy agenci brytyjscy tacy jak Michael Vilfried Voynich i Szlomo Sigmund Rosenblum alias Sidney Reilly wyciągnęli go z Japonii, mieli nadzieję, że Piłsudski opowie im jak to jest z tym językiem ludów Ajnu. No, ale on nie chciał, mimo tego, że Voynich dawał mu pieniądze na życie. I przez to włąśnie pewnego dnia wpadł do Sekwany i utonął.

No, ale wracajmy do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Nie można być jak się zdaje jego członkiem, nie pracując aktywnie na rzecz korony. Weźmy choćby życiorys tej Czaplickiej. Wyciągnęli ją z Polski, skończyła Oxford, była sufrażytską i lubiła kobiety. Wysłali ją na Syberię, by tam badała miejscowe zwyczaje i zbierała informacje. No i ona zbierała, szczególnie interesowała ją tożsamość płciowa szamanów jakuckich, tych wiecie co jedzą muchomory, a potem ich uczniowie piją w ramach nauki zawodu to, co oni wysikają po tych muchomorach. Jak Czaplicka wróciła do Londynu to jej obiecali profesurę w Oksfordzie, no, ale potem okazało się, że nie. No to może w Nowym Jorku? Okazało się, że też nie. No więc może chociaż w Bristolu? Może tak, ale w rezultacie także nie. No i Czaplicka się otruła, bo myślała, że to wszystko jest naprawdę, te odkrycia, kariera i sława, myślała, że to jest dla wszystkich, a nie tylko dla nich. I niestety srodze się zawiodła. Jej pisma zostały zdeponowane w jakiejś skrzynce i wydaje się je dziś dopiero po wielu latach. Po polsku mamy jedną książkę, a reszta jest niestety po angielsku.

No i Cejrowski, który jest dyslektykiem i półanalfabetą należy do tego samego towarzystwa co Arctowski kiedyś i ta Czaplicka. W tym momencie na usta ciśnie się pytanie o sens istnienia takich towarzystw. Jak go już prawie wyjaśniłem, ale nie powiedziałem najważniejszego. Otóż sens istotny jest taki, by odwracać uwagę ludzi od tekstów ważnych, a kierować ją ku tak zwanym badaniom terenowym, których nie da się przeprowadzić na serio bez zaplecza maszynowego i naukowego, bez olbrzymich budżetów i zaangażowania setek ludzi. Kierunek ten prowadzi nas wprost ku nielegalnym wykopaliskom oraz rynkowi antykwarycznemu, który syci się „odkryciami” rodzimych naszych „eksplorerów”. Wśród tysięcy śmieci jakie znoszą oni do punktów kontroli wydobycia rozsianych po całym kraju czasem trafia się jakiś prawdziwy rarytas. No i jasne jest, że on nie trafi do żadnego polskiego muzeum, bo Polska nie ma doktryny, a więc tak naprawdę muzeów nie potrzebuje. No chyba, że takich jak muzeum twórczości Zbigniewa Święcha czy Wojciecha Cejrowskiego. No i jeszcze jeden aspekt, w moim mniemaniu najważniejszy. Uwaga odwrócona od tekstów ważnych, takich jak książka Karola Estreichera „Nie od razu Kraków zbudowano”, kieruje się ku tekstom miałkim i niepotrzebnym, ku tekstom przeznaczonym dla metalnych i intelektualnych inwalidów, ku tekstom takim jak „Gringo boso w ciemnogrodzie indiańskim” oraz takich jak „Opowieść o tym, jak krętek blady próbował zabić Lorenca w czasie otwierania sarkofagu Jadwigi Andegaweńskiej”. Tym właśnie ma się karmić nasza wyobraźnia i wyobraźnia naszych dzieci. No to ja na koniec pozwolę sobie zacytować, posługując się, oczywiście prozą niezrównanego Waldemara Łysiaka, słowo, którego użył generał Canbronne pod Waterloo – a gówno!

Panom zaś Łysiakowi juniorowi i temu drugiemu mistrzowi życzę owocnej dyskusji w Klubie Ronina i miłego oczekiwania na drugiego Henryka Sienkiewicza.

 

Wszystkich zapraszam zaś na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić książkę czeską, w której występują takie postaci jak Michael Vilfried Vojnich, Szlomo Sigmund Rosenblum alias Sidney Reilly oraz Bronisław Piłsudski.

 

A tu macie jeszcze tailery, żeby Wam się nie dłużyło czekanie na Sienkiewicza. Nie tylko trailery Świętego Królestwa, ale także trailer albumu Romowe.

 

http://youtu.be/agpza8Ag5bA

http://youtu.be/kJ7REL-ee4s

 

http://vimeo.com/88819935

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura