mapa64 mapa64
156
BLOG

Geopolityczne rozdwojenie jaźni PiS.

mapa64 mapa64 Polityka Obserwuj notkę 6
Wydaje się, że nasze obecne władze rozumieją, że każde kolejne kroki „integrujące” nas z Unią Europejską , w praktyce polegają na przekazywaniu coraz to nowych obszarów do kompetencji instytucji unijnych, tym samym ograniczając nasze możliwości oporu. W efekcie te działania ograniczają też możliwość realizacji obranego przez decydentów w PiS geopolitycznego celu. Dlatego wydawać by się mogło, że Polska powinna skoncentrować się na zachowaniu maksymalnych uprawnień i wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby te centralizacyjne zapędy w Unii Europejskiej osłabić.


Geopolityczne rozdwojenie jaźni PiS.
         Toczącej się wojnie na Ukrainie towarzyszy oficjalny przekaz, w którym siły dobra, czyli „demokratyczny Zachód” odpierają agresję „imperium zła”, którego symbolem jest „Rosja Putina”. Nie kwestionując tego, że z perspektywy Ukrainy może ta wojna być i tak postrzegana, jak to się powtarza, jako „walka o wolność”, to jednak nie zmienia to faktu, że taka narracja przesłania istotę toczącego się konfliktu, który niestety jest prawdopodobnie preludium do wielkiego starcia geopolitycznego pomiędzy atlantycką tallasokracją, a kontynentalną tellurokracją, które wg Karla Schmitta, są dwiema przeciwstawnymi sobie megacywilizacjami. (1) Starcia, które dzisiaj ma charakter rywalizacji o to, czy świat pozostanie jednobiegunowy, z dominującą pax americana, czy też dwu, albo i wielobiegunowy. Głównymi aktorami tego starcia są oczywiście Stany Zjednoczone i Chiny, a tocząca się wojna rosyjsko- ukraińska, jest po prostu wojną zastępczą, tych dwóch potęg.
        Rozumienie konfliktu na Ukrainie jako części wielkiego sporu geopolitycznego, każe zastanowić się, czy rzeczywiście jest to starcie świata zachodniego ze Wschodem. Patrząc realnie, Unia Europejska zdominowana w dużej mierze przez Niemcy, nie ma interesu obrony świata jednobiegunowego z dominacją amerykańską. Celem Niemiec jest niewątpliwie pozbycie się tej dominacji i budowa wokół siebie za pomocą instytucji unijnych federacji państw, z Niemcami, jako państwem wiodącym. Tego celu nawet nie kryła rządząca dzisiaj Niemcami koalicja SPD-FDP- Zieloni. (2) Dowodem na dystansowanie się Niemiec, czy Francji od polityki Stanów Zjednoczonych polegającej na próbach wymuszenia na tych państwach poparcia celów amerykańskich w konflikcie na Ukrainie, są ostentacyjne wizyty kanclerza Scholza i prezydenta Macrona w Pekinie. Zwłaszcza ta ostatnia, w której prezydent Francji mówił o Europie, jako „trzecim supermocarstwie” między Chinami a Stanami Zjednoczonymi (3), wskazuje na to, że owo dystansowanie się od Stanów Zjednoczonych staje się paradygmatem geopolityki europejskiej. Należy zatem brać pod uwagę taki scenariusz, że Unia Europejska w sytuacji utrzymania obecnego kursu geopolitycznego, nie poprze Stanów Zjednoczonych w konflikcie z Chinami i prawdopodobnie współdziałającą z nimi Rosją, zwłaszcza jeśli Ameryka nie będzie posiadała potencjału do wymuszenia tego poparcia u swoich formalnych sojuszników. W sytuacji, gdyby do tego wielkiego konfliktu geopolitycznego doszło, dla Polski ta kwestia ma znaczenie kluczowe. Może bowiem się okazać, że wbrew powtarzanym sloganom o tym, że NATO nas obroni, w sytuacji rzeczywistej agresji rosyjskiej, nie będziemy mogli liczyć na pomoc największych państw Unii Europejskiej. Ta sytuacja przypomina trochę rok 1812 w którym ówczesne Księstwo Warszawskie pomimo pozostawania w szerokiej koalicji stworzonej przez Napoleona, do walki z Rosją (i Anglią), trwając przy nim do końca, ostatecznie zostało zniszczone, m.in. przez dotychczasowych sojuszników, którzy wykonali woltę, w sytuacji gdy porażka Francji stała się faktem.
      Dzisiaj Polska chcąc, nie chcąc w ten geopolityczny spór wpisać się musi. W praktyce można stwierdzić, że wybór już został dokonany i prawdopodobnie był motywowany próbą uzyskania pomocy Stanów Zjednoczonych, do powstrzymywania przede wszystkim neoimperialnych zakusów Rosji, ale też w celu osłabienia impetu rodzącej się hegemonii niemieckiej w Unii Europejskiej. Ceną, za to poparcie było wpisanie się bezwarunkowo w politykę amerykańską. W efekcie Rząd Prawa i Sprawiedliwości, tworząc z Polski główną bazę logistyczną dla pomocy militarnej kierowanej na walkę z Rosją, prowadząc bardzo aktywną politykę międzynarodową mającą Rosji zaszkodzić, a jednocześnie pozostając w stałym konflikcie z Niemcami i Unią Europejską, usytuował się jednoznacznie w obozie proamerykańskim, w którym w Europie bezdyskusyjnie ze znaczących państw znajduje się wyłącznie Wielka Brytania, będąca obecnie i tak poza strukturami Unii Europejskiej. O tym czy dokonany przez rząd Rząd Prawa i Sprawiedliwości wybór był słuszny, oczywiście należy dyskutować, ale ta kwestia nie jest tematem niniejszego artykułu.
       To co należałoby przeanalizować, to jest swoista schizofrenia w geopolitycznych działaniach rządu Prawa i Sprawiedliwości . Skoro bowiem została wybrana opcja bycia wysuniętą placówką amerykańską w strefie zgniotu pomiędzy współpracującymi ze sobą Niemcami, a Rosją, skoro sternicy polityki zagranicznej z Prawa i Sprawiedliwości traktują te państwa, jako nasze zagrożenie, to zastanawiać musi prowadzona przez nich polityka, zwłaszcza w kontekście Unii Europejskiej. Wydaje się, że wbrew pojawiającym się jeszcze postulatom o powrocie do budowy „Europy Ojczyzn”, nasze władze chyba nie mają złudzeń, że obecnie taki scenariusz jest absolutnie niemożliwy. Wydaje się, że nasze władze, przynajmniej deklaratywnie są przeciwne budowie europejskiego państwa. Wydaje się, że rozumieją, iż powstanie zjednoczonej przez Niemcy „Europy”, spowoduje wyparcie z tej części świata wpływów amerykańskich. Wydaje się, że nasze obecne władze rozumieją, że każde kolejne kroki „integrujące” nas z Unią Europejską , w praktyce polegają na przekazywaniu coraz to nowych obszarów do kompetencji instytucji unijnych, tym samym ograniczając nasze możliwości oporu. W efekcie te działania ograniczają też możliwość realizacji obranego przez decydentów w PiS geopolitycznego celu. Dlatego wydawać by się mogło, że Polska powinna skoncentrować się na zachowaniu maksymalnych uprawnień i wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby te centralizacyjne zapędy w Unii Europejskiej osłabić.
     Tymczasem obserwując sekwencję wydarzeń, można stwierdzić, że wbrew deklarowanemu przez polityków PiS hurrapatriotyzmu, wbrew zapewnieniom, że nie pozwolą ograniczać polskiej suwerenności, praktyka pokazuje, że jest wręcz odwrotnie. Początków należy szukać w decyzji stawianego dziś za wzór patriotyzmu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który co prawda po oporach zgodził się na ratyfikowanie przez Polskę Traktatu Lizbońskiego. Chociaż już wówczas były podnoszone argumenty, że traktat zwiększy formalną zależność Polski od instytucji unijnych. Było też wiadome, że traktat jest próbą wprowadzenia tylnymi drzwiami zablokowanej przez Francję, tzw. „konstytucji dla Europy”. Prezydent Polski nie skorzystał wówczas z istniejących, skutecznych prawnych możliwości zablokowania wejścia w życie tego dokumentu, a miał poparcie konsekwentnie oponującego w tej kwestii Vaclava Klausa- prezydenta Czech. Traktat Lizboński pozwolił na przyśpieszenie centralizacyjnych zapędów Unii, co po wyjściu z niej Wielkiej Brytanii i powstaniu ewidentnej przewagi Niemiec w tej organizacji, pozwoliło na wykorzystywaniu traktatu , jako instrumentu polityki niemieckiej.
    Kolejne ustępstwa nastąpiły po wygranych przez Andrzeja Dudę i Prawo i Sprawiedliwość wyborach w 2015 roku. Pierwszym obszarem ustępstw była dziedzina sądownictwa, którą próbował zreformować nowy rząd. Nie wchodząc w dyskusję na temat słuszności proponowanych rozwiązań, należy stwierdzić, że swoimi ustępstwami, począwszy od poddania reformy ocenie Komisji Weneckiej, rząd PiS, otworzył drogę do ingerencji instytucji unijnych na obszarze, który w ramach „przyznania”, nie został przekazany do kompetencji Unii Europejskiej. Należy zauważyć, że niekonsekwencja i chwiejność władz w temacie „walki o sądy”, spowodowała, że ta bezprawna ingerencja ze strony polityków Unii, prowadzona pod hasłem „praworządności”, stała się wygodną retorsją Berlina, na emancypacyjne plany Warszawy. Retorsją, która Polskę kosztuje 1 mln euro dziennie. Co więcej ta niekonsekwencja i chwiejność rządu PiS ośmieliła środowiska sędziowskie, z założenia apolityczne, do czynnego wspierania polityki niemieckiej i podważania suwerenności Polski na obszarze sądownictwa. Ostatnim, żałosnym akcentem tej ustępliwości rządu PiS było uzgadnianie poza Polską zapisów ustawy dotyczących Sądu Najwyższego i tworzenie ad hoc prawa, które budzi poważne wątpliwości, co do zgodności z Konstytucją.
          Drugim istotnym elementem osłabiającym polską suwerenność są dekarbonizacja, zielony ład i szeroko rozumiana polityka klimatyczna. Co prawda temat został odziedziczony po rządzie PO, ale rząd PiS w tej sprawie, nie tylko że nic dla obrony Polski nie zrobił, ale wręcz doprowadził do dalszego jej uzależnienia, finalnie godząc się na pakiet „Fit for 55”. Pomijając już kwestię wysoce negatywnych efektów zaaprobowanych przez rząd rozwiązań dla przeciętnego Polaka, to należy zauważyć, że te rozwiązania uderzają wprost w podstawy suwerenności Polski. Efektem „Fit for 55” będzie istotne osłabienie konkurencyjności polskiej gospodarki, likwidacji całych jej sektorów, np. górnictwa. To z kolei będzie niewątpliwie wiązać się zarówno z perturbacjami na rynku pracy, uzależnieniem od surowców importowanych, albo importowanych technologii, a także z przejmowaniem niektórych sektorów gospodarki przez kapitał zagraniczny. Wreszcie, zgoda na ten pakiet, otwiera szeroko drzwi do ingerencji instytucji unijnych w politykę państwa polskiego z narzucaniem niekorzystnych rozwiązań zarówno prawnych, jak i ekonomicznych.
      Trzecim obszarem jest zgoda rządu Morawieckiego na powiązanie wypłaty funduszy, z tzw. praworządnością. Chociaż pierwotnie głoszono, że celem tego rozwiązania jest ochrona finansów UE, to w praktyce ten instrument jest skutecznym sposobem dyscyplinowania polskiego rządu. Jeszcze w listopadzie 2020 roku minister Michał Dworczyk wówczas szef kancelarii premiera przestrzegał, że jest to „próba stworzenia mechanizmu politycznego, dzięki któremu będzie można wywierać nacisk na niektóre państwa Unii Europejskiej”; I dodatkowo jasno deklarował, że: „nie będzie na to zgody” (4). Problem był tylko w tym, że zgoda już była udzielona wcześniej na nadzwyczajnym szczycie Unii Europejskiej w lipcu 2020 roku. Wówczas narracja rządu była taka, że nie ma bezpośredniego powiązania (bezpośredniej warunkowości) pomiędzy tzw. praworządnością a środkami budżetowymi(5). Po listopadzie 2020 roku była jeszcze możliwość zawetowania tego mechanizmu, ale rząd od tego odstąpił. Ostatecznie warunkowość została przyjęta w grudniu 2020 roku na kolejnym szczycie Unii Europejskiej.
      O tym, że mechanizm warunkowości zostanie wykorzystany w celu dyscyplinowania Polski, można było się szybko przekonać. Rozporządzenie weszło w życie 1 stycznia 2021 r. Znalazł się w nim zapis, że „na mocy nowego rozporządzenia płatności z budżetu UE mogą być wstrzymywane w stosunku do krajów, w których stwierdzone naruszenia zasad praworządności utrudniają zarządzanie funduszami UE”. Pojęcie zarządzania funduszami jest dość szerokie, a przez to dawało unijnym biurokratom sterowanym przez Niemcy możliwość blokowania środków unijnych dla Polski, pod pozorem „naruszenia praworządności” . Próbując usunąć zagrożenie Polska i Węgry w dniu 11 marca 2021 r. zaskarżyły rozporządzenie do Trybunału Sprawiedliwości UE. Z marnym skutkiem bo 16 lutego 2022 r. TSUE wydał orzeczenie, w którym skargę oddalił. Mechanizm warunkowości został skutecznie zastosowany w związku z, tzw. Krajowym Planem Odbudowy i Zwiększania Odporności ( w ramach planu odbudowy Europy), który wg premiera Mateusza Morawieckiego miał być „drugim planem Marshalla”. W praktyce plan jest kolejnym krokiem ku budowie federacji europejskiej, za pomocą mechanizmu wspólnej pożyczki, zaciągniętej przez Komisję Europejską w imieniu UE, by sfinansować Fundusz Odbudowy, Plan mówił o pożyczce zaciągniętej na rynkach kapitałowych na kwotę do 750 mld euro. Tym samym Unia Europejska występuje tutaj jako podmiot zaciągający samodzielnie kredyty samodzielnie, co powoduje, że wchodzi na obszar, który tradycyjnie należał do kompetencji państw. Utrwalenie tego mechanizmu spowoduje, że decyzje dotyczące zaciągania kredytów, a tym samym samodzielność dysponowania nimi, będą leżały w kompetencji ponad państwowego tworu, co w efekcie może prowadzić do tworzenia się konkurencyjnego w stosunku do państw członkowskich ośrodka władzy, niezależnego od nich finansowo.
      Ale z Krajowym Planem Odbudowy wiąże się jeszcze inne ograniczenie. Otóż środki z niego są przeznaczane na konkretne wskazane przez agendę unijną cele, spośród których część niekoniecznie służy Polsce, zwłaszcza te w zakresie, tzw. zielonej transformacji. Co gorsza uzyskanie tych środków wiąże się z koniecznością spełnienia, tzw. kamieni milowych, które jak np. oskładkowanie wszystkich umów cywilnoprawnych, pogorszy konkurencyjność polskiej gospodarki. Oczywiście głównym kamieniem milowym jest wymuszana przez Unię Europejską „reforma sądownictwa”. Zresztą obecnie i tak nie zapowiada się, aby środki z KPO do Polski napłynęły, bowiem dzięki dezynwolturze naszego rządu i zgodzeniu się na mechanizm warunkowości, mamy do czynienia z dyscyplinowaniem naszego kraju poprzez żądanie kolejnych ustępstw i jednocześnie wstrzymywaniem wypłaty środków. Dziś zresztą zaczyna się spekulować o zamrożeniu też środków innych niż KPO, np. z funduszy spójności (6). Mechanizm jest o tyle destrukcyjny, że pozwala na szantażowanie rządu PiS kolejnymi żądaniami, przy jednoczesnym wykorzystywaniu faktu braku tych środków przez większość opozycji. A ten jak pokazuje praktyka, jest w stanie iść na daleko idące ustępstwa, kosztem polskiej suwerenności. Mamy tu do czynienia z powtarzającym się działaniem. Najpierw zawarcie niekorzystnego i zagrażającego Polsce porozumienia, z oficjalną narracją, że zagrożeń nie ma. Potem, jak okazuje się, że podpisane dokumenty takie zagrożenia stwarzają, to następuje deklaracji, że wszystko uda się wynegocjować. Po niekorzystnych negocjacjach i sprowadzeniu na ziemię, pojawia się narracja o tym, że korzyści mimo wszystko przewyższają straty. Potem, gdy okazuje się, że środki popłyną, ale pod dodatkowymi warunkami, chaotycznie próbuje się te warunki spełnić, a gdy środki ostatecznie nie wpłyną, zrzuca się winę na złą Unię Europejską.
      Reasumując trudno nie odnieść wrażenia, że co najmniej mamy tutaj do czynienia z brakiem spójnej koncepcji, jak w owym geopolitycznym sporze powinniśmy się zachować. Swoistym rozdwojeniem jaźni, w którym podejmujemy decyzje wykluczające się wzajemnie. Trudno uwierzyć, że to wszystko jest przemyślane. Bardziej przypomina to chaos myślowy, albo doraźną walkę, aby wygrać kolejne wybory. Szkoda, że odbywa się to kosztem utraty kolejnych obszarów polskiej suwerenności.
(1) Carl Schmitt Planetarne napięcie między Wschodem i Zachodem a opozycja Lądu i Morza,
(2) https://forsal.pl/swiat/aktualnosci/artykuly/8300425,nowy-rzad-niemiec-chce-przeksztalcic-ue-w-federalne-panstwo-europejskie.html
(3) https://oko.press/macron-chiny-europa-putin-xi
(4) https://forsal.pl/swiat/unia-europejska/artykuly/8006139,fundusze-unijne-praworzadnosc-mechanizm-politycznego-nacisku-dworczyk.html
(5) https://www.gov.pl/web/ue/nadzwyczajny-szczyt-rady-europejskiej
(6) https://www.money.pl/gospodarka/zagrozone-kolejne-miliardy-z-ue-dla-polski-premier-morawiecki-reaguje-6879806434007840a.html

mapa64
O mnie mapa64

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka