coryllus coryllus
8508
BLOG

Czy ojciec Grossa był agentem gestapo?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 105

W pochodzącym z roku 2008 tekście Anny Bikont pod tytułem „Moi chłopi zamordowali moich Żydów” znajdujemy takie oto słowa:

 

...jak się pisze w sposób wyważony, większość zatyka uszy, a jak niesprawiedliwie i przesadnie, to głos dociera...

 

Autorem tych słów jest Adam Michnik, cały zaś tekst jest próbą wytłumaczenia nam, ciemnym i niczego nie rozumiejącym ludziom, że intencje Jana Tomasza Grossa, tak samo jak jego metoda badawcza, to coś specjalnego i ważnego. Nawet jeśli nie jest ona do końca uczciwa. Gross, pomijając zwyczajowe dla gazowni konstrukcje, typu: sowieci prześladowali Polaków, ale do Omska wkroczyła kiedyś wojskowa, radziecka orkiestra która grała „Pierwszą brygadę”, jawi się w tym tekście jako badacz-demiurg, pod którego piórem historia ożywa we właściwych wymiarach. On sam mówi o sobie, że prawdę odkrywa w przebłyskach, które pojawiają się to tu, to ówdzie. Potem zaś dodaje, że wynalazł pojęcie prywatyzacji domeny publicznej. Chodzi mu o to, że totalitarne państwo, poprzez to, że daje możliwość składania donosów jest także w pewien szczególny sposób własnością każdego obywatela. Nie chcę tutaj używać słów naznaczonych emocjami, żeby nie zepsuć efektu grozy, jaki towarzyszyć musi każdemu przy czytaniu tekstu Anny Bikont, ale to jest coś tak absurdalnego, że w zasadzie nie wiadomo co powiedzieć. Gross wymyślił pojęcie prywatyzacji domeny publicznej? Otóż nie, pojęcie to istniało, a w praktyce stosowali je złodzieje. I nadal czynią to z powodzeniem. Ma ono zastosowanie w historii i w budownictwie, i właściwie wszędzie. Gross, według Anny Bikont miał przygotowywać się do pisania swoich książek poprzez długoletnią kwerendę. Mnie zawsze takie wstępy śmieszą, bo kiedy widzimy efekt tych długoletnich kwerend mamy ochotę wsadzić go do buta w charakterze podkładki. Na tyle bowiem pozwala objętość dzieła.

Mnie w tym tekście najbardziej zainteresował wątek ojca Jana Tomasza Grossa, wcale nie ten dotyczący jego dostępu do zakazanych archiwów, gdzie zamazano w papierach fragmenty dotyczące antysemityzmu Polaków. Ojciec jest moim zdaniem ciekawszy. Typowy żydowski inteligent, który nie chce pamiętać o swoim pochodzeniu, ale ma wełnistą czarną czuprynę i garbaty nos. Jest życiowo niezaradny i teoretycznie, jak nam sugeruje Anna Bikont, powinien zginąć w pierwszych dniach wojny. On jednak przeżywa całą okupację i jeszcze wychodzi z Powstania w raz ze swoją młodszą o 18 lat żoną. W trakcie tego pochodu, matka Grosa zostaje wywleczona z kolumny przez, jak pisze Bikontowa, własowców, którzy chcą ją zgwałcić. Jej mąż jednak idzie do oficera niemieckiego, który stoi niedaleko i prosi go, by ten interweniował. On zaś pędzi za tymi własowcami i ci puszczają matkę Grossa wolno. Wcześniej zaś, jak pisze Anna Bikont, Powstańcy chcieli zamordować Zygmunta Grossa. Chcieli go rozstrzelać, bo był Żydem, już postawili go pod murem, już ładowali karabiny, ale on parsknął im w twarz szyderstwem, z którego wynikało, że jednak Żydem nie jest i został uwolniony. W czasie okupacji Zygmunt Gross ukrywał się wraz z niejakim panem Kleinem na Żoliborzu i tam właśnie poznał swoją przyszłą żonę. Ona zaś pokochała go bo pięknie grał na fortepianie. Ponoć całymi dniami tak grali, razem z tym Kleinem. Dwóch ukrywających się Żydów tłucze po całych dniach w klawisze, a snujący się po placu Wilsona i okolicach Niemcy i granatowi policjanci, słuchają tego ze łzami w oczach i żaden nie pomyśli, żeby sprawdzić skąd dochodzi ten hałas. A wszystko to w mieście szmalcowników i donosicieli, gdzie nikt nie jest pewien dnia ani godziny. Pierwszy mąż Hanny, matki Grossa, został wydany Niemcom, za litr wódki przez stróża kamienicy, w której się ukrywał. Widocznie na Żoliborzu stróże byli nieco bardziej empatyczni, a może po prostu lubili muzykę.

Nie dziwcie się mojej drobiazgowej dociekliwości, ale ja po prostu naśladuję styl Jana Tomasza Grossa. Jak wiecie nie mógł on żyć spokojnie, póki nie napisał całej prawdy o Polakach. Według Jana Tomasza, każdy Polak mógł ratować Żydów, ale nie robił tego powodowany antysemityzmem. Każdy, jak jego matka, która ocaliła jego ojca, mógł zachować się bohatersko, a wtedy bezradni Niemcy zrezygnowaliby z kontynuowania zagłady. Polacy jednak tego nie zrobili. Tłumaczyli się potem głupio, że za ratowanie Żydów groziła śmierć, nie tylko temu co ich ukrywał, ale także całej rodzinie. To jest dla Jana Tomasza niewystarczający argument, w tym właśnie momencie bowiem włącza się jego sławna dociekliwość i te przebłyski. A co – pyta Gross – z tymi, którzy nie mieli rodziny, a już byli na swoim? Oni też nie mogli ratować Żydów ryzykując własnym życiem? Mogli. Nie zrobili tego. Co z wdowcami, wdowami i rozwodnikami nie posiadającymi dzieci? Oni też nie mogli ratować Żydów? Mogli, ale nie chcieli i popełnili przez to grzech zaniechania.

Jak widzicie nasz film o Janie Tomaszu, nie będzie taki, jak się nam początkowo wydawało. Myślę, że pozostawimy na początku słowa Adama Michnika, jako motto, bo to jest niezły wytrych. Potem zaś czekać nas będzie trudna przeprawa. Jan Tomasz Gross bowiem pochodzi z samego środka wszystkich wtajemniczeń. Jego dziadek Adolf należał do galicyjskich socjalistów, co jest o tyle dziwne, że w Galicji przemysł nie istniał, ale socjaliści jak najbardziej. Adolf Gross był posłem do austriackiego parlamentu i tam forsował różne ciekawe ustawy, był także inicjatorem taniego budownictwa mieszkaniowego dla robotników. Przypomnijcie mi, bo wyleciało mi to z głowy, kto w Warszawie zajmował się tym budownictwem, opisywaliśmy go tutaj niedawno, był to człowiek bliski Kronenbergowi. Adolf Gross przyjaźnił się z naszym ulubionym, krakowskim profesorem Karolem Estreicherem. Jego dwaj synowie zaś Zygmunt i Feliks zrobili kariery, jeden w palestrze i muzyce, a drugi na uniwersytecie. Feliks Gross był znanym amerykańskim socjologiem. Kiedy rodzina Jana Tomasza wyemigrowała do USA załatwił jego matce pracę w bibliotece uniwersyteckiej w Nowym Jorku. Tak sądzę, choć Bikontowa nie pisze o tym wprost. No, ale jak biedna emigrantka z Europy wschodniej mogłaby inaczej tę pracę dostać?

Tak więc film, który zamierzamy wyprodukować mysi być inny niż nam się zdawało. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Tym poważniejsza, że Grossowie są spokrewnieni z Mendelsonami, ze Stanisławem Mendelsonem mówiąc wprost, który zasiadał na ławie oskarżonych obok Ludwika Waryńskiego, a wcześniej tegoż Waryńskiego i jego partięProletaryat finansował ze środków pochodzących nie bardzo wiadomo skąd. Ponoć były to zasoby własne Mendelsonów. Podkreślam więc jeszcze raz, że wszystko jest nie tak, jak sądziliśmy i sprawa Jana Tomasza Grossa to sprawa poważna, w której chodzi dokładnie o to, by odpowiedzieć na pytanie: czym była niepodległość Polski w dwudziestoleciu i jaki wpływ na jej kształt mieli sami Polacy. Jest to także sprawa dotycząca kształtowania wizerunku propagandowego Polski i Polaków, oraz udziału nas samych w tym procesie. Czy w ogóle taki udział jest możliwy. O to musimy zapytać w tym filmie, bo wczoraj Jan Tomasz Gross, po raz kolejny udowodnił, że nie jest, że wszystko jest iluzją, a prawdziwa historia ukazuje się nam w przebłyskach, pojawiających się tu i ówdzie. Jak napisał na twiterze Jan Żaryn, Gross unieważnił wczoraj Grupę Wyszechradzką, mówiąc zaś naszym językiem zadziałał jak niemiecki agent wpływu, a wpływy jego są jak widać nieliche. Widzimy też, że z Niemcami zaczyna się dokładnie tak samo, jak za okupacji, oni coraz mniej rozumieją żarty i forsują swoje pomysły na tak zwanego chama. Pytanie czy są to ich pomysły. Nie jest to jednak teraz aż tak ważne. Jan Tomasz unieważnił Grupę Wyszechradzką, a my chcemy zrobić o nim film dokumentalny. Jeszcze raz więc powtarzam: entuzjaści i tchórze won!

 

...jak się pisze w sposób wyważony, większość zatyka uszy, a jak niesprawiedliwie i przesadnie, to głos dociera...

 

Powrócę jeszcze na koniec do koncepcji, którą opisałem tu wczoraj, o dialektycznym rodowodzie prawicy katolicko-narodowej. Sam Gross przyznaje się, że wymyślił pojęcie katoendeka, który jest w jego prozie, bo nie będziemy tego nazywać przecież wynikami badań, najważniejszym chłopcem do bicia. To jest mechanizm prosty jak cep. Najpierw piszemy niesprawiedliwie i przesadnie, a potem patrzmy jak winni sami się zgłaszają i piszą na siebie donosy, żebysprywatyzować domenę publiczną. I nie ma siły, żeby to przerwać. Ludzie bowiem są zwykle poważnie zadurzeni w swojej własnej bezmyślności. To znaczy, my tutaj spróbujemy to przerwać, naszym filmem, obawiam się jednak, że zostanie on zamilczany. Nie przez gazownię i Grossa bynajmniej, ale przez naszych wojujących antysemitów.

 

Macie tu link do tekstu Anny Bikont, uważajcie, żeby nie parsknąć szyderstwem w ekran monitora, szczególnie jeśli pijecie kawę przy czytaniu, wam nikt nie daruje życia kiedy się zadławicie, jak ci Powstańcy co mieli rozstrzelać Zygmunta Grossa, ale się powstrzymali.

 

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,4892114.html

 

Przypominam, że na stronie www.coryllus.pl można już zakupić nowy, amerykański numer Szkoły nawigatorów. Przypominam też, że w przyszłą sobotę, 26 września, będę miał pogadankę w Radio Wnet. Idea tych spotkań jest taka, że trzeba zapłacić za wejściówkę. Oto szczegółowe informacje dotyczące prowadzonych w radio Wnet spotkań. Odbywają się one w ramach Akademii Radia Wnet.

 

Inauguracja w dniu 26.09.15 w godzinach 10-13,30 jest otwarta.
Wystarczy zapisać się na stronie akademia@radiownet.pl 
i opłacić na miejscu jednorazowy wstęp 39 zł 
w formie półrocznego Biletu Wnet tj. kodu umożliwiającego pobieranie 
audycji opublikowanych na stronie Radia Wnet


 

W dniach 3-4 października będę w Łodzi, na festiwalu komiksu i gier, który odbywa się w Atlas arenie. Łatwo trafić. Zapraszam na stronęwww.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (105)

Inne tematy w dziale Polityka