44 Czterdzieści i Cztery 44 Czterdzieści i Cztery
731
BLOG

Posmoleński wywiad z Horodniczym i Bończą-Tomaszewskim

44 Czterdzieści i Cztery 44 Czterdzieści i Cztery Polityka Obserwuj notkę 5

Ukazał się właśnie pierwszy numer nowego periodyku – “Rzeczy Wspólne”, wydawanego przez Fundację Republikańską. Premierowe wydanie pisma otwiera artykuł wstępny naczelnego Bartłomieja Radziejewskiego, bezpośrednio po którym zamieszczono – przeprowadzony także przezeń – obszerny wywiad z redaktorami “Czwórek”: Nikodemem Bończą-Tomaszewskim i Markiem Horodniczym pt. “Błogosławiony dyskomfort”. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty publikacji, zachęcając Państwa do lektury całości.

Radziejewski: Na dzieje Polski od XVIII wieku możemy spojrzeć jako na pasmo katastrof narodowych. Pod Smoleńskiem wydarzyła się kolejna. Różnica jest taka, że wszystkie poprzednie katastrofy przytrafiały się nam w czasach wojny lub niepokoju, a tym razem stało się inaczej. Przed 10 kwietnia żyliśmy w przekonaniu o niezmąconym bezpieczeństwie, pokoju i dobrobycie. Co będzie teraz?

Horodniczy: Pan użył czasu przeszłego, mówiąc, że żyliśmy – tu już moja opinia – w PR-owsko wykreowanym stanie technokratycznego błogostanu. Ja natomiast jestem pesymistą, a może realistą i uważam, że ten stan rzeczy od razu się nie zmieni. Gra toczy się gdzieś indziej i o coś poważniejszego. Intuicyjnie przeczuwają to środowiska, które od lat grają na podłączenie nas do zachodniej, zeświecczonej kultury czy cywilizacji. Panika, w jaką wpadli ideolodzy i aktywiści tych środowisk w związku z Tragedią Smoleńską, świadczy o tym, że boją się polskości. To, co było uśpione, zakorzenione w tradycji, okazało się wciąż żywe. I cała ich koncepcja budowy <nowego wspaniałego społeczeństwa> legła w gruzach. Bo również intuicyjnie, ale zupełnie inaczej niż oni, czuł to lud. Ta intuicja była bardzo silna – oczywiście chwilowa, wydarzeniowa, ona jeszcze trwa – i może być zaczynem czegoś większego.

Bończa-Tomaszewski: Myślę, że jest to pytanie o mesjanizm jako o pomysł na Polskę. W naszej wspólnocie narodowej jest coś takiego jak zmęczenie nowoczesnością. Zmęczenie po komunizmie odreagowaliśmy w latach dziewięćdziesiątych, próbując zapomnieć o cierpieniu i skupić się na budowie szczęśliwego społeczeństwa dobrobytu. I jest to zrozumiałe, taki <oddech> Polakom się należy. Z drugiej strony widzimy ostatnie 200-300 lat naszej historii jako pasmo klęsk cywilizacyjnych, przede wszystkim politycznych i gospodarczych. Polska historiografia od połowy XIX wieku koncentruje się na narodowych klęskach i takie spojrzenie przeniknęło do podręczników szkolnych, do powszechnej świadomości, tworząc obraz fatum ciążącego nad naszą współczesną historią. Jednak dużo zależy od perspektywy, którą przyjmiemy, wartościując dzieje. Moim zdaniem w konfrontacji z nowoczesnością Polscy odnieśli także sukcesy. Można tu na przykład wskazać proces formowania się nowoczesnego narodu polskiego. Pod wieloma względami przeszliśmy ten proces o wiele lepiej niż inne narody Europy. [...]

Katastrofa uświadomiła nam istnienie jakiejś tajemniczej siły, o której istnieniu zupełnie zapomnieliśmy. Obudziła coś mocniejszego od nas, silniejszego zarówno od ładu instytucjonalnego, jak i od ludzi – aktorów wydarzeń. Mówiąc językiem Hegla, objawił się <duch narodu>. [...]

Jednak katastrofa Smoleńska i nasza reakcją na to wydarzenie nieustannie kierują nas w stronę polskiego mesjanizmu i w pewnym sensie nastąpił jego kolejny triumf. Kiedy rozpoczynaliśmy wydawanie <44>, mieliśmy problem z przełamaniem pewnych klisz funkcjonujących wśród inteligencji. Do czasu katastrofy spotykaliśmy się z zarzutami, że mesjanizm jest ideą oderwaną od rzeczywistości i zupełnie nieprzystającą do współczesnych realiów. 10 kwietnia 2010 roku to się skończyło.

Horodniczy: Zmieniła się atmosfera mówienia o mesjanizmie. Dwa przykłady. Głos profesora Andrzeja Zybertowicza, agnostyka, który stwierdził, że w odniesieniu do 10 kwietnia 2010 jest to bodaj najlepsza narracja i głęboko sympatyzuje z tymi, którzy sięgając po mesjanizm, wyłączają na pewien czas racjonalne myślenie i zajmują się odczytywaniem symboli. Kolejny przykład to wywiad Jana Rokity dla <Tygodnika Powszechnego>, w którym mówi on, że nie jest w stanie walczyć z tryumfującą po Smoleńsku tradycją neoromantyczną i musi, chcąc nie chcąc, pochylić głowę przed narracją mesjanistyczną. [...]

Radziejewski: Od tego, co będziemy potrafili o tragedii smoleńskiej powiedzieć, w ogromnym stopniu zależeć będzie to, co w nas po niej pozostanie.

Bończa-Tomaszewski: W polskim społeczeństwie pozostanie poczucie osamotnienia. Nie chciałbym wchodzić w geopolitykę, chodzi mi raczej o samotność wobec nowoczesności. Europa nas nie rozumie i nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić. Pozostajemy sami wobec globalizacji i traumy nowoczesności. Jesteśmy sami ze swoją historią oraz ze swoim cierpieniem i sposobem jego przeżywania. Jest to koniec marzenia, że zbawienie przyjdzie z Zachodu, zbawienie w postaci równych autostrad czy ciepłej wody z kranu. I wiary w to, że zachodnia humanistyka ma nam coś do zaproponowania. [...] Widoczna stała się także potrzeba akceptacji ze strony świata, jego współcierpienia wraz z nami. Tymczasem wybuch wulkanu, który sparaliżował ruch lotniczy, całkiem dosłownie pokazał, że jesteśmy sami – jeśli pojawi się problem, to Zachód nie będzie ryzykował. To jest coś, co pozostanie w pamięci. Jednak najważniejsze jest to, że jedynym miejscem, które nas przyciąga w czasie tragedii, jest kościół. Polak jak nie wie, co ma zrobić - biegnie do kościoła. I po Smoleńsku, tak jak wówczas, gdy umarł Papież, wszyscy zjawili się w świątyniach. To pokazuje, że Polacy nie posiadają żadnych prawdziwych instytucji poza Kościołem. To tak jakby duch narodu nie potrafił się w innymi miejscu zinstytucjonalizować.

Radziejewski: Mówiliście o samotności Polaków. Dłuższe osamotnienie oznaczałoby upadek narracji widzących zbawienie w integracji z Europą czy szerzej z Zachodem i tryumf tożsamości narodowej, czyż nie?

Horodniczy:Chciałbym poczynić pewną generalną uwagę do tego, co środowisko <44> nazywa neomesjanizmem. Otóż naród Polski nie znalazł rzeczywistości, takiej jak państwo, w której wspólnota mogłaby się rozwijać. Patrząc na naszą historię ostatnich kilkuset lat, można wyciągnąć wniosek, że jest to skutek nieustannych zmagań z cierpieniem bez współczucia i niemożnością przeżywania żałoby. Ostatnie dni pokazały, że jest wiele spraw, które nie zostały dotąd w dostateczny sposób przemyślane. I tutaj pojawia się koncepcja neomesjanistyczna. W obrębie historii symbolicznej, Katyń jest jednym z przykładów nie przeżytej w pełni żałoby. Bo czym jest żałoba? Człowiek, który dowiaduje się, że jego bliski zginał, zabiega o to, by jego ciało zostało pochowane, aby oddać temu ciału stosowną cześć. Próbuje też zrozumieć za wszelką cenę, jak to się wydarzyło, wytłumaczyć całe zdarzenie. Potem chce nad zmarłym zapłakać, przemyśleć znaczenie jego śmierci i być bogatszym o to doświadczenie. Zbrodnia katyńska nie doczekała się takiego rytuału, a zatem jedno z fundamentalnych wydarzeń dla historii Polski XX wieku jest jakoś osamotnione, bezpańskie. I to nas uwiera. Cierpienie jest jątrzące. Święty Paweł w Liście do Tymoteusza głosi, że Pan Bóg doświadcza tych, których kocha. Katyń przypomina trochę doświadczenie Izraelitów w Starym Testamencie – nie pozwala poczuć się bezpiecznie, jest znakiem ciągłego zmagania się, błogosławionego dyskomfortu. Dariusz Gawin w jednym ze swoich tekstów tak mniej więcej zrekonstruował nasze główne narodowe dążenie: <teraz już koniec z tym cierpiętnictwem, nie chcemy już więcej, gruba kreska, teraz idziemy w stronę nowoczesnego, silnego państwa!>. A tu nagle Pan Bóg stawia nas przed takim wydarzeniem. I co teraz? Okazuje się, że – tak jak stwierdził Rokita – nie sposób nie przyjąć narracji mesjanistycznej. Modernizacja schodzi na drugi plan, bo ważniejsza okazuje się zapomniana tożsamość. [...]

Radziejewski: Żałoba narodowa była również unikalnym przeżyciem estetycznym. Polacy doświadczyli podczas żałoby i grzebania bohaterów klasycznego piękna, którego dzisiaj się już masowo nie przeżywa. Zapomnianego piękna rytuału pogrzebowego, Wawelu i <Requiem> Mozarta.

Horodniczy: Mieliśmy do czynienia z patosem, który był na miejscu, z ładem uniwersum symbolicznego, który również był na miejscu. Wszystko było na miejscu. Ten naturalnie przyjmowany przez większość Polaków patos wpłynął też, jak sądzę, na ograniczenie komentarzy o charakterze prześmiewczym. Jeśli się pojawiły, natychmiast były napiętnowane. Raptem w świecie, w którym głównym orężem jest ironia, dystans i szyderstwo, czymś najbardziej naturalnym stały się powaga i patos. Ciekawe, w jaki sposób tragedia Smoleńska zostanie uwieczniona w sztuce: czy będą to wytwory pełne dystansu, próbujące przeprowadzić dekonstrukcję owego patosu czy też dzieła wzniosłe, przepojone powagą adekwatną do wydarzeń, z którymi się mierzą. [...]

Bończa-Tomaszewski: Po śmierci Papieża czekaliśmy na wieszczów, a dostaliśmy sacro polo. Oby tym razem było inaczej.”

Blog redagowany przez zespół Czwórek w składzie: Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Dylewski, Marek Horodniczy, Łukasz Łangowski, Michał Łuczewski, Filip Memches, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka