Czytacz Czytacz
42
BLOG

W odpowiedzi Ed Gantro, czyli pochwała "przymusu"

Czytacz Czytacz Polityka Obserwuj notkę 12

            Notka wymienionego w tytule użytkownika salonu24 wzbudziła mój silny sprzeciw. Na tyle silny, aby napisać do niej polemikę. Zacznijmy zatem.

            Argumentacja Ed Gantro opiera się na tym założeniu: „To rząd - Kaczyński, Giertych, Lepper - jest właścicielem państwowego szkolnictwa. My, wyborcy, się na to zgodziliśmy (tzn. ja akurat nie, ale przyjmijmy, że jest ta cholerna odpowiedzialność zbiorowa) - ale wcale nie wybierając takich a nie innych władców! Zgodziliśmy się przede wszystkim wtedy, kiedy wybieraliśmy tych, którzy samo ISTNIENIE Ministerstwa Edukacji Narodowej popierali.". Założenie to uważam za błędne. Rząd bowiem nie jest właścicielem państwowego szkolnictwa, ale jego administratorem. I jako administrator ma dbać, aby sprawnie funkcjonowało. Nie ma natomiast prawa „przemycać" do szkolnictwa własnej ideologii. Czy to prawicowej, czy lewicowej. Państwo, a co za tym idzie szkolnictwo państwowe, jest neutralne światopoglądowo. To oznacza, że ani nie opowiada się po stronie jakiejś konkretnej ideologii, ani nie wywyższa jednej ponad inne. I właśnie na tej zasadzie nie może być religii w szkołach publicznych. Jest to bowiem promowanie konkretnego światopoglądu (w tym przypadku katolickiego).

            Postulatem Ed Gantro jest prywatyzacja szkolnictwa. Moim zdaniem byłby to ogromny błąd ze szkodą zarówno dla państwa, jak i obywateli. Dlaczego? Zacznijmy od podstaw- ustrój jaki jest w Polsce to demokracja. Oznacza to, że suwerenem jest lud (albo l*d- wersja dla zwolenników JKM). Aby mógł on mądrze wybierać władzę (czyli np. nie wierzyć populistycznym obietnicom), musi być jak najlepiej wykształcony. Czyli każdy obywatel nie tyle może, co ma obowiązek uczęszczać do szkoły, która nauczy go czytać, pisać, która zapozna go z literaturą, historią i umożliwi rozwój własnej osobowości i tożsamości. Prywatyzacja szkolnictwa i (jak rozumiem) zniesienie przymusu szkolnego spowoduje, że powstanie w naszym kraju cała rzesza ludzi bez jakiegokolwiek wykształcenia. Wielu bowiem rodziców nie pośle dzieci do szkoły, aby nie musieć za to płać. Albo też dlatego, iż uznają, że wykształcenie i tak nie będzie im potrzebne, gdyż mają zostać na wsi i pracować. Odbije się to państwu czkawką, gdyż ułatwi populistom dojście do władzy.

            Szkolnictwo prywatne z założenia opiera się na tym, że trzeba za nie płacić (no chyba, że jakiś filantrop założy szkółkę dla biednych dzieci na wsi- ale nie czarujmy się- szanse na to są małe). Co oznacza, że nie wszystkich będzie na to stać. Oczywiście zwolennicy prywatyzacji zakrzykną: „Wcale nie- będzie konkurencja wśród szkół i co za tym idzie będą malały ceny". Odpowiem na to: nieprawda. To co nastąpi po prywatyzacji szkolnictwa, to powstanie dwóch rodzajów szkół. Jedne- z wysokim poziomem, elitarne, które uczniów i tak znajdą, zatem nie będą musiały obniżać cen. Drugie- z bardzo niskim poziomem, gdzie będą się uczyć dzieci biedne (co nie znaczy mniej zdolne). Doprowadzi to do rozwarstwienia społeczeństwa na zamożnych wykształconych (często ich wykształcenie będzie zwyczajnie „kupione") oraz niewykształconą biedotę (często zdolną, ale nie posiadającą środków na uczenie się). O dezawuacji tytułu magistra nie będę nawet wspominać.

            Na zakończenie- nie można dopuścić, aby bezosobowe siły wolnego rynku decydowały o wszystkim w państwie. Są sfery, do których wręcz nie wolno przykładać „gołych" praw ekonomicznych. Nie są one bowiem ani sprawiedliwe, ani najbardziej użyteczne. Wiem, że pewnie spotkam się z obelgami za moje poglądy, ale cóż- przyzwyczaiłem się. W wolnej chwili napiszę jaką według mnie rolę powinno pełnić szkolnictwo państwowe i jak powinno funkcjonować.

Czytacz
O mnie Czytacz

Kontakt: czytacz2@op.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka