coryllus coryllus
2947
BLOG

Szampański humor etatystów

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 73

Dziś znowu będzie o dziennikarzach. Jakoś nie mogę się powstrzymać. Najpierw jednak o pewnej publikacji, gdzie opisany jest ustrój szlacheckiej Polski. Dwa lata temu Sławomir Cenckiewicz polecił mi, jak to historyk, pewną podstawową jeśli idzie o warsztat lekturę, której ja nie znałem. Chodzi o książkę Wojciecha Zaleskiego „Tysiąc lat naszej wspólnoty”. Sławomir Cenckiewicz polecał mi ją bardzo, bo tam jest dużo o gospodarce. I to prawda, jest tam sporo całkiem informacji gospodarczych, bo Zaleski tym się właśnie zajmował, a do tego był jednym z twórców ONR. W czasie okupacji zaś działał w narodowo-radykalnej organizacji o nazwie „Pobudka”. Zacząłem czytać tego Zaleskiego z zaciekawieniem, ale zaraz przestałem. Tłumaczy on bowiem, tak jak wszyscy, całe nieszczęście Polski egoizmem szlachty, oraz odejściem tejże od doktryn wypracowanych w XV i XVI wieku w akademii krakowskiej, ze szczególnym wskazaniem na pomysły Włodkowica. Jeśli takie koncepcje rozwija przedstawiciel Obozu Narodowo-Radykalnego, to ja bardzo przepraszam, ale wolę już prawdziwych socjalistów. Oni się przynajmniej nie kryją z intencjami.

Ze szczególnym zacięciem i niezwykle plastycznie opisuje Zaleski początki rozwarstwiania się społeczeństwa polskiego i ten cały egoizm ekonomiczny szlachty, co to wykluczała innych z udziału w konsumpcji tortu reklamowego i innych tortów, które konsumowano na przełomie XV i XVI wieku. Trochę żartuję, mam nadzieję, że ci którzy są tu od niedawna także to rozumieją. Po przeczytaniu o tych okropieństwach zamknąłem książkę i podszedłem do komputera, zapuściłem twittera, patrzę, a tam wpis Cezarego Gmyza o treści mniej więcej takiej (cytuję z pamięci) „według mnie wszyscy autorzy Warszawskiej Gazety to obrzydliwa agentura”. Nie powiem, zdziwiłem się. O tym, że Grzegorz Braun i jego organizacja narodowo-radykalna o nazwie „Pobudka” to agentura słyszałem już wcześniej. Zaleski Wojciech polecany przez Cenckiewicza też zapewne słyszał, tuż po wojnie, że jest amerykańską agenturą. Kiedy zaś znalazł się na emigracji, można w ciemno obstawiać, że były tam także osoby zarzucające mu działalność agenturalną na rzecz Sowietów. Tylko jednego nikt mu nigdy nie zarzucił – że błędnie interpretuje przyczyny tragedii naszego kraju. To także jest pewne.

Rzecz nie jest więc nowa, jest powtarzalna i nudnawa, zwłaszcza, że oskarżenia te rzuca się bez żadnych dowodów, tak po prostu, z pełną świadomością, że PiS i tak nie naprawi sądów, gdzie oskarżeni mogliby dochodzić sprawiedliwości i wsparci decyzją niezawisłego sądu liczyć na to, że jeden czy drugi dziennikarz przedstawi im jakieś dowody na tę agenturalność.

Tak więc wszyscy autorzy Warszawskiej gazety to według Cezarego „Trotyla” Gmyza obrzydliwa agentura. Toyah także. To jest niezwykle irytujące, taka postawa, bo ona żywo przypomina opisany przez Zaleskiego egoizm ekonomiczny szlachty, która miast kultywować idee wypracowane przez Włodkowica i innych, zajęła się konsumpcją, a także domykaniem układu, który dawał jej profity.

Mógłbym tu jeszcze napisać coś o mentalności Kalego, ale staram się unikać trywialności. Może więc zamiast tego urządźmy sobie tutaj taką małą paradę słoni, to jest chciałem rzec przykładów, z których jasno wyniknie, że kiedy ktoś gada z Igorem Janke na przykład, to w żaden sposób nie będzie agentem, bo Janke jest kolegą Gmyza. Kiedy ten sam ktoś gada z kimś innym, na przykład z Piotrem Bachurskim, wydawcą Gazety Finansowej i Warszawskiej już jest agenturą i nie ma od tego odwołania. Lecimy.

Oto zapytałem niedawno Cezarego „Trotyla” Gmyza co sądzi o Dutkiewiczu, który jest członkiem zarządu Instytutu Wolności, założonego przez Igora Janke. Pan Czarek odpowiedział, że nie poważa Dutkiewicza. Na tyle, na ile mogłem (dwie linijki na twitterze) starałem się wyjaśnić, że przecież to jest „ten” Dutkiewicz i „ten” Janke, więc jak można rzecz całą kwitować zdaniem – nie poważam Dutkiewicza? Pan Czarek coś tam mruknął i tak się dyskusja skończyła. Tak więc Janek Igor może się przyjaźnić z Dutkiewiczem, ale jeśli ktoś, kogo on sam i jego koledzy nie lubią, znajdzie się z tymże Dutkiewiczem w jednym kadrze, ryzykuje posądzenie o agenturalność.

Kolejna sprawa. Mamy tę Warszawską Gazetę, pismo wydawane przez Piotra Bachurskiego, a pisane przez wielu bardzo autorów, głównie spoza środowiska dziennikarskiego. Ja nie czytam tej gazety, więc też poza Toyahem nie mogę wymienić nikogo, kto by się tam produkował, chyba tylko Izabelę Brodacką Falzmann, ale nie jestem pewien czy ona tam jeszcze pisze. I nagle okazuje się, że to są wszystko agenci. Przypomnijmy więc w jakim momencie Gazeta Warszawska zyskała popularność. Po Smoleńsku powie ktoś, to prawda, ale to nie jest wyczerpująca odpowiedź. Ona zyskała popularność w chwili, kiedy autorzy salonu24 poczuli się trochę za bardzo sekowani i wykorzystywani przez właścicieli. Ja bym nawet zaryzykował twierdzenie, że początek wzlotu tej gazety to jest ten moment, kiedy w salonie24 pojawił się człowiek nazwiskiem Lejb Fogelman, postać niezwykle barwna i ciekawa, jeden z założycieli polskiej oddziału (czy jak to się tam określa) loży B'nai Berith. Igor Janke lansował go ostro w salonie, wraz z jednym swoim kolegą, tak niesamowicie nieudacznym, że jego nazwiska nikt dziś nie pamięta. Ja mam tego pecha, że o ile pamięć słuchowa u mnie zawsze szwankuje o tyle wzrokowa nie. I ja sobie zapamiętałem tego Lejba Fogelmana z czasów znacznie wcześniejszych niż jego pobyt na salonie. Otóż kiedyś, kiedy jeszcze jeździłem autobusami miejskimi w Alei Niepodległości wisiały wielkie bilbordy reklamujące pismo o nazwie „Gentleman Magazine”. Na okładce zaś tego pisma stało w pozach jednoznacznie sugerujących przynależność do kasty wyższej trzech facetów. Dwóch wyższych i jeden całkiem mały, który mógłby bez krępachy i z wielkim sukcesem zastąpić Joe Pesci w dowolnym filmie. Był to właśnie Lejb Fogelman, z tymi charakterystycznymi, ciągnącymi się aż do podbródka bokobrodami. I teraz pytanie: kto był i jest wydawcą „Gentleman Magazine”? No Piotr Bachurski, to jasne, ten sam człowiek, który wydaje agenturalną Gazetę Warszawską i Gazetę Finansową. Ja nie wiem czy Piotr Bachurski jest znajomym Lejba Fogelmana, ale przypuszczam, że skoro tamten znalazł się na okładce tego magazynu, to chyba panowie nie widzieli się pierwszy raz w życiu przed tą sesją fotograficzną. No więc jak – pracownicy Warszawskiej to obrzydliwa agentura, a Igor Janke, lansujący tegoż Fogelmana, nie?

Idźmy dalej, jednym z ulubionych blogerów administracji salonu24 jest niejaki Roman Mańka, autor pracowity i rzetelny, który pisał jakieś polityczne analizy. Potem się rozchorował ciężko, ale zdążył wcześniej wydać książkę z tekstami opublikowanymi wcześniej w salonie. Otóż Roman Mańka to jest, a może teraz już tylko był, ale jeśli był to przez długie lata, pracownikiem tegoż Piotra Bachurskiego, wydawcy Gazety Warszawskiej i Finansowej. No więc ponawiam pytanie: czy Igor Janke to także jest obrzydliwa agentura, bo posługuje się ludźmi zatrudnianymi przez Piotra Bachurskiego? Czy oskarżenie to dotyczy tylko tych biedaków, którzy tam piszą swoje teksty za parę złotych i mają z tego trochę radości?

Gazeta Warszawska, to obecnie jedyne medium, gdzie człowiek z ulicy, który chce coś opublikować ma szansę na druk. Wszystkie inne kręgi medialne są zamurowane i mowy nie ma by się tam dostać. Wejścia pilnują ludzie tacy jak Cezary „Trotyl” Gmyz. Przypuszczam więc, że wszelkie oskarżenia o agenturalność podszyte są strachem o własną pozycję ekonomiczną. Doświadczenia salonu24 wskazują, że kiedy tak zwani „zawodowcy” i tak zwani „amatorzy” startują w jednej konkurencji, którą jest pisanie tekstów dłuższych niż dwie linijki. To ci pierwsi nie mają żadnych szans. Dlatego właśnie siedzą na twitterze, a w blogosferze kultywują najbardziej chamską cenzurę. Rzucając jednocześnie na prawo i lewo różne oskarżenia.

Jeśli się kogoś oskarża o agenturalność, to trzeba mieć na to jakieś dowody, bo to jest poważne oskarżenie. Jeśli się je rzuca, o tak, to znaczy, że grzeszy się nieodpowiedzialnością, albo ma się tak absolutną pewność co do bezkarności, że ewentualne riposty, kwituje się wzruszeniem ramion. Warto też, rzucając takie oskarżenia, doprecyzować, czyimi agentami są autorzy Warszawskiej Gazety, poza tym, że są agentami wydawcy z którym współpracuje kolega Cezarego Gmyza Igor Janke.

Aha, jeszcze jedno - Sakiewicz nie jest agentem, choć wziął order od ukraińskiej bezpieki. To jest wyraz jego szczerej, patriotycznej postawy. Braun to agent, a Sakiewicz nie.

Prócz tego niezwykłego wpisu na twitterze Cezary „Trotyl” Gmyz popisał się wczoraj czymś jeszcze, otóż napisał, że kiedy ich wyrzucili z Rzepy, to oni samy, „tymi ręcami” stworzyli sobie stanowiska pracy, bez żebrania o grosz publiczny. Wnoszę więc, że żebranie o grosz publiczny jest w tym środowisku normą. Pozostaje ustalić, od kogo wzięli grosz, skoro nie był publiczny, by założyć, tę swoją gazetę. Bo, że nie z własnej kieszeni to raczej pewne. Karnowscy polecieli do SKOKU, a oni? Ja tego nie wiem, ale będę wdzięczny za wyjaśnienia. Bohaterstwo Gmyza i jego kolegów nie przekonuje mnie wcale, bo wszyscy pamiętamy, jak Ziemkiewicz w salonie napisał – nigdy z Hajdarowiczem nie będę w aliansach, po czym tydzień później jak gdyby nigdy nic opublikował kolejny felieton w Rzeczpospolitej. Semka zrobił to samo. Rycerze bez skazy w mordę jeża, zabrali się za pouczanie ludzi, którzy nie mają gdzie publikować i nazywają ich agenturą. Teraz trzeba koniecznie ustalić, czy współpraca z Hajdarowiczem to jeszcze agentura czy już nie. I od kiedy nie. Ja rozumie, że nie, jeśli dla Hajdarowicza pisze Ziemkiewicz, a tak – jeśli to samo czyni Braun. Ja tu akurat mogę rozdzielać pchnięcia i ciosy bez skrępowania, bo kiedy zadzwonił do mnie Piński z propozycją pisania felietonów dla Uważaka nie dałem mu nawet rozwinąć zadania. No, ale dlatego chciałbym uzyskać dokładne informacje – od kiedy zaczyna się współpraca agenturalna, a do kiedy trwa normalna publicystyka, jeśli idzie o wydawców takich jak Hajdarowicz i Bachurski? Czy ktoś z „naszych” niekoniecznie Cezary „Trotyl” Gmyz może mi to wyjaśnić?

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka