CyprianPolak CyprianPolak
328
BLOG

O co chodzi z polskimi filmowymi produkcjami historycznymi?

CyprianPolak CyprianPolak Kultura Obserwuj notkę 1

Powiedzmy że chodzi o pieniądze. Widzę także i inne przyczyny przed braniem których pod uwagę długo się broniłem i teraz się tego wstydzę, ale o tym później (w kolejnej części). Na razie zostańmy przy kwestii kasy.

 

Film historyczny kręcony w Polsce Anno Domini 2010, wcześniej lub później w którym mają się znaleźć sceny zbiorowe i batalistyczne nie podające nas na śmiech na świecie, lub przynajmniej na uwagi że tak kręcono filmy w latach osiemdziesiątych (jak to było w przypadku „Quo Vadis”) musi kosztować przynajmniej 40 miliardów euro. Mam tu na myśli przede wszystkim film o Powstaniu Warszawskim, wojnie polsko - bolszewickiej, czy nową wersję „Krzyżaków”. ( Przypomnę że produkcja nowych wersji Krzyżaków miała ruszyć w roku 2000 i to aż dwóch produkcji, które mieli kręcić cud – reżyser Żamojda i Bogusław Linda).

 

„Pianista” Romana Polańskiego kosztował 40 milionów euro. To tak a propos porównania z filmem o Powstaniu Warszawskim. Nie ma w nim wielkich scen batalistycznych, ani dużych tłumów ludzi. Nie ma panoramicznych widoków burzonej i zburzonej Warszawy. W wielu scenach na ekranie występuje jeden tylko aktor.

 

Prawdą jest że film kręcony w Polsce i przez obywateli polskich będzie tańszy niż film zachodnioeuropejski, czy amerykański, choćby z obniżonymi kosztami przez kręcenie w tańszym kraju jak Polska, Czechy czy inny. Będzie tańszy, ale niewiele. Koszty tak się wyrównały że mimo tańszej robocizny, usług i kateringu rzecz jeśli wyniesie 70 procent kosztów produkcji, na przykład we Francji, to będzie to raczej górna granica oszczędności.

 

Na tle filmowców w Polsce uczciwością zdaje się odznacza Juliusz Machulski, który dobrych kilka lat temu na pytanie dlaczego nie kręci kina kostiumowego, czy historycznego powiedział że zrobił dokumentację na temat bitwy pod Monte Cassino i chciałby o tym zrobić film. Proponowano mu też produkcję, ale odmówił ze względu na to iż poważnie traktuje Polaków – żołnierzy, którzy walczyli pod Monte Cassino i nie zrobi filmu za mniej niż za dwadzieścia pięć milionów dolarów. Nie powiedział dokładnie, ile proponowano, ale można sądzić że była to mniej niż połowa tej kwoty, lub nawet kwota śmieszna. Takie same sumy wchodziły zresztą w grę w przypadku obu produkcji „Krzyżaków” – 10 milionów dolarów. Dobrze że nie doszły do skutku.

 

Co to jednak oznacza że film o Powstaniu Warszawskim (pokazujący je przekrojowo, bo oczywiście można zrobić a la teatr telewizji dziejący się w jednej piwnicy i zostanie z kwoty 40 milionów euro jeszcze na 40 takich i to zrobionych bardzo przyzwoicie bez „zdechłej” kamery) będzie kosztował 40 milionów euro. Lub więcej.

 

Producent, jak wiemy, chce na filmie zarobić. Jak to może więc wyglądać jeśli wyłoży kwotę (lub producenci) 40 milionów euro.

 

Producent w Polsce (i nie tylko w Polsce) jest zadowolony, a nawet bardzo zadowolony jeśli film w kinach się zwróci, a zyski będą już tylko z dystrybucji na dvd, telewizyjnej, oraz wyświetlania w kinach, w innych krajach.

 

„Katyń” Wajdy obejrzało w kinach około trzy miliony widzów. Wcześniej lepsza frekwencję miało „Quo Vadis” – cztery miliony, które się w kinach nie zwróciło. Nieco wcześniej „Pan Tadeusz” – sześć milionów i wreszcie największa frekwencja na filmie polskim po roku 89 „Ogniem i mieczem” – około osiem milionów.

 

Od ośmiu lat maksymalna frekwencja na przeboju polskim czy też zagranicznym nie przekracza w kinach trzech i pół miliona widzów. Tak było z „Pasją” Mela Gibsona po której spodziewano się że frekwencja może być rekordowa, nawet o sto procent wyższa.

 

Nie można być pewnym że nawet wystawna jak na polskie warunki produkcja i przyzwoity film zgromadzi więcej w kinach niż te trzy i pół miliona widzów. Może się tak zdażyć oczywiście, ale nie musi. Zbyt dużo jest Polaków mówiących „że on poczeka aż będzie to w telewizji. On sobie wygodnie w fotelu obejrzy”. Zmierzli mi są tacy ludzie i obcy. Ale taką mamy istotną część społeczeństwa.

 

Zobaczmy teraz jak się wraca film producentowi. Uśredniona cena biletu to 15 złotych. Przy istotnej bardzo liczbie wyjść szkolnych będzie nawet niższa, co jeszcze oczywiście daje mniejszy zwrot producentowi. Zostańmy jednak dla uproszczenia przy piętnastu złotych. Producent ma z ceny biletu około 40 procent (Resztę biorą kina i dystrybutor). Zatem jest to około sześć złotych.

 

Prosty rachunek mówi nam że przy wizycie miliona widzów w kinach producent otrzymuje sześć milionów złotych. Zatem w euro byłoby to półtora miliona. Półtora miliona do czterdziestu milionów. Jeśli widzów pójdzie trzy miliony to producentowi zwróci się cztery i pół miliona euro. Mniej niż jedna ósma wyłożonej kwoty.

 

Bądźmy jednak optymistami i załóżmy że nastąpi cud frekwencyjny. Film będzie bardzo dobry i nie będzie w nim widać braków związanych ze zbyt małą kwotą. Propaganda szeptana powtórzy to, media, a przede wszystkim tvp będą mówić o filmie od rana do wieczora. Rusza także nieco tyłki straszni mieszczanie i frekwencja wyniesie 10 milionów. To jest maksimum absolutne i więcej nie można się spodziewać w kinach choćby puszczano dokument z autentycznym wywiadem z archaniołem odpowiadającym na wszystkie pytania.

 

(Przy omawianiu frekwencji warto też zwrócić uwagę na to że film jest na ekranach tylko trzy miesiące, toteż sytuacje z dawnych czasów gdy fani filmu chodzili nań wielokrotnie w ciągu kilku lat nie mogą mieć miejsca. Nie ma też miejsca dla osób spóźnionych, które z takich czy innych powodów nie mogły go obejrzeć w czasie trzech miesięcy, a chętnie zrobiłyby to w kinie później).

 

Przy najbardziej optymistycznej i prawie niewiarygodnej wersji dziesięciu milionów w polskich kinach (nawet gdyby film przypadkiem dostał dwa i pół Oskara aż a przyznających opanowałby dziwny amok i zapomnieli że nie są dobre rzeczy , które pokazują heroizm Polaków i ich krzywdę) byłby to zwrot piętnastu milionów euro, a więc nawet nie połowy kwoty.

 

Nie ma co liczyć na to że pieniądze zwróciłyby się przy dystrybucji dvd, telewizyjnej ( także zagranicznej) . Nie można też liczyć na to że film nawet gdyby by bardzo udany pod względem artystycznym i trafny jako widowisko, aby zarobił istotne pieniądze przy dystrybucji kinowej zagranicą. Powinno tak być, gdyby był naprawdę dobry, ale nie będzie. (Chciałbym się tu mylić, ale sądzę, że się niestety nie mylę).

 

Jest to zatem jak widać sytuacja patowa.

 

Jedynym sensownym producentem wydaje się być w takiej sytuacji państwo, albo przez bezpośrednie sfinansowanie produkcji w z budżetu, albo przez swoje agendy, jak totolotek, czy najbardziej telewizję polską. Telewizja polska z samych tylko reklam ma rocznie przychodu około półtora miliarda złotych, czyli niemal 400 milionów euro. Starczyłoby na ponad osiem takich produkcji.

 

Oczywiście są jeszcze kulczyki i inne dzwońce. Gdyby byli patriotami mogliby raz w życiu wyłożyć na taka imprezę jedną pięćdziesiątą swojego majątku. Byłoby im na pewno łatwiej ( nie mówię o żalu co ściskał by pewną część ciała, tylko o kwestii technicznej.) niż emerytowi z emeryturą tysiąc złotych dać 20 na Radio Maryja. Zapewne gdyby była taka sytuacja w Polsce że zostali by przymuszeni ze względów towarzyskich, bo tak wypadałoby, odchorowaliby to a może nawet jak bohater Czechowa po przyjściu do domu po prostu położyliby się i umarli). Mogliby ze względu na taki czyn zyskać uznanie Polaków i pamiętałyby nawet przyszłe pokolenia, a i na świecie bardziej by o nich słyszano, bo byłoby to głośne że jakiś bogacz z Europy Środkowej wyłożył na patriotyczną produkcję pieniądze, na promocję swego kraju, czego nie uczynił do tej pory nikt. Ale nie takie są ich intencje. Zresztą nawet gdyby taki szalony czyn zrealizowaliby, to musieli by się tłumaczyć przed starszymi i mądrzejszymi z tego że promują Polskę.

 

Piszę to po to by podkreślić że wśród najbogatszych ludzi takich nie ma. Cóż mogłoby się zdarzyć że jak Wokulskiemu taka fanaberia przyniosłaby nawet zyski, ale oni nie są Wokulskimi. Oj, bardzo daleko im od Wokulskich i to pod każdym względem.

 

Rozmawiam jakiś czas temu z kolegą. Mówię czy gdybyś miał majątku 500 milionów euro nie dałbyś, nie dołożyłbyś pięciu milionów na produkcję o Powstaniu. „Dałbym i pięćdziesiąt” – mówi. A wiem że mówi prawdę.

 

Jednakże nie chciałbym pieniędzy od takich ludzi na ważny dla Polski film. Chociaż powinni być napiętnowani za to że tego nie robią. Powinno się w nich bić jak w bęben, także z innych powodów. Chciałbym aby pieniądze dało państwo polskie, bądź telewizja polska. A reżyser był wyłoniony w drodze konkursu i przepytywany także ze swojego patriotyzmu, nie tylko ze sprawności rzemieślniczej. Inaczej mówiąc czy kocha taki temat czy też mu się, ścierwu, tylko kaska podoba, tym większa im większa produkcja.

 

 

Jeśli chodzi o państwo polskie, biorąc pod uwagę film o Powstaniu Warszawskim to że od czasu konkursu na scenariusz w 2006 roku nie ruszyła produkcja, też osoby w państwie które mogły mieć na to wpływ powinny być również napiętnowane.

 

Nie ma innego wyjścia w przypadku Polski. Nasza sytuacja jest wyjątkowa i bardzo trudna. Potrzeba chwili (teraz i najbliższych lat) jest stworzenie specjalnej państwowej puli, specjalnego funduszu, który by co roku, lub co dwa lata ewentualnie finansował produkcję filmową na ważne dla Polski tematy, a kwota taka powinna tak naprawdę wynosić rocznie 100 milionów euro. (Przypomnijmy że tyle kosztował ostatni „Asterix”). Gdyby zaś jakiś film historyczny obszedł się znacznie mniejszą kwotą (a przecież będzie tak w wielu przypadkach – nie zawsze muszą to być superprodukcje) to można zrobić kilka rocznie.

 

Powie wielu: Państwa polskiego na to nie stać. Odpowiem: Polski nie stać żeby tego nie robić. To jest dla Polski sprawa strategiczna. A czy rzeczywiście nie stać? A stać na straty dzięki aferze paliwowej trochę przyhamowanej więcej niż półtora miliarda złotych rocznie? Mamy tu ponad 30 produkcji za 40 milardów euro. Starczy nie na rok, ale na 30 lat. Pieniądze które pójdą na pokrycie strat popowodziowych, a które gdyby Tuskoland bandycko nie utrącił przygotowanych projektów i zrealizował choćby swoje „które już w szufladach czekały”, byłyby znacznie mniejsze, starczyłyby na tego typu produkcje na sto lat, lub więcej.

 

A czy państwo polskie stać na to żeby darowywać firmom eksploatującym gaz łupkowy 19 procent i żądać od nich tylko 1 jednego procenta, co jest niesłychane zresztą i za samą taką intencję zamknąłbym o chlebie i wodzie na 30 lat ruskokamorrę (Tuska i Komora).

 

Nie mówmy więc o tym że państwa polskiego na to nie stać, lub że inni tak nie robią. Nie robią bo nie muszą, a poza tym nie mają takiej historii jak my.

 

O innych sprawach dotyczących filmu polskiego i filmowców polskich w kolejnym odcinku.

 

cdn

Damy radę,panie pułkowniku! Scenariusz filmu o Powstaniu Warszawskim Publikatornia.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura